
Białoruś zmaga się z niedoborem ziemniaków, które przede wszystkim zostały sprzedane na eksport Rosji. Głos zabrał Alaksandr Łukaszenka z serią dietetycznych porad dla obywateli.
Po przeprowadzeniu specjalnej kontroli w obwodzie grodzieńskim (inne obwody to ominęło), dyktator ogłosił: kryzysu nie ma. Jednocześnie zachęca obywateli Białorusi, aby trochę odpuścili ziemniaki z diety, bo inaczej "nie będą szczupli".
"Raz w tygodniu, najwyżej dwa razy"
"Jeśli będziemy jeść ziemniaki tak często, jak piszemy w tiktoku, nie będziemy szczupli. Raz w tygodniu, najwyżej dwa. I to pieczone, puree" – radził Łukaszenka, cytowany przez "Fakt".
Oficjalnie kryzys został zażegnany – specjalna kontrola w obwodzie grodzieńskim wykazała, że nowe ziemniaki już rosną. I chociaż problemu ma już nie być, dyktator apeluje do producentów, aby odkładali jak najwięcej kartofli na przyszły rok. Tak na wszelki wypadek. A jak obywatele będą ich jeść mniej, to też więcej będzie można włożyć do rezerwy.
Kryzys żywnościowy na Białorusi
Na początku maja Aleksandr Łukaszenka informował o deficycie ziemniaków, wywołanym wzrostem produkcji, nieopłacalności sprzedaży na rynku krajowym i nadmiernym eksporcie do Rosji.
W obliczu głodu dyktator podjął nawet kroki ku złagodzeniu części sankcji importowych wobec krajów Unii Europejskiej. Te były reakcją na sankcje ze strony UE, które z kolei wywołały kontrowersyjne wybory prezydenckie w 2020 roku, zapewniającymi dyktatorowi władzę.
Źródło: Fakt
