
Ministra klimatu i środowiska Paulina Hennig-Kloska w programie "Gość Wydarzeń" wydała komunikat, że pożar w Biebrzańskim Parku Narodowym został opanowany. Wciąż trwa dogaszanie, ze względu na tlące się torfowiska.
Ogień nie rozprzestrzenił się tak szeroko, jak podczas pożarów pięć lat temu. Jednak mimo braku wiatru dramat pogłębiła dotkliwa susza – torfy i trzciny zapaliły się błyskawicznie i pod powierzchnią ziemi. Jak przekazał profil miłośników Biebrzy "Biebrznięci", to nawet szósty pożar w tym roku. Niedawne miały miejsce również 15 kwietnia i 30 marca.
Rozmawiamy z Małgorzatą Górską z Fundacji Dla Biebrzy, która była świadkiem i pomagała w gaszeniu pożaru parku w 2020 roku. Opowiada nam o obecnym pożarze, jego przyczynach oraz prognozach dla polskiej przyrody w czasach, gdy susze stają się coraz powszechniejsze.
Rozmowa z Małgorzatą Górską
Sebastian Luc-Lepianka: Jak ocenia pani sytuację w Biebrzańskim Parku Narodowego?
Małgorzata Górska, Fundacja Dla Biebrzy: Bardzo ważne jest, że pożar się nie rozprzestrzenił. Natomiast niebezpieczne było, że dział się na tej samej powierzchni. Bagna są wysuszone, poziom wody gruntowej jest bardzo niski, więc utrzymywanie się ognia na powierzchni stanowi bardzo poważne zagrożenie dla wystąpienia tak zwanego pożaru wgłębnego. Do czego doszło we wtorek wieczorem.
Co to znaczy?
To pożar złoża torfowego pod ziemią. Czyli nie tylko spłonie roślinność na powierzchni gruntu, trzciny, suche trawy i nawet drzewa. Ogień może wejść w głąb, w torf. A jak wiadomo, torf suchy jest bardzo łatwopalny. Dla strażaków i strażaczek to ogromne wyzwanie.
Pożar pięć lat temu był podobny?
Nie do końca. Wtedy było trochę inaczej, dlatego że wiał dużo silniejszy wiatr niż teraz. Ogień w praktyce prześlizgiwał się po powierzchni. Oczywiście, spaliła się roślinność i zginęły zwierzęta, głównie małe, ale pożar nie wszedł w głąb. On się przemieszczał.
Wtedy obszar objęty pożarem był znacznie większy niż teraz, ponad 10 razy większy, bo była mowa o 5 tysiącach hektarów. Teraz ten pożar jest na mniejszej powierzchni, ale właśnie trzyma się w jednym miejscu i jest to niebezpieczne.
Pani była wtedy zaangażowana w akcję ratowniczą?
Nie sposób było nie być wtedy zaangażowanym, jeśli ktoś mieszkał tak blisko. Ale teraz teren pożaru był niedostępny dla osób niebiorących udziału w akcji gaszenia. I bardzo dobrze.
Dlaczego?
Porównując obie akcje, obecna jest prowadzona o niebo lepiej. Jest skoordynowana, służby ze sobą współpracują. Obecność osób amatorskich, które w odruchu serca rzucają się, żeby pomagać, nie jest potrzebna. Wszystkie zaangażowane służby doskonale sobie radzą. Mam nadzieję, że to jest kwestia wyciągnięcia wniosków z tamtego pożaru, bo wiele mądrych głów później analizowało sytuację.
Co się zmieniło?
Tamten pożar był naprawdę na niespotykanie szeroką skalę. Chaos w tak dużej kryzysowej sytuacji jest naturalnym zjawiskiem. Więc to były trudne czasy, ale jednak wnioski zostały wyciągnięte, co widać. Koordynacja służb w tym roku działa bardzo sprawnie.
To dobry znak, jeśli weźmiemy coraz częstsze pożary na świecie. W Polsce też będzie ich więcej?
Nie chcę być złą prorokinią, ale obawiam się, że tak. To już nie jest wróżenie z fusów, zmiany klimatu nas doświadczają. Ta susza, która obecnie trwa, jest potworna. Widać ją gołym okiem.
Co możemy zrobić?
Nie jesteśmy bezradni wobec kataklizmów. Możemy wiele zrobić na poziomie krajowym, regionalnym i lokalnym, aby przeciwdziałać pożarom. W Biebrzy mówimy przede wszystkim o wodzie: jeżeli bagna płoną, to znaczy, że są jej pozbawione i przesuszone. Wodę trzeba łapać.
Jak?
Nie mówię tutaj o małej retencji jak beczka pod rynną, ale o zmianie podejścia do zatrzymywania wody w glebie. Na torfowiskach i wszędzie tam, gdzie jest najbardziej potrzebna. Tu są konieczne zmiany systemowe. Czy w polityce rolnej, gospodarowania wodą i ochrony obszarów cennych przyrodniczo, czyli takich właśnie jak torfowiska i lasy, żeby one były naturalną gąbką trzymającą tę wodę.
A skandaliczne jest to, co obecnie się cały czas dzieje. I pożary w Środkowym Basenie Biebrzy są tego efektem.
Gdzie leży problem?
To są po prostu melioracje odwadniające. W środkowym Basenie Biebrzy to trwa od XIX wieku, kiedy pokopano rowy melioracyjne. Woda jest z tych obszarów spuszczana i dzisiaj widzimy owoce tej głupiej pracy, jeśli mogę tak to ująć. To nie żadna magia, żadne "olaboga susza po zmianie klimatu". My, ludzie, przyłożyliśmy się do tego.
Odwadniamy, spuszczamy wodę z łąk, pastwisk i torfowisk. Prostujemy rzeki, kanalizujemy. Zmieniliśmy je w rynny, którymi woda tylko spływa szybko do Bałtyku.
Zobacz także
A co myśli pani o głosach, że doszło do celowego podpalenia?
Mnie one trochę śmieszą. Nikt nie przygląda się tym głębszym przyczynom, czyli właśnie braku wody. Ludzie wolą się zastanawiać, czy ktoś rzucił niedopałek albo celowo podpalił łąkę.
Oczywiście to jest ważne, żeby złapać za rękę sprawcę. Ale dlaczego nie łapie się za rękę osób decyzyjnych, które ignorują to, że my musimy tę wodę zatrzymywać? Myślę, że to jest też ważny kierunek myślenia.
Myślę, że ludzie są przyzwyczajeni do szukania takich przyczyn pożarów. Łatwiej to zrozumieć.
Zgadza się. Natomiast uważam, że trzeba mówić o problemach tkwiących głębiej. W przypadku poprzedniego pożaru nie wskazano jego bezpośredniej przyczyny i podejrzewam, że tym razem to też się nie wydarzy.
Dlaczego? To, o czym pani mówi, to nie jest wiedza tajemna.
Politycy i polityczki doskonale o tym wiedzą, ale myślę, że tu zachodzą jakieś konflikty interesów.
Patrząc po ubiegłorocznej powodzi, zmiany "na górze" zachodzą zwykle po klęsce żywiołowej.
Niestety to paradoks. W momencie kiedy mamy powódź, pojawiają się dyskusje, dlaczego jest i dlaczego woda nie zmieściła się w korycie rzeczy. I odkrywa się, że koryto zostało wybetonowane, a las w górze zlewni został wycięty. Wtedy się o tym mówi, ale szkoda, że dopiero w obliczu tragedii. Nie wtedy, kiedy pięknie świeci słonko, jest miło i przyjemnie… Ale nikt nie martwi się o przyszłość. I tak jest też w przypadku suszy.
Jakie będą konsekwencje pożaru dla Biebrzy?
To jest bardzo trudne pytanie. Ktoś może popatrzeć sobie na to z boku i nagle widzi, że o, urosła zielona trawka i powie, że nie ma już śladu po pożarze. Przyroda sobie poradziła i myślę, że to zadzieje się z sezonem wegetacyjnym. Jest początek wiosny, wszystko sobie odrośnie. Ale to nie do końca prawda, że zmiany, których my nie widzimy, nie zaszły. I to już pytanie do naukowców.
Przebieg pożaru
Sytuacja rozwijała się dynamicznie, szybko zorganizowano pierwsze służby, sztab kryzysowy i posiłki. Pożar w Biebrzańskim Parku Narodowym wybuchł w niedzielę 20 kwietnia ok. godziny 14:30. Do wtorku objął już 450 hektarów. Sytuacja rozwijała się dynamicznie, szybko zorganizowano pierwsze służby, sztab kryzysowy i posiłki.
Biebrznięci
fanpage dla miłośników Biebrzy
"W działaniach bierze udział nadal 300 strażaków, 100 żołnierzy z 1 Podlaskiej Brygady WOT i 60 pracowników Biebrzańskiego Parku Narodowego. Ratowników wspiera pięć śmigłowców Lasów Państwowych" – informował we wtorek 22 kwietnia rzecznik MSWiA Jacek Dobrzyński.
Tego samego dnia późnym wieczorem Fundacja Dla Biebrzy potwierdziła na mediach społecznościowych, że zapalił się torf pod powierzchnią ziemi.
"Sztab kryzysowy mówi już oficjalnie o pożarze podpowierzchniowym. Drony z termowizją lokalizują miejsca o wysokiej temperaturze torfowiska i potem w te miejsca samoloty lub helikoptery gaśnicze zrzucają wodę. Na ile to będzie skuteczne, trudno ocenić. Wszystko zależy od głębokości tego pożaru podpowierzchniowego" – czytamy post. Fundacja podzieliła się publicznie możliwymi scenariuszami po pożarze pod powierzchnią.
"Czym grozi wypalenie się torfowiska? Ekosystem wykona coś w rodzaju resetu i zacznie się kształtować od nowa z nową roślinnością i z możliwym dużym udziałem pospolitych roślin inwazyjnych. Odtworzenie roślinności bagiennej potrwa kilkanaście lub nawet kilkadziesiąt lat, o ile w ogóle będzie możliwe. Mając na uwadze postępującą suszę i brak skutecznych działań jej zapobiegających, pożary nad Biebrzą będą coraz częstsze i coraz bardziej dewastujące środowisko naturalne. Tym samym wszelkie działania przywracające ekosystem bagienny mogą być przysłowiową syzyfową pracą. Trzeba zacząć od podstaw, czyli od prawdziwej i poważnej walki z globalnym ociepleniem, ale na to się nie zanosi" – przekazuje organizacja.
Akcji ratunkowej pomógł nieoczekiwany deszcz, co pozwoliło na opanowanie żywiołu. Nadal trwa dogaszanie ze względu na pożar wgłębny.
– Pożar jest opanowany. Niestety, trwa dogaszanie, bo tlą się torfowiska, które są trudnym wyzwaniem dla strażaków. Są bardzo dobre wiadomości, nad Biebrzą zaczęło padać. Długo wyczekiwany deszcz nadszedł, co sprzyja akcji ratunkowej – powiedziała Hennig-Kloska. Powiedziała również, że pożar nie stworzył zagrożenia dla ścisłego rezerwatu Czerwone Bagno, uznawane za najcenniejszy obszar leśny parku i jeden z najbardziej unikatowych obszarów w Polsce i Europie.