Oprócz Tomahawków, użyto także bomb penetrujących zrzucanych przez sześć bombowców B-2 Spirit – jedne z najdroższych maszyn bojowych świata, zdolne do przenikania najcięższych systemów obrony.
Oprócz Tomahawków, użyto także bomb penetrujących zrzucanych przez sześć bombowców B-2 Spirit – jedne z najdroższych maszyn bojowych świata, zdolne do przenikania najcięższych systemów obrony. Fot. INNPoland, Canva

Stany Zjednoczone przeprowadziły zmasowany atak na irańskie zakłady nuklearne, włączając się bezpośrednio do toczącego się konfliktu pomiędzy Izraelem a Iranem. Trzon operacji stanowiły rakiety manewrujące Tomahawk. Ich aktywacja kosztowała USA krocie.

REKLAMA

Rakiety manewrujące Tomahawk to symbol amerykańskiej precyzji, ale też narzędzie politycznego przekazu, którego użycie zawsze odbija się szerokim echem na arenie międzynarodowej.

Precyzyjny atak za miliony

Jak podaje portal money.pl, podczas ofensywy amerykańska armia wystrzeliła 30 rakiet Tomahawk, każda o wartości około 2 milionów dolarów. Koszt tej jednej salwy sięgnął więc 60 milionów dolarów – sumy, która mogłaby sfinansować sześć czołgów Abrams M1. 

Tym razem jednak te pieniądze zostały ulokowane w wysokiej klasy technologię bojową, której zadaniem było uderzenie w konkretne cele w Natanz i Isfahanie – miejscach kluczowych dla irańskiego programu nuklearnego.

Oprócz Tomahawków użyto także bomb penetrujących zrzucanych przez sześć bombowców B-2 Spirit – jedne z najdroższych maszyn bojowych świata, zdolne do przenikania najcięższych systemów obrony. 

Zrzuciły one 12 bomb na instalacje w Fordo i Natanz.

Czytaj także:

Trump i jego zaufanie do Tomahawków

Choć atak z 22 czerwca 2025 roku ma szczególne znaczenie ze względu na bezpośrednie uderzenie w infrastrukturę nuklearną Iranu, nie jest to pierwszy przypadek użycia Tomahawków przez administrację Donalda Trumpa

W kwietniu 2017 roku Stany Zjednoczone przeprowadziły podobną operację w Syrii. 59 rakiet zostało wtedy wystrzelonych z dwóch amerykańskich niszczycieli na Morzu Śródziemnym. Celem była baza lotnicza Szajrat, z której według amerykańskich władz miał wystartować samolot dokonujący ataku chemicznego na syryjskie miasto Chan Szajchun.

Wówczas wystrzelenie 59 rakiet Tomahawk w kierunku Syrii kosztowało ok. 55 mln dolarów. Każdy z tych pocisków, przypominający niewielki samolot kamikadze to blisko milion dolarów. 

W skali wojskowych działań Stanów Zjednoczonych to wciąż stosunkowo tani sposób realizowania celów militarnych.

Czytaj także:

Inspiracja z czasów II wojny światowej

Historia samego pocisku Tomahawk sięga lat 70., kiedy to Stany Zjednoczone – chcąc obejść ograniczenia narzucone przez traktat SALT I – rozpoczęły pracę nad bronią, której postanowienia układu nie obejmowały. Kluczem do sukcesu było stworzenie skrzydlatego pocisku napędzanego silnikiem odrzutowym, który byłby zdolny do przenoszenia głowic jądrowych, ale nie podlegał klasyfikacji rakiet strategicznych.

Inspiracją były konstrukcje z czasów II wojny światowej, takie jak niemieckie rakiety V1. 

Tomahawk – opracowany pierwotnie przez koncern General Dynamics, a dziś produkowany przez Raytheon – stał się jednym z filarów amerykańskiej strategii odstraszania i precyzyjnego rażenia

Wybór Tomahawków nie był przypadkowy – to broń, która nie tylko niszczy cele, ale także wysyła polityczny sygnał. Każdy wystrzelony pocisk to manifestacja technologicznej przewagi i gotowości do działania.

Źrodło: money.pl, TVN