Według wielu blogerów jarmark bożonarodzeniowy w Wiedniu należy do najpiękniejszych w Europie. W przeciwieństwie do największych miast w Polsce, kramy i stragany widoczne są tu w każdej dzielnicy. Zaskoczeniem dla wielu mogą być księża, którzy na swoje utrzymanie zarabiają, handlując tu grzańcem i choinkami przy kościołach, płacąc przy tym podatki.
Reklama.
Reklama.
Sama wycieczka z Polski na jarmarki bożonarodzeniowe w Wiedniu wiąże się z koniecznością wydania przynajmniej 600 złotych za bilety w obie strony. Ceny w Ryanair i w PKP są podobne – pod warunkiem że bilet kupimy maksymalnie tydzień wcześniej.
"Wiedeń to inny świat w święta"
Na każdym jarmarku w Wiedniu równie często jak język niemiecki słyszałem polski i ukraiński. Nic dziwnego, skoro Austria to drugi po Polsce najpopularniejszy kierunek emigracji wśród Ukraińców uciekających przed wojną. Korzystając z okazji, pytam spotkanych tu Polaków o różnice, jakie dostrzegają pomiędzy klimatem w naszym kraju, a rzeczywistością w Wiedniu, w którym żyją, pracują i mieszkają.
– Wiedeń to inny świat w święta. Wystarczy spojrzeć na zaangażowanie kleru w organizację i pracę przy jarmarkach stawianych przy parafiach. Nie są utrzymywani z pieniędzy podatników, żyją z tacy i tego co zarobią płacąc od dochodu odpowiednie podatki – mówi mi Janek, 23-letni student spod Krakowa.
Rozmawiamy przy jednym z takich miejsc, gdzie faktycznie lokalni mieszkańcy 5 bezirku kupują przy kościele choinki, a wieczorem licznie gromadzą się przy kilku kubkach grzańca rozlewanego przez księży.
– Na święta jedyne po co do Polski jeździmy, to kiełbasa i wędliny. Jakość i ceny mięsa tu w Wiedniu to absurd. Bardziej się opłaca pojechać po to do Polski, ale tylko po to, bo klimat, nastawienie ludzi, ich mentalność i wszechobecna atmosfera tu w Austrii jest nie do podrobienia – tłumaczy Dariusz, emigrant z Polski, który już od 15 prowadzi tutaj swój warsztat samochodowy.
Jarmark bożonarodzeniowy w Wiedniu, a w Polsce
Zacznijmy od tego, że u naszych południowych sąsiadów atmosfera świąt odczuwalna jest już od połowy listopada. Od wtedy na większości znanych placów w centrum i pozostałych bezirkach rozstawiane są kramy, stragany i budki, w których można kupić dosłownie wszystko. Najwięcej jest dań regionalnej kuchni, wszędzie króluje Winner Würstchen, czyli lokalna kiełbasa w wielu odmianach.
W ciągu dwóch wieczorów udało mi się zwiedzić zaledwie pięć z co najmniej kilkudziesięciu podobnych wiedeńskich jarmarków. Na najpopularniejszy i zarazem największy – ten przy Rathausplatz – dotarcie metrem z centrum zajmuje około 20 minut. Za bilet w jedną stronę zapłacimy 2,40 euro, czyli około 10 złotych. Wstęp tu jest darmowy, jednak samo dotarcie przez główną bramę wiąże się z koniecznością – dosłownie – przebrnięcia przez tłum, co zajmuje dobre kilka minut.
Miejsce to słynie z bodajże najsłynniejszego i najbardziej "instagramowego" lodowiska w Europie, które wylane jest na ulicach miasta. Sąsiaduje ono bezpośrednio z austriackim parlamentem. Ciężko mówić w tym przypadku o jeździe na łyżwach, bo ilość osób korzystających z atrakcji jest tak wielka, że na łyżwach po prostu przesuwamy się po tafli metr po metrze.
Ta rozpościera się na potężnym areale 8 500 mkw. Dyspozycji jest też wypożyczalnia z 2000 par łyżew. Nie jest to tania przyjemność, ponieważ za wstęp do Wiener Eistraum zapłacimy od świąt do 19 stycznia 6,50 euro za osobę, a od 19 stycznia do marca 3,50 euro. Do tego trzeba doliczyć też wypożyczenie łyżew za dodatkowe 8 euro.
Ceny na jarmarku w Wiedniu, a w Polsce – impreza dla bogaczy
Ceny we wszystkich kramach dorównują tym restauracyjnym, a często nawet je przewyższają. Wszechobecny zapach grzanego wina z goździkami i pomarańczą wyczuwalny jest na każdej ulicy. Za kubek takiego grzańca najmniejsza cena, jaką widziałem, to 7,40 euro, czyli około 30 złotych. Dla porównania w Polsce za taki sam trunek zapłacimy około 27 złotych, tu jednak do ceny tej sprzedawcy doliczają kaucję za kubek.
Wiedeńczycy są wychowani w kulturze integracji, szczególnie wokół licznych stoisk serwujących liczne, a często nieznane w Polsce potrawy. Jadalne kasztany, o których mało kto w Polsce słyszał, tu królują na większości ulic i jarmarków. Za kubek takiej przekąski zapłacimy najmniej 4 euro, czyli w przeliczeniu na naszą walutę około 17 złotych.
Dziesiątki rodzajów wiedeńskiej kiełbasy z grilla, to niewątpliwy przebój każdego jarmarku. Za najtańszą zapłacimy 7,50, więc około 30 złotych, czyli o około 5 złotych więcej niż we Wrocławiu. Serwowana jest ona bez dodatków, bo za nie musimy dopłacić ekstra około 3,50 euro. W zamian otrzymujemy nie najwyższej jakości jedną pajdę chleba i kleks ketchupu. Tu różnica jest spora, bo za takie same dodatki we Wrocławiu zapłacimy 5 złotych.
Nie są to ceny obowiązujące tylko na najsłynniejszym Christkindlmarkt przy budynku ratusza. Podróż po kolejnych tego typu, ale mniejszych miejscach uświadomiła mi, że nie da się zaoszczędzić nie idąc za tłumem i wybierając mniej popularne miejsca.
Dużo mniejszy jarmark tradycyjnie jest rozstawiony przy głównym wejściu na Prater Turm, czyli Wielki Prater. To całoroczne, ogromne wesołe miasteczko z długą historią, gdzie znajduje się Wiener Riesenrad – znane z pocztówek i zdjęć na całym świecie 65-metrowe koło młyńskie zbudowane tu w 1897 roku. Za przejażdżkę w wagoniku zapłaciłem bagatela 15 euro. Inne atrakcje, takie jak przejażdżka na 90-metrowej karuzeli lub wysokich rollercoasterach to wydatek pomiędzy 4 a 5 euro za osobę.
Pośród dziesiątek karuzel i pod świetlnymi sufitami z choinkowych lampek LED rozstawione są kramy, w których kupimy takie przysmaki jak kołacze za 8 euro, ziemniaki z sosem czosnkowym i serem z dodatkiem warzyw z grilla za 6, 90 euro lub corn dogi warte, w zależności od budki, od 6, do nawet 8,70 euro.
Niewątpliwie ogrom atrakcji, jakie oferuje Wiedeń, jest czymś, co po prostu warto zobaczyć i przeżyć. Stolica ta jest też świetną bazą wypadową dla miłośników białego szaleństwa, którzy z łatwością z dworca głównego w Wiedniu dostaną się do Salzburga, który oferują kilkaset kilometrów tras narciarskich.
Suma wydatków związanych z wyjazdem na święta do Wiednia niestety nie zachęca. Na trzydniowy pobyt należy wygospodarować minimum 500 euro, czyli około 2300 złotych uwzględniając aktualne kursy walut.