Wycięte drzewo na Pradze-Północ.
Kara za nielegalną wycinkę drzew była dużo mniejsza, niż ich przesadzenie. Fot. Krzysztof Michalski
REKLAMA

Budrem, deweloper z Ostrowa Wielkopolskiego, usunął i pociął dwa dorodne drzewa na terenie swojej inwestycji, przy rogu ulic Radzymińskiej i Folwarcznej w Warszawie. Decyzją administracyjną powinien był je przesadzić. Jednak koszty takiego przesadzenia mogły wynieść aż 200 tys. zł. Tymczasem kara za nielegalną wycinkę to jedynie 50 tys. zł.

– Jak to możliwe? – pytamy wiceburmistrza dzielnicy Praga-Północ Sylwestra Klimiuka oraz radnego tej dzielnicy, Krzysztofa Michalskiego.

Ręce związane prawnie

Do zdarzenia doszło 14 kwietnia. Zastępca burmistrza Pragi–Północ Sylwester Klimiuk przypomina, że nielegalne wycięcie drzew to nie przestępstwo, a wykroczenie. Podczas trwania wycinki przy ulicy Radzymińskiej ani on, ani radni, ani policja nie mogli więc nawet wejść na teren inwestycji – nie zostali wpuszczeni przez ochronę obiektu. Nie można było również zorganizować nakazu, bo nie było podejrzenia, by komukolwiek działa się krzywda lub dochodziło do przestępstwa.

– Policja stała sobie po prostu pod siatką i tyle. Jedyne, co zrobiła, to wylegitymowała przedstawiciela inwestora i firmy, która prowadziła wycinkę – relacjonuje nam wiceburmistrz.

I dodaje: – Przestudiowaliśmy istniejące zapisy w kodeksie karnym i cywilnym. I proszę mi wierzyć, kodeks karny zawiera tylko jeden artykuł dotyczący tzw. masowego niszczenia zieleń. Jednak wycięcie jedynie dwóch drzew nie wypełnia tego pojęcia.

Kary dla dewelopera za wycięcie dwóch drzew (dąb szypułkowy o obwodzie 205 cm i kasztanowiec biały o obwodzie 114 cm) wyniosą tyle, ile wynosi maksymalna grzywna za nielegalną wycinkę na terenie prywatnej posesji – 50 tysięcy złotych.

Wiceburmistrz tłumaczy, że oprócz grzywny, deweloper zostanie zobowiązany również do wykonania nasadzeń zastępczych. Ale tę decyzję też będzie mógł zaskarżyć do sądu.

Poluzowane przepisy o ochronie przyrody

Definicja masowego niszczenia zieleni, o której wspomina wiceburmistrz Sylwester Klimiuk, nie jest precyzyjna. Nie można określić, czy hektar zalicza się już do masowej wycinki, a co dopiero dwa drzewa. Z kolei kodeks cywilny przewiduje ukaranie osoby za zniszczenie zieleni na terenie publicznym. Ale grzywna za to wynosi 500 złotych. 

Jak to możliwe, że polskie prawo nie broni przyrody w takich sytuacjach? Wszystko przez konsekwencje tzw. lex Szyszko z 2017 roku, która zliberalizowała przepisy dotyczące wycinki na prywatnych posesjach.

W praktyce prawo to pozwalało usunąć każde drzewo na posesji. Choć po zmianie rządów weszła szybka nowelizacja, to jak zauważają moi rozmówcy, nie jest wystarczająca. Obecnie maksymalna grzywna za wycinkę wynosi teoretycznie dwukrotność kosztów usunięcia drzewa, w zależności od jego gatunku. Jednak kwoty zostały w 2017 roku znacząco obniżone i nie przystają do rzeczywistości.

Z tego powodu, wiceburmistrz Sylwester Klimiuk wraz z dzielnicowym Wydziałem Ochrony Środowiska Pragi–Północ szykują właśnie prośbę do rządu o zajęcie się tym problemem.

– Nie składam broni i może przy współudziale strony społecznej, nasz głos będzie wzmocniony na tyle, by rząd pochylił się nad zmianą przepisów – zaznacza wiceburmistrz.

Tymczasem resort klimatu szykuje nową strategię dotyczącą m.in. ochrony drzew. Pracę nad nią mają potrwać nawet do dwóch lat. Powołano m.in. zespół, który ma zmienić kryteria na wydawanie zezwoleń na usuwanie drzew. A także przeprowadzić rewizję zasad ochrony drzew i krzewów w miejscach zagospodarowania przestrzennego.

logo
Zezwolenie na usunięcie drzew, z zaznaczeniem, które są do przesadzenia. Fot. Krzysztof Michalski.

Co powinno się jeszcze zmienić?

Kary wyższe niż koszty przesadzenia z pewnością byłyby skutecznym straszakiem.

Ale można się też zabezpieczyć, np. wiążąc wydawanie pozwolenia na budowę z decyzją o wycięciu drzew – nielegalna wycinka byłaby jednoznaczna z utratą ważności pozwolenia.

Jak legalnie usunąć drzewo lub krzew na posesji? Drzewo lub krzewy możesz usunąć dopiero po uzyskaniu zezwolenia. Dlatego też odpowiednio wcześniej złóż wniosek do urzędu miasta lub gminy. Jeśli usuwasz drzewa lub krzewy z nieruchomości wpisanej do rejestru zabytków to wniosek złóż do wojewódzkiego urzędu ochrony zabytków. Jeśli chcesz usunąć drzewa lub krzewy rosnące na nieruchomości będącej własnością gminy, to wniosek złóż do starostwa. Gdy gminą tą jest miasto na prawach powiatu, wniosek złóż do urzędu marszałkowskiego. Jeśli usunąłeś albo zniszczyłeś drzewo lub krzewy w okolicznościach uzasadnionych stanem wyższej konieczności, to urząd nie wymierzy ci kary pieniężnej. Szczegóły o składaniu wniosku, procedurze, wymaganiach i potrzebnej dokumentacji znajdziesz tutaj.

Deweloperzy idą na łatwiznę?

Na razie takie postępowanie deweloperowi się po prostu się opłaca.

– Ale proszę pamiętać, że koszty przesadzenia również nie bardzo obciążyłyby budżet inwestora. Ja zawsze porównuje ten koszt do ceny metra kwadratowego mieszkania w tej samej okolicy – mówi Krzysztof Michalski, radny dzielnicy Praga-Północ.

logo
Wycięte drzewa na inwestycji. Fot. Krzysztof Michalski.

Radny zwraca również uwagę na koszty PR-owe takiego postępowania inwestora.

Budrem ma już za sobą głośną aferę w 2009 roku w tej samej dzielnicy – samowolkę w wyburzeniu zabytkowej parowozowni na ul. Wileńskiej 14, niedługo przed tym nim miała zostać wpisana do rejestru zabytków. Wtedy sprawa rozeszła się po kościach.

Tym razem, już chwilę po rozpoczęciu wycinki, profil społecznościowy firmy zapełnił się negatywnymi opiniami.

– Jestem realistą i doskonale wiem, że nowe mieszkania sprzedadzą im się szybko. Ale wiem też, że są też osoby, dla których etyka jest ważna i jeśli przeczytają o takich działaniach inwestora, trzy razy się zastanowią przed zakupem – zauważa Michalski.

Obaj moi rozmówcy podkreślają, że problemu sprawy nie ułatwia również brak planu zagospodarowania dla całej Pragi Północ.

– Ograniczenie zapędów tak zwanej patodeweloperki spowoduje tylko i wyłącznie istnienie planu miejscowego – mówi wiceburmistrz Klimiuk.

Mieszkańcy nie chcą budowy

Inwestycja na rogu Radzymińskiej i Folwarcznej jest kłopotliwa nie tylko z powodu nielegalnej wycinki. Deweloper uzyskał zgodę na inwestycje dopiero za trzecim razem, a sama budowa, choć mieści się w granicach prawa, budzi sporo kontrowersji.

Na ciasnej przestrzeni ma bowiem zostać wciśnięty budynek z 35 mieszkaniami i lokalami usługowymi. Zabudowa i tak już jest gęsta. Gdy budynek powstanie, sąsiedzi będą mogli ściskać sobie ręce przez okna na powitanie. Mieszkańcy pobliskiej kamienicy Radzymińska 16 boją się z kolei o wpływ konstrukcji na stan ich budynku, którego ściany już raz popękały, gdy nieopodal powstawała podobna inwestycja.

logo
Tu ma zostać wciśnięty nowy budynek. Fot. Krzysztof Michalski

Bezpośredni sąsiedzi boją się także, że stracą dostęp do światła.

– Byłem w jednym z takich mieszkań. Pokazano mi, jak mieli już ciemno. Będzie tylko gorzej – dodaje radny Michalski.

Według przepisów deweloper powinien zapewnić wymagane minimum nasłonecznienia – i tym razem również miał to zrobić, co potwierdził Naczelnik Wydziału Architektury. Wspólnota mieszkaniowa jest jednak innego zdania. Mieszkańcy Radzymińskiej 10/12 złożyli w tej sprawie odwołanie do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Chcą, by pozwolenie na budowę zostało uchylone. Budynek ich wspólnoty mieszkaniowej również został postawiony przez spółkę Budrem.

Firma Budrem do tej pory nie odpowiedziała na nasze próby kontaktu. Nie udzieliła także odpowiedzi na pytania wysłane mailem. Gdy to się zmieni, zaktualizujemy tekst.

Prośbę o komentarz wysłaliśmy także do policji z warszawskiej Pragi-Północ.

Czytaj także: