Ich europejska premiera odbyła się w Berlinie. Redakcja naTemat i INNPoland była jedną z zaledwie kilku zaproszonych z Polski na to wydarzenie. Przedstawiciele marki mówili nam, że zawsze chcą wypuszczać produkty w każdym calu dopracowane, kompletne, bez niedoróbek, nie wymagające ulepszania. A słuchawki po prostu musieli zrobić.
"Och, po prostu dostaliśmy ok. 47 tysięcy zapytań od naszych fanów w social mediach" – usłyszałem w kuluarach. Nieźle, szczególnie jak na firmę, która robi sprzęty dość drogie, których nie znajdziemy w marketach z elektroniką.
Nie...mal. Owszem, są świetne: doskonałe technicznie, świetnie zaprojektowane, zbudowane z najwyższą dbałością o szczegóły. Ale to nie są słuchawki do wszystkiego. Najlepiej czują się w zaciszu gabinetu, przed telewizorem, w biurze. Sprawdzają się też w podróży pociągiem czy samolotem.
Tzw. wegańska skóra, czyli po prostu tworzywo sztuczne pokrywające nauszniki, nie należy do świetnie oddychających. I to nie jest tak, że po założeniu zaczną ci się pocić uszy. O nie, można je nosić dosłownie kilka godzin i nic takiego nie nastąpi.
O ile temperatura będzie w miarę znośna, a my nie będziemy przy tym uprawiać jakiejś formy wysiłku fizycznego. W klimatyzowanym biurze, w domu, podróży jest super. Po chwili można w ogóle zapomnieć, że ma się je na uszach.
Ale musimy pamiętać, że nie mają certyfikatów wodo- i pyłoszczelności. Oczywiście to nie jest tak, że nie wytrzymają noszenia na lekkim deszczu czy zapchają się kurzem. Nie. Ale ich konstruktorzy stwierdzili, że proces certyfikacji wymusiłby zmiany konstrukcyjne, na które niekoniecznie chcieli pozwolić.
I może to dobrze, bo Sonos Ace to słuchawki niezwykłe. Już na pierwszy rzut oka widać, że ich konstruktorom udało się stworzyć sprzęt po prostu piękny i oryginalny. Rozpoznaje się je na pierwszy rzut oka, i to pomimo faktu, że nazwa marki jest podkreślona niezwykle dyskretnie. Aż chciałoby się zakrzyknąć: "logo większe i na środek!".
Ale takie nie są. Doskonale kryją uszy, metalowy pałąk wcale dużo nie waży. I choć nie są lekkie jak piórko (312 gramów), to są niezwykle komfortowe. Zdarzało mi się siedzieć w nich 2-3 godziny w pracy, po zdjęciu nie czułem żadnego, absolutnie żadnego dyskomfortu czy ulgi, że w końcu je zdjąłem. To odczucie wręcz luksusowe.
Same słuchawki są niezwykle proste w obsłudze. Można je podłączyć do telefonu czy komputera za pomocą Bluetootha. Jednym przyciskiem się je włącza i paruje, oraz włącza i wyłącza ANC, drugim (suwakiem) podgłaśnia i ścisza. Suwak można też wciskać, co umożliwia włączanie muzyki i przeskakiwanie przez utwory. To bajecznie banalne, na szczęście nie ma tu żadnych przycisków dotykowych. Sama ponadczasowa klasyka, wszystko działa wspaniale i intuicyjnie. Nie zastanawiasz się jak coś zrobić. Po prostu podnosisz rękę i to robisz.
Zróbmy teraz szybki przegląd funkcji. Zacznijmy od ANC, czyli Active Noise Cancelling. Tłumienie hałasu działa bardzo dobrze, z pewnymi zastrzeżeniami. Zdarza się, że startuje z lekkim opóźnieniem, na przykład przez chwilę słychać szum w jednej ze słuchawek. Po chwili jednak następuje wspaniała cisza. Sonos Ace doskonale tłumią szum pociągu czy samolotu, radzą sobie z dźwiękami ulicy. Przepuszczają nieco rozmów (tych głośnych) i pewne specyficzne dźwięki – stuki, piski itp.
Ale zdarzało mi się podczas testowania, że współpracownicy musieli mi machnąć ręką przed nosem albo złapać za ramię, by złapać moją uwagę. Zwykłych biurowych rozmów i szumu po prostu nie słyszałem. Praktycznie w ogóle. Dla mnie bomba: nie wiem, jak inni, ale ja muszę się czasem kompletnie odciąć, podziałać w maksymalnym skupieniu.
Tłumienie hałasu sprawdziłem też podczas odbywającego się w pobliskim parku koncertu, na placu zabaw i podczas alarmu pożarowego. Z pierwszych dwóch sytuacji Sonos Ace wyszły obronną ręką, na alarm nie było mocnych. Ale dały sobie radę tak samo dobrze, jak świetne słuchawki douszne, z założenia tłumiące lepiej.
ANC można oczywiście wyłączyć, lub przełączyć w tryb kontaktu. Ten drugi działa nawet lepiej, niż można by się spodziewać. Słyszy się w nim w zasadzie wszystko, ale w sposób zbliżony do naturalnego. Duży plus. Pewnym zaskoczeniem jest to, że w aplikacji sterującej słuchawkami nie ma możliwości zdefiniowania siły ANC czy trybu kontaktu. Po prostu działa albo nie działa.
Słuchawki obsługują oczywiście równolegle dwa źródła dźwięku. Można je więc równocześnie sparować z komputerem i telefonem. Obsługa jest bajecznie prosta, rozmowy prowadzi się bardzo wygodnie. Nie ma pogłosu, niepotrzebnych hałasów. 8 mikrofonów zbiera dźwięk w sposób naturalny i skuteczny.
Jeśli ktoś woli łączyć się kablem, to nie ma problemu. W zestawie dostajemy też kabel USB-C i przejściówkę 3,5 mm. Poduszki są montowane magnetycznie, można je wyjąć i wyczyścić, bądź wymienić, jeśli się zniszczą.
Nigdy nie byłem specem od dźwięku, więc najchętniej pominąłbym ten punkt. Moim zdaniem brzmią świetnie, określiłbym ten dźwięk jako ciepły, wypełniający ucho aksamitem. Co odróżnia Ace od wielu tańszych (a może i droższych) sprzętów, to świetna jakość dźwięku. Nawet kiedy ustawisz głośność na minimum, i tak wyraźnie słyszysz muzykę, dialog z filmu, podcast.
W aplikacji sterującej słuchawkami można oczywiście nieco zmienić ich charakterystykę. Nieco, bo posterować można w zasadzie tylko basem i tonami wysokimi. Więcej się nie da. Ale czy potrzeba? Moim zdaniem nie.
Do tej pory pisałem o Sonos Ace jako o zwykłych słuchawkach. Bo jak się je połączy z telefonem czy komputerem, to taką właśnie funkcję spełniają. Ale to dopiero część ich możliwości. Nie na darmo nazywają się Sonos, nie przypadkiem należą do rodziny tych świetnych sprzętów do emisji dźwięku.
Aplikacja do zarządzania systemem Sonos jest jednocześnie zbawieniem i przekleństwem dla słuchawek. Z prostego powodu: nie działa w pełni na Androidzie. W Sonosie twierdzą, że chcą mieć pewność, iż wszystko będzie działać perfekcyjnie i na razie apka jest boleśnie okrojona. Ma być pełnowartościowa, ale nie wiadomo kiedy...
Moc swoich możliwości wykorzystuje za to po sparowaniu z iPhonem lub iPadem. Wtedy mamy do dyspozycji coś wyjątkowego. Aha, to coś wyjątkowego wymaga jeszcze posiadania soundbara marki Sonos, model Arc. Czyli tego największego i najdroższego: 11 głośników w jednej obudowie, obecnie wycenionego na 4699 zł (w oficjalnym sklepie marki). Wsparcie dla innych soundbarów i głośników nadchodzi, ale... nie wiadomo, kiedy nadejdzie.
Ale do brzegu: w apce na sprzęty Apple można zeskanować pomieszczenie, w którym mamy TV i soundbar. Wtedy sprzęt automatycznie dostosuje dźwięk do pokoju, tak, by rozchodził się w sposób optymalny (nazywa się to True Cinema). I naprawdę jest ci w stanie wyczarować śpiewającego ptaszka nad głową. Oczywiście o ile oprócz soundbara i słuchawek masz iPhone’a…
A na dodatek da się wtedy spiąć słuchawki Sonos Ace z soundbarem dzięki funkcji TV Audio Swap. Czyli słuchawki przechwytują dźwięk z soundbara (przez Wi-Fi) i robią z nim magiczne rzeczy. Tak skonfigurowany system wykrywa ruchy głowy użytkownika i dopasowuje do nich dźwięk.
Jak to działa? Mogłem to sprawdzić jedynie w środowisku testowym. Załóżmy, że siedzisz przodem do telewizora. Na ekranie widzisz kogoś, kto mówi wprost do ciebie. Słyszysz więc dźwięk z przodu. A jeśli przekręcisz głowę na przykład w prawo? W zwykłych słuchawkach słyszysz, że osoba mówiąca do ciebie jest naprzeciwko twojej twarzy, choć de facto znajduje się na ekranie po prawej stronie. System Arc + Ace robi cuda. W takiej sytuacji dźwięk usłyszysz przede wszystkim ze swojej prawej strony. Nie wspominając o tym, że ptaszek nad głową również da radę zaśpiewać.
Reasumując: jeśli chcesz kupić sobie bardzo dobre słuchawki, to Sonos Ace będą dobrym wyborem. Owszem, są drogie. To jest poziom pomiędzy bardzo dobrymi produktami typu Sony czy Bang&Olufsen a Airpodsami Max. I to dla tych drugich będą prawdziwą konkurencją. Tym bardziej że w połączeniu właśnie z produktami do Apple oraz soundbarem Sonos Arc pokazują swoje prawdziwe możliwości.
Problem w tym, że pełnia owych możliwości ujawnia się dopiero po wydaniu naprawdę sporej sumy. Bo słuchawki Sonos Ace kosztują dziś 2149 zł, soundbar Arc 4699 zł. Razem daje to 6848 zł, ale w promocji oba produkty kupimy za 6505 zł, oszczędzając 343 złote. To ciągle potężna kwota, biorąc pod uwagę, że dostajemy za nią soundbar i słuchawki.
Minusem jest brak pełnej obsługi pod Androidem. Doszło do tego, że zdezorientowani użytkownicy dzielą się na forach radami i wylewają tam żale. Nietrudno znaleźć opinie, że produkt jest po prostu niepełnowartościowy. Nieoficjalne doniesienia mówią o tym, że pełna obsługa pod Androidem będzie udostępniona późnym latem bądź wczesną jesienią. Czyli lekko licząc... pół roku po premierze.
Są też ludzie, którzy już znaleźli radę. Ponoć wystarczy skonfigurować system na pożyczonym iPhonie bądź iPadzie i potem działa już normalnie. Bardzo celnie podsumował to jeden z użytkowników, który napisał, że sprzęt Sonosa można kochać i nienawidzić jednocześnie. Sam coraz bardziej przekonuję się, że to prawda.