Najnowsze dane z 2023 roku pokazują, że ponad 3 tys. małych sklepów z różnych branż – od spożywczych po odzieżowe – zniknęło z rynku. Kolejne 10 tys. lokalnych przedsiębiorców zawiesiło swoją działalność gospodarczą. – Te lokalne stoją puste, bo nikt nie chce przepłacać na bazarkach – pokazuje nam puste kramy Barbara, właścicielka małego sklepiku z Bródna
Reklama.
Reklama.
Według raportu Dun & Bradstreet, liczba sklepów w Polsce zmniejszyła się do 373 tys. To oznacza, że lokalni i mali przedsiębiorcy nie są w stanie konkurować z wielkimi marketami, które powstają w każdym mieście na pniu.
Skontaktowałem się z Barbarą, która od 24 lat prowadzi swój osiedlowy sklepik na warszawskim Bródnie. – Gdyby nie alkohol i chemia z Niemiec, to nas też by nie było – zaczyna rozmowę.
Hekatomba osiedlowych sklepików i bazarów
Sektor sklepów spożywczych w Polsce, choć nadal króluje pod względem liczby placówek handlowych, zaczyna niepokojąco się kurczyć. Głównymi ofiarami są małe, niezależne placówki, podczas gdy duże sieci handlowe mają się dobrze.
– Tutaj kiedyś roiło się od ludzi. Wszyscy wstawali o 7 rano przed pracą po świeże pieczywo, szynkę i mleko, a teraz w biegu mogą kupić tanią, mrożona kajzerkę w tzw. piekarni, czyli stoisku, gdzie ustawiono piekarnik w hipermarkecie. Gdybym miała zarobić na takiej bułce, to musiałaby kosztować minimum złotówkę. Z taką cenę nikt jej dziś nie kupi – tłumaczy mi Barbara.
Kobieta w swoim sklepiku, który zajmuje 45 metrów kwadratowych lokalu usługowego w bloku z wielkiej płyty, wcześniej handlowała mięsem, serami, nabiałem i pieczywem. Dziś na półkach na próżno szukać tych produktów. Zamiast nich stoi tu kilkaset butelek z alkoholami, na miejscu gazet są papierosy, a na półkach tylko produkty z długim terminem ważności: chipsy, paluszki, ryż.
– Nie miałam wyboru, ale dzięki temu starcza do 10-tego każdego miesiąca. To do nas przychodzą co wieczór, gdy Żabka jest zamknięta. Paradoksalnie najwięcej zarabiamy od 22:30 do rana. Codziennie wielu przychodzi po wódkę, nikt nawet nie pyta o zdrowe jedzenie, tylko o chipsy. Nakładamy na nie swoją marżę, bo w końcu pracujemy w nocy. Kiedyś otwierałam o 6 rano, a teraz o 14:30.
Franczyzowy cyrograf albo "radź sobie sam"
Barbara na przestrzeni minionych pięciu lat miała wiele propozycji podpisania umowy franczyzowej. Na żadną z nich się nie zgodziła, ponieważ jak mówi "nigdy cyrografu nie podpisze".
Dodaje, że nie interesują jej żadne, nawet duże zyski i fakt, że spora grupa sklepikarzy podpisuje umowy franczyzowe. Twierdzi, że jej jedyną motywacją jest silne przywiązanie do niezależności i brak konieczności spełniania rygorystycznych warunków współpracy.
Rok 2023 okazał się dla sieci sklepów Żabka Polska okresem dynamicznego rozwoju. Sieć otworzyła ponad tysiąc nowych placówek, przekraczając imponujący próg 10 tys. sklepów na terenie Polski.
Sklepikarka podkreśla, że owszem marża na alkoholu i wyrobach tytoniowych pozwala się jej utrzymać i stanowi 70 proc. z zysku netto, jaki generuje każdego miesiąca. Pozostałe 30 proc. pochodzi z handlu chemią z Niemiec, nadal cieszącą się popularnością w wielu dużych miastach w Polsce, gdzie nie sposób nabyć proszku do prania o tej samej sile, co u naszych zachodnich sąsiadów.
– Mąż jeździ raz w miesiącu do Słubic, skąd dostawczakiem przywozi, ile się da. Są takie miesiące jak te przed świętami, że pozbywamy się towaru nawet w tydzień. Nie dość, że wliczamy sobie to w koszta, to przebitka jest naprawdę spora, a klienci bardzo zadowoleni.
Choć kobieta radzi sobie jak może, zaznacza, że "tak być nie powinno i nie wie, ile jeszcze pociągnie w ten sposób". Na pytanie, dlaczego, odpowiada, że obok marketu Stokrotka, który powstał od jej sklepiku 200 metrów dalej, za pół roku ma rozpocząć się budowa Lidla między blokami stojącymi na granicy jej osiedla.
Lepiej zaryzykować, ale przeżyć bez kredytu
Coraz bardziej powszechną praktyką wśród małych i lokalnych handlarzy jest niewydawanie paragonów. Janina, z którą skontaktowałem się telefonicznie, prowadzi sklep z warzywami i owocami w Bytomiu. Twierdzi, że stali klienci są już przyzwyczajeni, iż paragonu nie dostają i nie robią z tego powodu problemu, gdyż rozumieją jej sytuację.
Kobieta otwarcie przyznaje, że od dwóch lat stosuje taką praktykę. Na jej osiedlu gros ludzi, to osoby w podeszłym wieku, więc młodych kontrolerów stosunkowo łatwo rozpoznać, ale i tak rzadko przychodzą – opowiada.
– Gdybym uczciwie dawała im te rachunki, to dawno bym splajtowała, a wnuki nie mogłyby liczyć na prezent od babci. Tak przynajmniej dorabiam do emerytury na zamianę z wnuczką, która mnie czasem zastępuje. Leki same się nie kupią, a dziś, gdybym miała walczyć z tymi korporacjami, to wcześniej zmarłabym na zawał. Według mnie to kwestia czasu, maksymalnie dekady, jak zostaniemy zmieceni przez tych gigantów, ewentualnie Unia nałoży takie regulacje, że wybór będzie prosty: jesteś z nimi, albo cię nie ma – kończy Janina.
Czytaj także:
Rozwój wielkich korporacji kosztem lokalnych sklepików
Aby zrozumieć mechanizm rozwoju największych sieci handlowych w Polsce oraz wypieranie przez nie lokalnych, małych biznesów wystarczy spojrzeć na najnowsze dane dotyczące ekspansji np. Biedronki.
W czasach, gdy kiepska koniunktura gospodarcza dotyka wielu sektorów, polska sieć, będąca częścią grupy Jeronimo Martins, zaskakuje dynamicznym wzrostem sprzedaży. Ostatnie sprawozdanie finansowe portugalskiego właściciela ujawnia, że sieć zwiększyła sprzedaż liczoną w euro o zawrotne 22,3 proc. Równocześnie cała grupa Jeronimo Martins odnotowała wzrost o 20,6 proc., osiągając poziom 30,6 miliarda euro.
W ciągu ostatniego roku polska gospodarka, podobnie jak wiele innych na świecie, zmagała się z różnymi wyzwaniami, z których jednym z najistotniejszych było utrzymanie stabilności cen żywności. Wzrost cen żywności stanowił istotne wyzwanie przez cały 2023 rok, zauważalnie hamując konsumpcję.
Średni wzrost cen wyniósł 15,1 proc. rok do roku, a w czwartym kwartale osiągnął poziom 7,1 proc. rok do roku. Dane te bardzo dosadnie pokazują wyzwania, z jakimi muszą mierzyć się osoby, takie jak Barbara z Bródna.
Przychodzą cały czas, bo jak mówią, szukają lokalizacji. Oferują preferencyjne warunki współpracy. Zawsze ich gonię, bo to mój sklepik i taki pozostanie.
Barbara
właścicielka sklepu osiedliwego na warszawskim Bródnie
Wolę zaryzykować, bo szansa, że trafię na kontrolę, jest znikoma. Raz przyszli i nie dałam paragonu, więc dostałam 500 złotych mandatu, a i tak zaoszczędziłam dobrze ponad 2 tysiące na podatku w ciągu 2 miesięcy.