
Jarosław Łukomski, lektor znany z polskich kaset VHS, pozywa producenta zbiorników JFC Polska sp. z o.o. Twórcy reklamy spółki ukradli jego głos, by za pomocą AI wygenerować sobie pochwały świadczonych usług. "To są jaja" – komentuje branża. To pierwszy taki proces o kradzież głosu w Polsce.
Lektorzy są częścią polskiej popkultury, a wśród wielbicieli filmów i seriali bywają wręcz kultowi. Głos jednego z nich właśnie stał się ofiarą kradzieży za pomocą AI. Branża tylko odliczała, kiedy i który lektor padnie ofiarą jako pierwszy. Padło na Jarosława Łukomskiego, jeden z najbardziej kultowych głosów z kaset wideo i polskiej telewizji. Jak informuje portal polscylektorzy.pl, taki obrót spraw był tylko kwestią czasu. "To są jaja" – komentuje środowisko.
Pozew o kradzież głosu w Polsce. Firma zajmująca się szambem wygenerowała sobie pochwały w AI
Sprawa zaczęła się już w maju, ale dopiero teraz Mikrofonika (bank głosów opiekujący się poszkodowanym lektorem) zdecydowała się na proces przeciw dużemu producentowi zbiorników JFC Polska sp. z o.o. Sprawa jest w Polsce bezprecedensowa. Nie dlatego, że ukradziono wizerunek (co ma miejsce, regularnie, w fałszywych reklamach na Facebooku), głos (co przytrafiło się podcasterom), ale ponieważ bezprawnego czynu dokonał polski podmiot. W tym wypadku można wytoczyć batalię sądową, da się namierzyć sprawcę.
Poszkodowany Jarosław Łukomski opowiedział o sprawie w programie "Pytanie na Śniadanie" w Telewizji Polskiej. Ujawnił, jak dowiedział się o tym, że jego głos zosał ukradziony: od kolegi dostał link do spotu reklamowego z pytaniem, czy (ten głos) to on.
"Przeżyłem szok, to był cios w podbródek" – powiedział Łukomski. Potwierdził, że firma nigdy nie kontaktowała się z nim w sprawie spotu reklamowego. W obronie jego praw stanęła firma Mikrofonika, z którą podpisał umowę o komercjalnym klonowaniu głosu i ochronie wizerunku lektora.
"W skrócie: firma, która ma ponad 30 milionów przychodu, decyduje, że w swoich reklamach użyje jednego z najbardziej rozpoznawalnych głosów w Polsce [...] Jednak zamiast zamówić nagranie, postanawia wygenerować sobie ten głos za darmo, nie wiadomo gdzie, nie wiadomo jak, nie wiadomo, z jakich materiałów i nie informując o tym lektora. Po czym emituje reklamy z tak wygenerowanym 'głosem'. Ja nazywam to po prostu kradzieżą. Taka jest moja interpretacja. I zapewniam, że znajdzie potwierdzenie w sądzie" – czytamy na portalu branżowym wyjaśnienia Tomasza Bartosa, właściciela Mikrofoniki.
Jego firma miała potwierdzić z dużą precyzją, że skopiowano głos jej klienta. Sprawa jest tym ważniejsza, że Mikrofonika prowadzi projekt VO+AI, celem ochrony głosów lektorów przed nadużyciami AI i stworzeniem własnego silnika głosowego na uczciwych zasadach.
Opinie o kradzieży głosu przez AI
"To są jaja. Byłem pierwszym lektorem, który dołączył do projektu VO+AI. Między innymi właśnie po to, by chronić się przed takimi sytuacjami" – skomentował Jacek Brzostyński, znany głos z wielu filmów i seriali emitowanych w polskiej telewizji. Obrońcy Łukomskiego zwracają również uwagę, że firma bezprawnie korzystająca z legendarnego głosu może w ten sposób sprawiać fałszywe wrażenie, że stać ją na taki głos. W ten sposób podbija swój wizerunek.
"Na wstępie wskazujemy, że JFC Polska sp. z o.o. nie otrzymała do dnia dzisiejszego jakiegokolwiek pozwu w poruszonej przez Państwa sprawie. W tej sytuacji nie możemy odnieść się do przekazanych doniesień medialnych i przesłanych pytań. Pragniemy jednak podkreślić, że w naszej ocenie JFC Polska sp. z o.o. nie dopuściła się jakichkolwiek bezprawnych działań ani naruszeń" – zakomunikował producent zbiorników w wiadomości cytowanej przez Polscylektorzy.pl.
"Była to odpowiedź głupia, bezczelna i niebezpieczna dla rynku lektorskiego" – ocenił Bartos. Z kolei użytkownikom internetu nie umknął absurd sytuacji, że pierwsza głośna kradzież głosu została dokonana reklamie szamba. Co by nie mówić, sprawa jest cuchnąca.
Źródło: polscylektorzy.pl
Zobacz także
