Tam lepiej zdjąć nogę z gazu. Wysokość mandatu potrafi sięgnąć równowartości mieszkania w Warszawie

Mariusz Janik
Wystarczy machinalnie pocisnąć na prostej, bez szaleństw – ledwie 21 kilometrów powyżej dozwolonego limitu. Konsekwencje mogą być niesłychanie kosztowne, zwłaszcza jeżeli jest się majętnym.
Maarianhamina, stolica i jedyne miasto na Wyspach Alandzkich. Tu dozwolone prędkości są jeszcze niższe niż w interiorze. Fot. 123rf.com
Na Wyspach Alandzkich – autonomicznym regionie Finlandii – policjanci potrafią wlepić drakońską karę. Co i rusz przekonuje się o tym miejscowy biznesmen i potentat, Anders Wikloef. Gdy kilka dni temu Wikloef przekroczył dozwoloną prędkość o 21 km/h (jechał 71 km/h na drodze z ograniczeniem prędkości do 50 km/h), wyliczanie wysokości mandatu zajęło dwa dni. W końcu magnat otrzymał stosowny dokument – z grzywną oszacowaną na... 63 tysiące euro.

Mandat za przekroczenie prędkości
Biznesmen opowiedział o swojej przygodzie lokalnej gazecie „Alandstidningen”, której skądinąd jest właścicielem. – Mandat wyliczono na 63 240 euro, ponieważ moje miesięczne dochody netto, jak przedstawił to policji urząd skarbowy, to 416 463 euro – liczył w rozmowie ze swoją gazetą. – Można powiedzieć, że na biednego nie trafiło, ale wolałbym przeznaczyć te pieniądze na przedszkola, dom dziecka albo inne charytatywne cele, a tak idą do budżetu państwa, a później nie wiadomo gdzie – narzekał.


Cóż, takie są jednak przepisy w Finlandii. Przekroczenie prędkości poniżej 20 km/h to zwykle 70-155 euro. Ale już powyżej tego limitu mandaty oblicza się na podstawie dochodów kierowcy. Wikloef pięć lat przekroczył dozwoloną prędkość o 27 km/h – wtedy musiał zapłacić, bagatela, 95 tysięcy euro mandatu.