Potoczna nazwa to "opłata za deszczówkę" albo "podatek od deszczu", ale może trochę dezorientować. Albo brzmieć jak pomysł rodem z filmów Barei.
Chodzi tu jednak o wprowadzoną w 2018 roku zmianę w ustawie Prawo Wodne. Nakłada opłatę na działkach powyżej 3500 metrów kwadratowych i w większości zabudowanych. W ten sposób zmniejsza się naturalna retencja terenu, czyli zdolność ziemi do przechowywania wody.
Innymi słowy, im więcej betonu, tym większe zagrożenie suszą, a opłata miała zniechęcać do zabudowywania terenu powyżej 70 proc.
Gminy mają jednak problem – od lat walczą o skuteczne egzekwowanie tego podatku.
Podatek od deszczu
Właściciele działek powyżej 3500 metrów kwadratowych, zabudowanych w 70 proc. powinni płacić od 0,1 zł do 1 zł za każdy metr kwadratowy. Zgodnie z prawem, termin ws. zaległego podatku minął w 2023 roku.
Gminy próbują ścigać wierzycieli w sądach, jest to jednak wyboista droga. Jak opisuje Portalsamorzadowy.pl gminy próbują różnych podejść i pojawia się rozbieżność w sposobie ustalania daniny. Niektóre nakładają podatek, inne opłaty dotyczące konkretnych nieruchomości. Na decyzje samorządów spływają skargi.
W dwóch przypadkach, rozpatrywanych przez Wojewódzki Sąd Administracyjny w Szczecinie, spór toczył się o zaległe opłaty 4600 zł i 1800 zł rocznie. W skargach na decyzję odnoszono się do błędnej interpretacji przepisów Prawa wodnego, ale sąd przyznał rację gminie.
Zobacz także
Kolejna zmiana prawa?
Niektóre gminy i firmy nawet nie wiedzą, że są zobowiązane do opłaty.
Od 2018 roku problemy się spiętrzyły i rząd przygląda się sposobom, jak wprowadzić klarowniejsze rozwiązanie prawne. Portalsamorzadowy.pl przypomina, że o tych planach informowało Ministerstwo Infrastruktury w 2024 roku.
Swoje propozycje przygotowała Polska Izba Gospodarcza oraz Związek Miast Polskich. Nowelizacja ustawy o zbiorowym zaopatrzeniu w wodę i odprowadzania ścieków miałaby zatwierdzić specjalne taryfy za wody opadowe i roztopowe.