Bazary i targowiska płoną w Warszawie. Rok temu – Centrum Handlowe Marywilska. Spłonęło 12 maja 2024 roku. Nad sprawą pracują służby w Polsce i w Europie. Ustalenia litewskich służb wiążą pożar z działaniem rosyjskiego wywiadu. W środę 19 marca zapalił się z kolei kolejny warszawski targ – Bazar Różyckiego. A dzień później hala przy ul. Modlińskiej. Przyczyny pożarów nie są jeszcze znane.
Podczas środowego pożaru na kultowym Bazarze Różyckiego spłonęło kilkanaście budek handlowych z towarem. Kiedyś mówiło się, że w tym miejscu można kupić dosłownie wszystko. Dziś jest to ważne miejsce spotkań i istotny element lokalnej społeczności.
O wyjątkowości znikających bazarów i targowisk, gdzie "nigdy nie wiesz, co cię spotka", opowiada jeden ze sprzedawców – a także zawodowy komik, który podczas występów na scenie opowiada o swojej codzienności pracy na Bazarze Różyckiego – Kuba, znany jako Senior Suarez.
* * *
Marta Zinkiewicz: Co zdarzyło się w środę na bazarze Różyckiego?
Kuba (Senior Suarez): Na starej części bazaru spłonęły budki razem z towarem. W ciągu pół godziny były takie kłęby dymu, że nic nie było widać. Przyjechała policja i szybko wszystkich ewakuowana.
Co mówią sprzedawcy?
Tak naprawdę nadal nikt nic nie wie. Są pewne przewidywania, jak przy każdym pożarze. Wszystko jest otaśmowane przez policję, więc możemy się dostać na swoją część jedynie za pozwoleniem zarządu. Ja akurat sprzedaję na nowej części Bazaru Różyckiego, a płonęła ta stara. Nowa i stara sąsiadują ze sobą, ale są od siebie niezależne. Nowa część należy do miasta, stara to prywatne tereny.
Czym się różnią te części?
O starej można powiedzieć, że to przedłużenie długiej, głośnej i burzliwej historii Bazaru Różyckiego. Tej, o której się mówiło, że można tu było kupić wszystko. Dziś popularne są suknie ślubne, antyki, buty, ubrania, ale raczej dla stałych bywalców. Teraz nie ma tu tak wielu ludzi, jak w czasach świetności. Ale na bazarze, oprócz handlu, ważne jest spędzanie czasu z ludźmi, z którymi zna się od kilku, czy kilkunastu lat. I to się kręci. Bazar pełni ważną funkcję dla lokalnej społeczności zarówno dla kupców, jak i dla stałych klientów.
Natomiast ta nowa miejska część bazaru przyciąga głównie tych, którzy chcą kupić coś niespotykanego, najczęściej w stylu vintage. Promujemy drugi obieg, dając ubraniom drugie życie. Ale duch Bazaru Różyckiego nadal tu jest. Są ubrania, biżuteria, bibeloty. Robimy wokół tego mnóstwo wydarzeń, do najbardziej popularnych należą pokazy mody drugoobiegowej. W zeszłym roku naszymi modelami byli seniorzy.
W cieplejszym okresie razem z miastem organizujemy wyprzedaże garażowe, gdzie każdy może się wystawić. Moje ulubione są aukcje komediowe, gdzie można wylicytować najdziwniejsze znaleziska przyniesione przez lokalnych handlarzy. Tworzymy swój mały świat.
A ty co sprzedajesz?
Specjalizuję się w odzieży sportowej – wiesz, kresze, ortaliony. Sam tak się ubieram. Handluję też koszulami hawajskimi bardzo dobrej jakości. Nawet jak się spocisz, to pachniesz ananasem. Bardzo kolorowe ubrania. A reszta, co się trafi – czasem przychodzą ludzie i pytają: "Hej, masz kurtkę jeansową"? Odpowiadam: "Dzisiaj nie mam, za tydzień będę miał" i załatwiam taką kurtkę. Inni przychodzą po prostu napić się kawy. Bo to miejsce, w którym nie czują się przytłoczeni. Mogą sobie coś kupić i spędzić sobotnie popołudnie.
Co jest najtrudniejsze i najciekawsze w tej pracy?
Wszystko, co wiąże się ze sprzedażą bezpośrednią – targowanie się, negocjacje. W czasach ogólnej dostępności wszystkich produktów raczej się nie zdarza pisać do firmy w internecie: "Można dwie dychy taniej?". A ze mną można, bo targowanie jest elementem mojego świata. Czasem kręcą się tu postacie, wobec których to ja ze sprzedawcy staję się potencjalnym klientem. Zapraszam ludzi na bazar, żeby mieli co wnukom opowiadać, bo to doznanie socjologiczne i trzeba to przeżyć to chociaż raz.
Można tam poznać świetnych ludzi – wielu na nowej części jest z branż artystycznych, kogoś, z kim będziesz współpracował – ludzie szukają tu ubrań do spektaklu, a fotografowie modeli. To networking na żywo. I nigdy nie wiesz, co się zdarzy i kogo poznasz. Co tam tego dnia maszyna losująca wylosuje.
A co na przykład może ta maszyna wylosować ?
Sama Praga ma taki w sobie jakiś autentyzm, którego na próżno szukać gdziekolwiek indziej. Praga ma swój klimat i swoje zasady. Na bazarze możesz spotkać i "przedstawicieli handlowych" z Douglasa i rodziny z dziećmi, reżyserów i kostiumografki czy turystów podążających za modą vintage. Ja sam podróżując, najczęściej odwiedzam bazary, żeby zobaczyć, jak ludzie funkcjonują w niereżyserowanej sytuacji.
Na bazarze świat zwalnia, to jak lato w mieście albo plac zabaw dla dorosłych. Ludzie przychodzą i mówią: "Jezu, też bym chciał tu sprzedawać, jaki macie tu klimat". Chodzenie, zatrzymywanie się i gadanie z ludźmi na ulicy, to w Warszawie już bardzo rzadko mi się zdarza poza bazarem. A uważam, że wszyscy tego potrzebujemy, lokalnych społeczności, w których będziemy się czuć swobodnie, gdzie będziemy mogli coś odkrywać. Z uwagi jednak na tę różnorodność na to nasze lato w mieście czasem pada praski cień.
Jesteś też komikiem. W jaki sposób żartujesz z bazaru na scenie?
Opowiadam o tym, co mnie tam spotyka, kto i z czym do mnie przychodzi, czasem jest to melancholijna historia a czasem perfumy z Douglasa. Samo to, że mam 31 lat i handluję na bazarze, nie jest typową ścieżką kariery. Ludzie często mi nie wierzą, a samo to generuje zabawne sytuacje. Często opowiadam o naszym folklorze, jak klienci się ze mną targują. Do każdego trzeba podejść indywidualnie, czasem mieć sposób. Uwielbiam sprzedawać gofry. Czasem zagaduję dzieciaki: "Ej młody, chcesz gofra?", a potem mówię do jego mamy, że "Ja przepraszam, ale pani dziecko chyba ma ochotę na gofra". I to jest sytuacja, w której wygrywa każdy.
Dziś wszyscy jesteśmy zanurzeni w cyfrowym świecie. Mówi się, że 2025 ma być zwrotem ku lokalności i społecznościom offline. Coraz więcej osób zapisuje się do różnych klubów, bo chce przynależeć do jakiejś grupy. Widzę tę funkcję bazaru jako część większego trendu.
To wyszło w taki naturalny sposób. Jesteśmy bardzo społeczni, potrzebujemy budować wspólnoty. Jesteśmy tu razem, pracujemy, żartujemy, Zawsze marzyłem o miejscu, które nie będzie domem, a do którego będę mógł zaprosić swoich znajomych. Niektórzy jak już przyjdą, to nie chcą wyjść, mówią: "Stary, jak nie będziesz mógł, to powiedz, chętnie przyjdę i ci tej budy popilnuję". Bazar jest czymś pomiędzy spokojem parku a zgiełkiem miasta. Można tu odpocząć, ale też napić się kawy czy kupić coś oryginalnego. Wejdziesz na chwilę i zaraz kogoś spotkasz – na przykład Michała "Pucybuta", który zaleje cię strumieniem świadomości i zniknie.
Często zdarzają się takie nietypowe wizyty?
"Pucybut" jest już legendarny. Czasem oznajmi twierdząco: "W niedzielę przyjdziesz do mnie, a ja wypoleruję ci buty". A innym razem przychodzi chłop, który ma dla mnie kilo łososia. W sobotę mu odmówiłem, a w niedzielę sklepy były zamknięte i musiałem zamówić sushi.