Już ponad 1 tys zł za 38 metrów. Czynsze rosną, a będzie tylko gorzej
Stawki nakładane przez spółdzielnie i wspólnoty mieszkaniowe są coraz wyższe. Już teraz wpędzają tysiące Polek i Polaków w zadłużenie, a może być jeszcze gorzej.
Reklama.
Stawki nakładane przez spółdzielnie i wspólnoty mieszkaniowe są coraz wyższe. Już teraz wpędzają tysiące Polek i Polaków w zadłużenie, a może być jeszcze gorzej.
– Kiedy kupowałam mieszkanie dziewięć lat temu, płaciłam 360 zł. Teraz płacę 1040 – mówi mi właścicielka mieszkania na warszawskiej Woli. – Wiem, że minęło sporo lat, ale to jest przecież gigantyczna podwyżka.
Taka kwota czynszu za mieszkanie o wielkości 38 mkw. uzasadniana jest przez spółdzielnie rosnącymi kosztami usług i stawek dla pracowników.
– Kiedy kwota przekroczyła 900 zł, poszłam do spółdzielni zapytać, co się dzieje. Powiedziano mi, że to są koszty niezależne od nich, czyli wzrost płacy minimalnej dla ochrony, ogrzewanie wody itd – tłumaczy mi dalej.
To nie jest odosobniony przypadek.
W całej Polsce rosną czynsze nakładane przez spółdzielnie i wspólnoty mieszkaniowe. Za ich uzasadnienie podaje się najczęściej inflację, podwyżkę płacy minimalnej i wojnę w Ukrainie, która odbiła się zarówno na rynku nieruchomości, jak i na cenach prądu.
W stolicy sytuacja jest najtrudniejsza. Gdy rozmawiam z właścicielami i właścicielkami lokali, wszyscy jednogłośnie skarżą się na podwyżki. Na Targówku mieszkanie 57 mkw. z opłatami w wysokości 1300 zł. Ursynów 70 m – 1050 zł. Choć czynsze rosną od dawna, najbardziej dotkliwe zmiany nastąpiły na przestrzeni ostatnich dwóch lat.
W innych miastach czynsze również są wysokie. W Krakowie za 33 metrów kwadratowych jeden z moich rozmówców płaci już 820 zł. Skrajnym przykładem będzie tutaj słynna już Pomorska Spółdzielnia Mieszkaniowa w Bydgoszczy, która zapowiedziała na początek przyszłego roku wzrost stawek o 60 proc., w uzasadnieniu podając nowe stawki za wodę czy za wywóz śmieci i prąd.
Kolejny przypadek to mieszkania komunalne w Namysłowie, których właścicielem jest spółka ZAN. Ich lokatorzy w listopadzie doświadczyli podwyżki czynszu rzędu nawet 120 proc.
Wśród powodów podwyżek wskazuje się oczywiście na inflację, naczelne uzasadnienie każdej podwyżki. Istotną kwestią okazuje się również wzrost płacy minimalnej – przekłada się na wzrost płac dla pracowników osiedla, który jest rekompensowany przez rosnący czynsz.
Eksperci wymieniają wojnę w Ukrainie, która znacząco wpłynęła na rynek mieszkaniowy, ale również na ceny prądu w Polsce. Wzrost popytu na mieszkania i pogłębiający się kryzys energetyczny najbardziej odczują na swojej kieszeni mieszkańcy dużych miast.
Dodatkowo likwidacja tarcz osłonowych, które miały chronić przed wzrostem prądu i ciepła jeszcze bardziej podwyższyła ceny czynszów.
Do Krajowego Rejestru Długów wpisanych jest niemal 20 tys. lokatorów, którzy nie płacą czynszu o wspólnej wartości 280 mln zł. Według ekspertów realne zadłużenie ze względu na czynsz może okazać się znacznie większe.
"Musimy wziąć jednak pod uwagę, że jest to tylko wierzchołek góry lodowej całego zadłużenia czynszowego Polaków, które z różnych względów nie trafia w ogóle do KRD" – mówił w rozmowie z "Forsal" prezes Krajowego Rejestru Długów Biura Informacji Gospodarczej.
Jak mówił ekspert z KRD, kwota długu polskich lokatorów może sięgać miliarda złotych. Wraz z rosnącymi kosztami życia, ich zadłużenie może tylko wzrosnąć. Już teraz zapowiadane podwyżki na 2025 rok mogą znacząco wydłużyć listę dłużników w Polsce.
Eksperci radzą w pierwszej kolejności oszczędzać. Może w tym pomóc zwrócenie uwagi na zużycie energii i wody. Dodatkowo zachęca się do śledzenia programów pomocowych, w postaci, chociażby bonów energetycznych.
Powinniśmy również bacznie śledzić politykę rządu dotyczącą nie tylko mieszkalnictwa, ale i energetyki. Pierwsze kroki w sprawie ograniczenia cen związanych z mieszkalnictwem władza podejmuje już teraz.
W ubiegłym tygodniu Sejm przyjął ustawę zamrażającą ceny prądu dla gospodarstw domowych do końca września 2025 roku.