Wielka sieć handlowa na polskim rynku stopniowo zwija biznes. „Musimy podejmować trudne decyzje”
Od miesięcy sieci handlowe prześcigają się pod względem tego, która rozwija się szybciej, otworzy więcej sklepów czy zapewni pracownikom najwyższe stawki. Jednak przypływ nie unosi wszystkich łódek – za plecami tych, którzy chwalą się wynikami, są i tacy, którzy muszą sklepy zamykać. To przykład Tesco.
Tesco w tarapatach - zamyka kolejne sklepy
– By być firmą bardziej efektywną i perspektywiczną dla naszych klientów i pracowników, musimy niekiedy podejmować trudne decyzje – o zamknięciu sklepów przynoszących straty – tłumaczył decyzje Tesco dyrektor zarządzający firmy w Polsce, Martin Behan. – Teraz najważniejsze dla nas jest zapewnienie wsparcia dla osób, których dotyczą te zmiany, w tym zaoferowanie możliwie wielu koleżankom i kolegom z tych lokalizacji alternatywnych stanowisk pracy w pobliskich sklepach, by zminimalizować liczbę osób, które opuszczą firmę – kwitował.
Tesco ma wciąż w Polsce ponad 400 sklepów, a w całym regionie Europy Środkowej podwoiło zyskowność – po części dzięki optymalizacji sieci. Spadek sprzedaży rekompensują podwyższone marże. Sklepy nieco zmniejszono, a powstałą w ten sposób dodatkową powierzchnię wydzierżawiono firmom odzieżowym i sportowym – jak H&M czy Decathlon.
Portal Wiadomości Handlowe spekuluje jednak, że likwidacja placówek i gwałtowne wyhamowanie ekspansji sieci to przedsmak próby sprzedaży środkowoeuropejskiego biznesu firmy. Nie jest tajemnicą, że Tesco sonduje rynek w poszukiwaniu potencjalnego inwestora, który przejąłby placówki w Polsce, Czechach, na Słowacji i Węgrzech (razem albo osobno). To tłumaczy też inwestycje sieci. Nie są one nadzwyczaj wysokie – sięgają 130 mln euro dla całego regionu i są przeznaczane przede wszystkim na remonty i modernizację istniejących placówek.