Książka "Chłopki. Opowieść o naszych babkach" Joanny Kuciel-Frydryszak stała się na polskim rynku wydawniczym fenomenem. Sprzedana w ponad 500 tys. egzemplarzy przez dwa lata utrzymywała się na podium najchętniej kupowanych tytułów.
"Chłopki" ukazały się w maju 2023 r. i szybko zaczęły być określane mianem ważnej i wybitnej książki. Opowiadają o historii "naszych babek i prababek", które całe życie spędziły na wsi – ciężko pracując, marząc o własnym łóżku, butach czy edukacji.
2 zł za książkę
Sukces sprzedażowy mógłby wskazywać na sukces finansowy autorki. Tygodnik "Wprost" na podstawie panelu BookScan Polska oszacował, ile Joannie Kuciel-Frydrysiak miała przynieść książka – w 2024 roku miała zarobić na "Chłopkach" 914 977,17 zł.
Sama kwota nie jest niska, jednak wystarczy podzielić ją przez liczbę sprzedanych egzemplarzy. Wychodzi ok. 2 zł za każdą książkę.
Tymczasem, jak pisze "Gazeta Wyborcza", tylko w 2023 r. – czyli w roku premiery "Chłopek"- wydawnictwo Marginesy wykazało o 15 milionów więcej, niż w poprzednim roku. A jego zysk wyniósł 5,3 miliona złotych netto.
"W związku z ogromnym sukcesem sprzedażowym, jaki odniosła książka "Chłopki" mojego autorstwa, okazało się, że wielkie korzyści, jakie osiągnęło wydawnictwo Marginesy, są nieproporcjonalnie wysokie względem mojego wynagrodzenia" – napisała w piątek Joanna Kuciel-Frydryszak na swoim instagramowym profilu i zapowiedziała skorzystanie ze znowelizowanego art. 44 prawa autorskiego, czyli tak zwanej klauzuli bestsellerowej.
Co oznacza dochodzenie wyższego wynagrodzenia za książkę w sądzie. W internecie zawrzało.
Sukces "Chłopek" przeszedł wszelkie oczekiwania
Na wpis autorki zareagowało również wydawnictwo Marginesy. Twierdząc, że "wypełnia wszystkie zapisy wynikające z umowy na "Chłopki" i jednocześnie od sierpnia prowadzi z autorką rozmowy na temat dodatkowego wynagrodzenia autorskiego w związku z nadzwyczajnym sukcesem rynkowym książki".
– Autorzy w umowach przeważnie mają progi procentowe. Np. że po 5 tys. sprzedanych egzemplarzy procent zwiększa się o jeden, po 10 tys. o dwa itd. Tyle że nikt chyba nie przewidział w umowie, że niszowa książka non-fiction stanie się takim bestsellerem i książką mainstreamową. Dziś wydawcy są szczęśliwi, jeśli tytuł non fiction sprzeda się w ilości 3 tys. egzemplarzy, a pięć to już jest duży sukces. Sukces autorki "Chłopek" przeszedł wszelkie oczekiwania. I za to powinna mieć pieniądze ekstra – komentuje w rozmowie z INNPoland reporter, pisarz, redaktor i wykładowca Mariusz Szczygieł.
Joanna Kuciel-Frydryszak otrzymała dużo wsparcia od koleżanek i kolegów po fachu. Głos zabrało wielu twórców, a także czytelników "Chłopek", którzy dopatrzyli się w sytuacji, w której znalazła się autorka, analogii do samej treści jej książki.
"Jestem ogromnie zaskoczona. Kobieta przynosząca firmie olbrzymie zyski książką o trudnych losach kobiet musi iść do sądu, żeby otrzymać adekwatne wynagrodzenie?" – czytam komentarze na Facebooku.
"Już nigdy niczego takiego nie podpiszesz"
Historia Joanny Kuciel-Frydryszak sprowokowało środowisko do dyskusji na temat wynagrodzenia autorów i autorek za książki.
W sierpniu ubiegłego roku reporterka i autorka książek Iza Michalewicz, powołując się na badanie Polskiej Izby Książki, pisała o zarobkach branży.
I wyszło jej, że z okładkowej ceny 55 złotych za jeden egzemplarz książki, prawie 70 proc. trafia do dystrybutorów. Kolejna jest drukarnia, która bierze 6 zł. Do autora trafia ponad 4 zł. Do tłumacza 3,75 zł, wydawnictwa 2,72 zł. 2,62 zł to koszt promocji, 1,75 zł grafiki i skład i 1,50 zł redakcji i korekty.
– Przy okazji tego, co głośno powiedziała Joanna, przejrzałam wszystkie swoje stare umowy z wydawcami po to, żeby w końcu samej sobie powtórzyć kilka razy: już nigdy niczego takiego nie podpiszesz – mówi Iza Michalewicz w rozmowie z nami. – Przed laty napisałam bestseller, książkę o Violetcie Villas, którą wydał Świat Książki, a która wtedy sprzedała się w ponad 70 tys. egzemplarzy. To były lata 2011-2013. Zero Instagrama, w internecie mało kto dyskutował, wszyscy raczej pokazywali swoje śniadania i stopy. Na tamte czasy powinnam była rozbić bank. Ale wydawnictwo było tak cwane, że zarobiło na mnie kosmiczne pieniądze, w porównaniu z tym, co ja zobaczyłam jako autorka. Była to moja pierwsza książka i czułam się na tym rynku jak dziecko we mgle. Przyjęłam, co mi dali. Za VILLAS dostałam 2,5 tysiąca zł (sic!).
Do tematu zarobków autorów książek odniósł się również pisarz Szczepan Twardoch. Stwierdził, że "godny poziom honorariów za jakąkolwiek książkę, nie tylko bestseller, zaczyna się od 10 proc. ceny okładkowej. To odnosi się do każdego, tak samo debiutanta, jak poczytnego autora".
Nie jest to jednak reguła. Iza Michalewicz pisze, że maksymalnie od jednego egzemplarza książki dostaje 3,50 zł i to tylko wtedy, kiedy minie 10 tys. sprzedanego nakładu. "Rzeczywistość natomiast jest taka, że autor ma od książki średnio dwa złote" – dodaje.
I tak było też w przypadku Joanny Kuciel-Frydryszak.
"Uczciwym zarobkiem przy umowie wydawniczej, przy sprzedaży 500 tys. egzemplarzy, jest moim zdaniem 5 milionów złotych. 10 złotych brutto dla autora z okładki. Tak jest uczciwie, gdy wydaje cię wydawca. Nigdy nie podpisałbym umowy, którą kładą na stole większości z Was. Musiałoby mnie zdrowo poje*ać. Trudno, nie każdy musi być zaopiekowany i przytomny jak ja. To nie są cechy warunkujące bycie dobrym pisarzem" – podsumowuje pisarz Jakub Żulczyk.
Niezliczone instagramogodziny
Wspomniany Instagram i godziny spędzone w tej aplikacji przeznaczone na autopromocję są niewymierne i jednocześnie kluczowe do tego, żeby książka trafiła do jak najszerszego grona odbiorców.
"Autorzy i autorki żyją ze spotkań z czytelnikami, krążąc po Polsce niczym obwoźny teatr jednego autora, albo muszą mieć jakąś inną pracę – pisanie traktując jako coś zbliżonego do hobby. Aby być widzialnymi i sprzedawać książki, musimy bez przerwy zasilać nasze media społecznościowe. To są instagramogodziny, które de facto wypracowują zysk naszych wydawców i dystrybutorów. Każdy i każda z nas jest więc PR managerem, twórcą kontentów i prezenterem. Inaczej naszych książek po prostu nie widać" – napisała z kolei na swoim Facebooku dziennikarka i pisarka Paulina Młynarska.
Autorki i autorzy podkreślają znaczącą rolę przynależności do stowarzyszenia zawodowego twórczyń i twórców literatury Unii Literackiej.
– Gdyby nie członkostwo w Unii nie wiedziałabym, jaka jest sytuacja innych koleżanek i kolegów po fachu. Tymczasem wymieniamy się doświadczeniami i wiedzą. Wspieramy i pomagamy sobie. Gdyby nie obecność w Unii dawno już bym się załamała. A tak wiem, że nie jestem sama i że warto zawalczyć o własną godność jako twórczyni literatury. Bo pisanie to jest mój zawód, ciężki i wymagający, a nie drogie hobby po godzinach – dodaje Iza Michalewicz.