Polskie miasta walczą o pracowników jak lwy. Oto 5 sposobów, którymi wabią nas do siebie

Adam Sieńko
Do Warszawy, Krakowa, Poznania czy Gdańska ciągną dzisiaj całe zastępy młodych ludzi. Żeby komuś przybyło, ktoś musi jednak stracić. W Polsce przybywa miejsc, w których w dramatycznym tempie ubywa mieszkańców. Mniejsze miejscowości nie pozostają jednak bierne i zaskakują pomysłowością w próbach zatrzymania mieszkańców u siebie.
Tomasz Stańczak/Agencja Gazeta
– Jeszcze trochę i przestaniemy być uważani za metropolię – skarżyła się podczas X Europejskiego Kongresu Ekonomicznego prof. Grażyna Trzpiot z Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach. Według jej prognoz, region katowicki może do 2050 roku stracić nawet 621 tys. osób. Wtedy zostanie tam około 1,7 mln osób – pod metropolię, która musi liczyć co najmniej 2 mln rzeczywiście przestanie się łapać.

Z takim problemem zmaga się jednak dzisiaj wiele miast. Depopulacja to nie już nie tylko słowo żywcem wyciągnięte z teorii spiskowych prezentowanych w filmikach na YouTube z żółtymi napisami. Polacy masowo przenoszą się do dużych aglomeracji, niektóre ośrodki w ostatnich kilkunastu latach straciły nawet 1/3 mieszkańców. Głównym winowajcą jest tutaj niska dzietność i starzenie się społeczeństwa – tym bardziej jednak uzasadniona staje się walka o każdego potencjalnego pracownika i płatnika podatków.


– Problem depopulacji dotyczy głównie średnich i małych miast. Duże miasta, z dobrze rozwiniętym rynkiem pracy, jak Warszawa, Wrocław, Trójmiasto czy Poznań odczują go w minimalnym stopniu – opowiada INN:Poland prof. Eugeniusz Sobczak z Wydziału Administracji i Nauk Społecznych Politechniki Warszawskiej.

Naukowiec podkreśla, że istnieją dwa rodzaje migracji. Pierwszy, z punktu widzenia miasta mniej szkodliwy, polega na wyprowadzaniu się mieszkańców na obrzeża – do sąsiednich gmin. Większy problem wiąże się z wyprowadzką mieszkańców z jednej miejscowości do drugiej. W jaki sposób miasta starają się uniknąć tego drugiego scenariusza?
Inwestycja w ekologiczny tabor to nie fanaberie władz miejskichJacek Marczewski / Agencja Gazeta
(Prawie)Darmowa ziemia
To chyba jeden z ciekawszych i bardziej spektakularnych pomysłów, a zdecydowała się na niego Ruda Śląska. W trakcie ostatniej dekady „wyparowało” z niej ponad 14 proc. mieszkańców, dlatego prezydent Grażyna Dziedzic stwierdziła, że pomoże nieco w decyzji o pozostaniu lub przeprowadzce do jej miasta. Władze dają więc 75 proc. zniżkę na nabycie ziemi pod budowę domu jednorodzinnego. Warunek? Wybudowanie go, zgłoszenie do użytkowania i wreszcie – zamieszkanie w nim w ciągu 5 lat.

Tanie mieszkania na wynajem
Po co łożyć na kształcenie studentów, skoro wszyscy mogą potem wyfrunąć za granicę? – zastanawiali się w Poznaniu. Rozwiązanie przyszło w postaci taniego wynajmu w ramach programu „Mieszkanie dla absolwenta”. Jak to wygląda w praktyce? Po wpłaceniu 10 proc. wartości mieszkania (które ma być zwracane po zakończeniu najmu) świeżo upieczony magister może się wprowadzić do mieszkania, za które płaci ledwo 12,5 zł za metr kwadratowy. Za 30 metrową kawalerką daje to 375 zł – mniej więcej tyle co zwykły czynsz. Z podobną inicjatywą wyszedł również Sosnowiec.

Bez podatków
Tu temat został już potraktowany nieco wybiórczo. Na zwolnienie od podatku od nieruchomości mogą liczyć tylko właściciele nowych budynków. Taką politykę prowadzi m.in. Toruń.
Rzeszów poradził sobie z depopulacją dzięki stworzeniu "Doliny Lotniczej"Franciszek Mazur/Agencja Gazeta
Biura za złotówkę
Gdańsk to akurat jedno z miast, które z problemem depopulacji będzie miało najmniejsze problemy, prezydent Paweł Adamowicz dmucha jednak na zimne i przyszykował pewien czas temu ofertę dla początkujących przedsiębiorców. Jej nazwa: „Lokal na start za złotówkę” jest nieco myląca – w rzeczywistości chodzi bowiem o złotówkę za metr kwadratowy. Fakt faktem, że przez pierwszy rok przedsiębiorcy wynajmują od miasta biuro niemal za darmo. Niedawno ruszyła druga edycja programu. Jak korzystali z niej pierwsi uczestnicy? W miejskich lokalach, poza biurami, powstał m.in. gabinet doradztwa psychologicznego, sklep z obuwiem, czy pracownia wystawienniczo-warsztatowa.

Car-sharing i reszta bajerów
Jeżeli wydaje ci się, że inwestycja w autobusy z napędem hybrydowym, wyrzucanie samochodów z centrów i inwestycja w systemy wypożyczalni aut na minuty to tylko przejaw podążania za trendami, to byłeś w błędzie. Władze metropolii traktują je jako instrument w walce o mieszkańców. A przynajmniej w ten sposób tłumaczy to np. prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak, który z zamówionej przez siebie analizy wyczytał, że ludzie uciekają ze stolicy Wielkopolski przez hałas, brak zieleni i fatalne powietrze. - Po raz pierwszy od lat odnotowaliśmy ujemne saldo migracji na poziomie poniżej 2 tys. - cieszył się w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".

Czy wymienione działania to słuszny kierunek? Prof. Sobczak twierdzi, że nie do końca. - To tylko drobna część działań, które należy podjąć, by zatrzymać mieszkańców w mieście. Należy postawić sobie bowiem pytanie: „dlaczego ludzie wyjeżdżają?”. Odpowiedź brzmi: bo szukają perspektyw na spełnianie się w zawodzie, szans na rozwój osobisty i lepszą przyszłość dla swoich dzieci. Dlatego kuszenie ich preferencyjnymi cenami mieszkań jest skazane na porażkę, to jak wręczenie cukierka, który rozpłynie się w ustach i nic z niego nie zostanie - puentuje.