Zdaniem rządu podwyżki dla nauczycieli są zgodne z obietnicami Koalicji 15 października. Zdaniem obecnej opozycji oraz części pedagogów – za małe. Zamieszanie jest spore, ale po czyjej stronie leży racja? I ile naprawdę zarobią teraz nauczyciele? Wyjaśniamy.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Zgodnie z zapowiedziami rządu, średnie wynagrodzenie nauczycieli wynikające z Karty Nauczyciela wzrośnie o ponad 1500 zł brutto. Wynagrodzenie nauczyciela jest wieloskładnikowe i nie składa się wyłącznie z wynagrodzenia zasadniczego. Na podwyżki dla nauczycieli szkolnych i przedszkolnych rząd przeznacza ponad 23 mld zł" – tak brzmi komunikat ministerstwa edukacji.
Resort dodaje, że po wprowadzonych przez rząd zmianach, uposażenia średnie wynikające z Karty Nauczyciela wzrosną o 1577 zł w przypadku nauczycieli początkujących, o 1720 zł w przypadku nauczycieli dyplomowanych i 2198 zł w przypadku nauczycieli mianowanych. Pieniądze będą wypłacane z wyrównaniem od 1 stycznia.
W czym jest problem?
Jak donosi "Gazeta Wyborcza w projekcie rozporządzenia obiecana podwyżka ("nie mniej niż 1,5 tys. zł brutto") nie dotyczy realnych wynagrodzeń, tylko średnich, do których wliczanych jest wszystkich kilkanaście dodatków, jak również odprawy emerytalne.
– Te podwyżki spłaszczają wynagrodzenia nauczycielskie w sposób tragiczny. Nauczyciel mianowany będzie zarabiał zaledwie o 149 zł brutto więcej od początkującego. Nauczycielka z 14-letnim stażem, z czterema kwalifikacjami, o tyle więcej będzie zarabiać od absolwenta po studiach. Nauczyciele mianowani nie zostawili suchej nitki na tym projekcie płacowym. Są po prostu wściekli – mówi Urszula Woźniak ze Związku Nauczycielstwa Polskiego w rozmowie z "Wyborczą".
Zachęcamy do subskrybowania kanału INN:Poland na YouTube. Twoje ulubione programy "Rozmowa tygodnia", "Po ludzku o ekonomii" i "Koszyka Bagińskiego" możesz oglądać TUTAJ.
Jeszcze we wrześniu 2023 roku, podczas jednego z wieców, Donald Tusk powiedział, że "w ciągu pierwszych 100 dni każdy nauczyciel, każda nauczycielka dostaną podwyżkę do zasadniczego o minimum 1500 zł, co znaczy 30 proc. podwyżki dla wszystkich nauczycieli".
Zawahał się przy słowie "zasadniczego". Słusznie, bo był to jego błąd. Tego błędu Koalicja Obywatelska nie powtórzyła w swoim programie, gdzie zapisano, iż podniesione zostaną "wynagrodzenia nauczycieli o co najmniej 30 proc., nie mniej niż 1500 zł brutto podwyżki dla nauczyciela".
Problem polega na tym, że pensja nauczyciela ma mnóstwo składowych i laikowi trudno się w tym połapać. Część nauczycieli była jednak przywiązana do słów Tuska ze spotkania wyborczego i czuje się zawiedziona. Tę narrację podsyca też opozycja. Politycy PiS przekonują, że to oni dbali o nauczycieli bardziej.
Masz propozycję tematu? Chcesz opowiedzieć ciekawą historię? Odezwij się do nas na kontakt@innpoland.pl
Przedstawiciele ZNP podkreślają jeszcze, że wypowiedź Urszuli Woźniak dotyczyła spłaszczenia nauczycielskich pensji, a nie podwyżek jako takich. Bo wzrost zarobków pedagogów faktycznie jest spory i bezprecedensowy.
MEN wyjaśnia
– Zapowiadając wzrost wynagrodzenia nauczycieli o 30 proc., nie mniej niż o 1500 zł brutto, brano pod uwagę ogólną płacę otrzymywaną przez nauczycieli (we wszystkich składnikach), a nie tylko wynagrodzenie zasadnicze – jeden element tego wynagrodzenia. Aby wypełnić to zobowiązanie, nauczycielom początkującym zapewniono wzrost wynagrodzenia o 33 proc. – pisze MEN w komunikacie.
Urzędnicy dodają, że wynagrodzenie nauczyciela jest wieloskładnikowe. Nie składa się tylko z wynagrodzenia zasadniczego.
"Nauczyciele uprawnieni są do różnych dodatków. Część z tych dodatków na mocy ustaw i innych aktów prawnych powiązana jest z wynagrodzeniem zasadniczym. Wzrost wynagrodzenia zasadniczego automatycznie powoduje wzrost wartości niektórych innych składników wynagrodzenia nauczycieli" – czytamy w wyjaśnieniach resortu.