
FBI traktuje ten slums jak jaskinię złodziei tożsamości i oszustów finansowych. Należą do nich najczęściej przedsiębiorczy młodzi mężczyźni z Ghany, poświęcający życie grzebaniu w stosach klawiatur, monitorów i smartfonów, które brokerzy odpadów z bogatych krajów wysłali do Agbogbloshie; mają doświadczenie w przywracaniu zepsutej elektroniki do życia – a czasami wykorzystują te umiejętności do oszustw na wielką skalę, wymierzonych przeciwko mieszkańcom krajów, które ten sprzęt tam wysłały.
"Wojna o śmieci. Globalne śledztwo w sprawie brudnego handlu twoimi odpadami" autorstwa Alexandra Clappa ukaże się 16 czerwca nakładem Wydawnictwa Szczeliny (imprint Wydawnictwa Otwartego poświęcony literaturze faktu).
Fragment książki publikujemy za zgodą wydawnictwa.
***
Głęboko w trzewiach tej nieposkromionej masy znajduje się slums znany jako Agbogbloshie. To miejsce cieszące się złą sławą, znane wśród analityków bezpieczeństwa, ekspertów ds. cyberprzestępczości i agencji ochrony środowiska na całym świecie.
Dla Departamentu Stanu USA Agbogbloshie okazało się problemem pod względem bezpieczeństwa i ochrony danych wywiadowczych. Prawie dwie dekady temu, w 2008 roku, zespół badaczy z Uniwersytetu Kolumbii Brytyjskiej udał się do stolicy Ghany i natknął się na kontrakty wojskowe firmy Northrop Grumman o wartości 22 milionów dolarów, zapisane na dyskach twardych rdzewiejących na stoisku targowym w Agbogbloshie, które wyglądało podobnie do tysięcy innych znajdujących się w okolicy.
Od tego czasu dziesiątki innych wrażliwych i cennych dokumentów – wyliczenia NASA, notatki Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, arkusze kalkulacyjne Agencji ds. Bezpieczeństwa Transportu, pliki Agencji Wywiadu Obronnego – zostały odzyskane z używanych komputerów znalezionych na tym targu. To prawdopodobnie ułamek tego, co zostanie jeszcze odkryte w Agbogbloshie.
W niedawnym badaniu przeprowadzonym na Harvardzie oszacowano, że wartość danych, które trafiają do strumieni odpadów elektronicznych, może wynosić nawet 13 miliardów dolarów rocznie. Znacząca ich część trafia do Akry.
Jaskinia złodziei tożsamości i oszustów finansowych
Agbogbloshie otrzymuje cenny materiał – przypadkowo lub nie. Jest też inny cenny materiał, który to miejsce zabiera. FBI traktuje ten slums jak jaskinię złodziei tożsamości i oszustów finansowych. Należą do nich najczęściej przedsiębiorczy młodzi mężczyźni z Ghany, poświęcający życie grzebaniu w stosach klawiatur, monitorów i smartfonów, które brokerzy odpadów z bogatych krajów wysłali do Agbogbloshie; mają doświadczenie w przywracaniu zepsutej elektroniki do życia – a czasami wykorzystują te umiejętności do oszustw na wielką skalę, wymierzonych przeciwko mieszkańcom krajów, które ten sprzęt tam wysłały.
W 2017 roku, po tym jak setki tysięcy dolarów nie dotarły na konta pewnej agencji nieruchomości z siedzibą w Memphis, jej pośrednicy z opóźnieniem zdali sobie sprawę, że dziesiątki ich adresów mailowych zostało sfałszowanych i wykorzystanych do wyłudzenia płatności maklerskich od niedawnych nabywców domów w całym stanie Tennessee. Winowajca: grupa oszustów z Ghany.
Inne kradzieże to działania na nieco mniejszą skalę. Społeczności ghańskich nastolatków, tzw. przeglądarkowców (browser boys5), spędzają noce na wabieniu ludzi z Zachodu i namawianiu ich do wysyłania im kart podarunkowych, nowych telefonów, spadków. W 2021 roku siedemdziesięciosiedmiolatek z Annandale w stanie Wirginia połączył się na portalu randkowym z kobietą, która twierdziła, że jest trzydziestoletnią wdową.
Nieco ponad rok i 500 tysięcy dolarów w przelewach później mężczyzna skontaktował się z lokalną policją, obawiając się, że wdowa może wcale nie istnieć. Nie istniała: Amerykanin wysyłał pieniądze do sieci oszustów w Ghanie, których łączne zarobki w ciągu ostatnich dwóch lat, jak stwierdzili prokuratorzy z Wirginii, prawdopodobnie przekroczyły 40 milionów dolarów.
Zagubiona fortuna zachodnioafrykańskiego księcia
Rzeczywiście, nawet jeśli nigdy nie słyszałeś o Agbogbloshie, możliwe, że ktoś w Agbogbloshie słyszał o tobie. Jeśli kiedykolwiek w twoim folderze ze spamem znalazł się mail informujący, że zostałeś wyznaczony do pomocy w odzyskaniu zagubionej fortuny zachodnioafrykańskiego księcia – "Nie mogę przelać tych funduszy na moje osobiste konto, dlatego chciałbym, żebyś mi pomógł!" – istnieje duża szansa, że został wysłany z jednej z kilku tysięcy bud z blachy falistej, które składają się na zabudowę mieszkalną akryjskich przedmieść.
Jeśli zaś chodzi o zainteresowanie agencji ochrony środowiska, to Agbogbloshie jest dla nich synonimem ekologicznej ruiny. Pure Earth z siedzibą w Nowym Jorku to organizacja pozarządowa, która śledzi poziomy toksyn w zubożałych krajach; regularnie wymienia Agbogbloshie wśród najbardziej zanieczyszczonych miejsc na świecie.
Analizy chemiczne jaj kurzych z tamtych okolic wykazały, że są one prawdopodobnie najbardziej trujące na Ziemi. Według Światowej Organizacji Zdrowia dziecko, które zje porcję hodowanego tam drobiu, przyjmie 220-krotność dziennego europejskiego limitu spożycia chlorowanych dioksyn – związków chemicznych, które mogą okazać się bardzo szkodliwe nawet w niewielkich ilościach. "Można założyć, że [mieszkańcy Agbogbloshie] są skazani na drastycznie skróconą średnią długość życia" – stwierdził Matthias Buchert, chemik z Instytutu Ekologii Stosowanej w Darmstadt w Niemczech.
W Agbogbloshie widok krów przeznaczonych do rzeźni, przeżuwających ostatni posiłek z batatów zmieszanych z plastikiem, nie jest niczym niezwykłym. Według naukowców, którzy badali podobne zjawisko w Indiach, układ węchowy krowy – narząd Jacobsona – ma trudności z odróżnieniem plastiku po krytego jedzeniem od samego jedzenia.
Ale najbardziej zadziwiającą rzeczą w Agbogbloshie może być po prostu jego lokalizacja. Wydawałoby się, że miejsce okryte złą sławą z tylu powodów będzie schowane gdzieś z dala od centrum tętniącej życiem stolicy kraju, z dala od agencji ONZ i biur Banku Światowego, których celem jest zapobieganie istnieniu takich miejsc.
A jednak Agbogbloshie znajduje się właśnie tam – w bijącym sercu Akry, zaledwie półtora kilometra od odstraszających granitowych pomników niepodległości, mających upamiętniać narodziny Ghany, która już nigdy nie stanie się obiektem zachodniego wyzysku. W rzeczywistości jazda w kierunku Agbogbloshie jest doświadczeniem przypominającym halucynacje.
Gruba warstwa śmieci
Najpierw ciąg luksusowych hoteli oferuje gościom hektary wypielęgnowanych ogrodów i baseny z hydromasażem. Stopniowo droga staje się coraz bardziej wyboista. W powietrzu daje się wyczuć większy smog. Budynki stają się bardziej odrapane. Na moście stoją mężczyźni handlujący używaną odzieżą. Poniżej znajduje się laguna Korle. To kanał, ale zorientowanie się, że patrzymy na zbiornik wodny, może nam chwilę zająć. Na jego powierzchni unosi się gruba warstwa śmieci.
Od czasu do czasu się porusza, gdy nieskazitelnie białe czaple trącają pływające kawałki styropianu, wprawiając w ruch odpadki i falę czarnej wody rozpryskującej się na mulistym brzegu, na którym grasują szczury rozrywające torby po zakupach w poszukiwaniu resztek. Laguna Korle służy również jako latryna. Tuż obok sprzedawcy oferującego pasty i szczoteczki do zębów z czerwonego wózka jacyś mężczyźni rozpinają spodnie, by się wysikać z mostu na Okai Street, podczas gdy w pobliżu stoi rząd chwiejnych prowizorycznych wychodków skleconych z drewnianych drzwi.
Zatłoczony obszar ciągnie się ponad 3 kilometry w głąb laguny Korle. W części mieszkalnej Agbogbloshie, znanej jako Old Fadama, żyje około 60 tysięcy Ghańczyków, którzy w większości dotarli tutaj z pustynnych północnych rubieży swojego kraju. Osłonięte przed słońcem tysiącami zachodzących na siebie falistych dachów, setki korytarzy wiją się przez Old Fadama w poprzek półwyspu, tworząc ludzki ul poza granicami samej Akry.
Stacja demontażu telefonów
Są tu salony tatuażu, szwaczki i publiczne latryny ozdobione muralami przedstawiającymi kobiety kucające na toaletach. Małe meczety najeżone są minaretami, które przebijają się przez metalowe dachy jak strzały przez zbroję. W zacisznych zakątkach chłopcy bez koszulek gromadzą się wokół telewizorów pokazujących filmy karate i mecze piłki nożnej.
Po labiryntach Old Fadama, będących schronieniem poza spieczonym słońcem miastem, można wędrować przez całe dnie i nie zobaczyć dwa razy tego samego baraku – ani słońca. Z trzech stron dzielnica otoczona jest wodami laguny. Wzdłuż wschodniej krawędzi, gdzie dochodzi do Okai Street, znajduje się największe targowisko z artykułami spożywczymi w całej Ghanie: wielki bazar na świeżym powietrzu znany jako Targ Cebulowy. Sprzedaje się tam nie tylko cebulę, ale także bataty, soki, kokosy, liście palmowe oraz naczynia kuchenne.
Dlaczego dziesiątki tysięcy Ghańczyków przeniosło się setki kilometrów z rodzinnych wiosek na północy, aby żyć w takim miejscu? Odpowiedź można znaleźć w wąskim pasie ziemi, który oddziela Old Fadama od zgniłych wód laguny Korle.
Każdego ranka, z wyjątkiem niedziel, tysiące okolicznych mieszkańców wychodzą ze swoich ruder i udają się w kierunku brzegów laguny Korle. Tam młotkami i szpadlami przebijają się przez stale odnawiający się rezerwuar używanej elektroniki, która dotarła do Ghany z bogatszych krajów.
Znajduje się tam stacja demontażu telefonów – Agbogbloshie jest miejscem docelowym dla ogromnych ilości krajowych i zagranicznych urządzeń, które nie działają z powodu wyczerpanych baterii, pękniętych ekranów albo wielu innych usterek. Mogą być "skazane", jak określa się zepsutą elektronikę w Agbogbloshie, ale wciąż mają wartość jako źródło metali szlachetnych i niektórych części. Te cenne elementy muszą teraz zostać wydobyte i oddzielone.
Dziesiątki worków ze "skazanymi" urządzeniami
Na stacji demontażu telefonów mężczyźni są ustawieni w pięcio- lub sześcioosobowe grupy. Jeden z nich wyjmuje płytki obwodu drukowanego ze starych telefonów z Androidem i rzuca je na błyszczący stos zielonego krzemu. Następnie przekazuje resztki komórki mężczyźnie po swojej prawej stronie, który za pomocą pęsety wyjmuje z niej aparat, delikatnie upuszczając go do plastikowej butelki stojącej na ziemi, gdzie, jak zauważam, kilka innych takich butelek jest ustawionych w równym rzędzie, każda wypełniona po brzegi amputowanymi aparatami smartfonów.
Przez godzinę obserwuję, jak mężczyźni przetwarzają telefony w kółku. Urządzenia tracą coraz więcej części, aż docierają do ostatniego mężczyzny, którego rolą jest rzucanie plastikowej obudowy na rosnące mrowisko komórkowych zwłok kołyszących się wzdłuż brzegu laguny.
Następnie, gdy stosy telefonów wymagających demontażu nieco się już zmniejszają, a praca tego dnia jest prawie skończona, mężczyźni na taczkach z silnikami – jak się później dowiem, to Nigeryjczycy, którzy zarządzają większością rynku odpadów elektronicznych – podjeżdżają, aby dostarczyć dziesiątki kolejnych worków ze "skazanymi" urządzeniami. Rzucają je na ziemię, jakby chodziło o ciuchy do prania.
Książka "Wojna o śmieci. Globalne śledztwo w sprawie brudnego handlu twoimi odpadami", Alexander Clapp. Szczeliny. Premiera: 16 czerwca.
