Po filologii znajdziesz pracę w... IT. Absolwenci tej specjalizacji podbiją rynek pracy?

Karolina Pałys
O tym mroźnym północnym kraju myślimy od kilku lat dość ciepło, głównie dlatego, że liczba mieszkających tam Polaków systematycznie wzrasta. Norwegia nie jest jednak pierwszym wyborem dla tych, którzy myślą o karierze programisty. Nie jest również kierunkiem numer jeden jeśli chodzi o przedsiębiorczych absolwentów studiów MBA. Okazuje się jednak, że drzwi do kariery w tych dziedzinach mogą otworzyć się bardzo szeroko - dla tych, którzy znają język.
Filologia norweska zyskuje coraz większą popularność Fot. materiały prasowe
Wyższa Szkoła Filologiczna we Wrocławiu od tego roku akademickiego kształci filologów norweskich. Zainteresowanie było spore.

- Ku naszemu zaskoczeniu, część studentów przyszła do nas zaraz po szkole średniej. Dla nich język norweski to nisza, którą można zagospodarować w kontekście przyszłej pracy - tłumaczy mgr Barbara Pawlus, która na WSF prowadzi m.in. zajęcia ze wstępu do języka biznesu i IT.

- Inna grupa to osoby, które kontakt z norweskim miały wcześniej: znają język na poziomie komunikatywnym, ale chcą tę wiedzę rozszerzyć właśnie w kontekście języka biznesu i IT - dodaje. Dlaczego właśnie w tych dziedzinach? Bo przyszli filologowie norwescy na WSF będą mieli udokumentowaną specjalizację “Język w środowisku biznesowym i IT".

Rozważając swoje szanse na rynku pracy, celowanie w cokolwiek związanego z nowymi technologiami i biznesem w nazwie wydaje się strzałem w dziesiątkę - nawet jeśli nasze kompetencje w tym zakresie mają dotyczyć tylko, a może właśnie “aż”, sfery językowej.

Po norwesku z Polski
Ktoś, kto nigdy nie kuł na pamięć listy gramatycznych wyjątków może stwierdzić, że filolog swoje pierwsze CV wysyła do biur tłumaczeń. Dla samych absolwentów zdecydowanie nie będzie to pierwszy wybór.

- W Polsce powstaje mnóstwo centrów usług wspólnych, świadczących usługi na cały świat - w tym na kraje skandynawskie, stąd zapotrzebowanie również na speakerów norweskiego, których na Dolnym Śląsku nie ma wielu - zapewnia.

Korporacje outsourcingowe mają bardzo różne zapotrzebowania. W kontekście IT warto wymienić na przykład service deski, pomoc i wsparcie obsługi programów typu SAP. Filologów zatrudniają również działy księgowości czy HR. W tych ostatnich zapotrzebowanie pojawia się na polu weryfikacji językowej, a także podczas rekrutacji pracowników zagranicznych.

Inne branże? Logistyka i spedycja - tu również na wagę złota są osoby, które potrafią prowadzić komunikację nie tylko po polsku czy angielsku.

Pomysłem z gatunku mniej oczywistych jest branża turystyczna, a dokładniej bardzo specyficzna jej gałąź, a mianowicie turystyka medyczna. Jak tłumaczy dr Paweł Urbanik, który na WSF uczy wstępu do językoznawstwa i gramatyki języka norweskiego, wielu Norwegów kojarzy Polskę jako kraj dobrych i tanich lekarzy.

- Dużym powodzeniem cieszą się nasi dentyści. Norwegowie łączą więc przyjemne z pożytecznym: wyjazdy na zabiegi ze zwiedzaniem naszego kraju. To może być nisza, w której odnajdą się absolwenci filologii - twierdzi.
Fot. materiały prasowe
Język - umiejętność twarda
Pytanie, czy nie lepiej do nauki języka “zagonić” tych pracowników, którzy już są w danej korporacji zatrudnieni? Czy nauczenie specjalisty kilku podstawowych zwrotów nie jest łatwiejsze niż przyswojenie specjalistycznych mechanizmów przez laika mówiącego po norwesku?

- Języki to umiejętności twarde, nie da się ich opanować błyskawicznie - zauważa Barbara Pawlus. Albo inaczej: da się, ale trzeba mieć do tego bardzo mocną motywację.

Zakładając, że pracujemy w IT i zarabiamy tam dobre pieniądze jako programista, wymagająca nauka nowej kompetencji może nie być dla nas specjalnie atrakcyjna. Podobnie w księgowości - firm, które zatrudniają księgowych tylko z językiem polskim jest mnóstwo. Jeśli jednak znamy język taki jak norweski, stajemy się łakomym kąskiem dla firm obsługujących klientów zagranicznych.

Korporacje po mistrzowsku opanowały procedury szkoleniowe, więc zdaniem Barbary Pawlus nie muszą martwić się o przyswojenie przez filologów dodatkowych kompetencji: - Firmy potrafią wdrożyć nowych pracowników w trzy miesiące czy w pół roku, w zależności od rodzaju kursu czy stopnia pożądanych kompetencji. Języka w trzy miesiące nikt nie opanuje.

Kompetencje w sferze związanej z IT czy księgowością bazują na bardzo konkretnych procedurach. Można więc założyć, że rzeczywiście nawet filolog jest w stanie opanować je dość szybko. Co jednak ze sferą, gdzie większą rolę gra wiedza ogólna i doświadczenie, czyli w biznesie?

W programie studiów uwzględniono moduł “Język w biznesie i IT”. Jego program rozdzielony jest na wszystkie trzy lata studiów licencjackich. Składa się na niego osiem przedmiotów. Jeden z nich poświęcony jest na przykład przygotowaniom do spotkań i prowadzenia prezentacji i debat.

- Studenci szlifują więc umiejętności komunikacji w konkretnych sytuacjach biznesowych, na przykład prowadzenie negocjacji. Zaczynamy więc od teorii, potem przechodzimy do konkretnych narzędzi - tłumaczy Barbara Pawlus.

Negocjowanie warunków umów w języku norweskim dla studentów pierwszego roku może zabrzmieć jak czarna magia, ale taki skok na głęboką wodę jest potrzebny. - Przedmioty biznesowe od początku prowadzone są w dwóch językach: polskim i norweskim. Od samego początku budujemy więc podstawy słownictwa - zapewnia Pawlus.

Realne szanse?
Od pierwszych zajęć do odebrania tytułu licencjata studentów dzielą trzy lata. Czy w takim czasie jesteśmy w stanie opanować język na tyle, aby nie tylko rozumieć statusy norweskich znajomych na Facebooku, ale pisać posty sponsorowane i zaraportować ich zasięgi szefowi?

Barbara Pawlus: - Wiele zależy od samych studentów. My dostarczamy im wszelkie narzędzia czy pomoce, które mogą naukę ułatwić. Trzeba podkreślić, że nasi studenci mają dostęp do platformy e-learningowej. Za jej pośrednictwem udostępniamy materiały, komunikujemy się głosowo i zostawiamy zadania do wykonania.

Mniej systematyczni studenci nie muszą się więc obawiać braku bata nad głową - wykładowcy dbają, aby natłok zadań nie pozwolił na długo zapomnieć o języku. - W kontakcie ze studentami jesteśmy niemal non-stop - deklaruje Barbara Pawlus.

Zakładając, że nauka norweskiego pójdzie nam sprawnie, możemy stwierdzić, że dobrym pomysłem będzie sprawdzenie swoich umiejętności w kontaktach z Norwegami nie tylko na odległość.

Jak jednak tłumaczy dr Paweł Urbanik, do takiego wyjazdu trzeba przygotować się nie tylko pod kątem językowym. Realia panujące w norweskich korporacjach mogą zaskoczyć nawet tych, którzy z “taskami na asapach” mieli do czynienia już wcześniej.

Norwegowie w korpo - piszą karteczki
Weźmy choćby dość popularną sytuację, w której ze wspólnej firmowej lodówki znika nasze mleko. Mamy swoje typy co do winowajcy, więc głośno wyrażamy swoje niezadowolenie, kierując w kierunku “podpijacza” karcące spojrzenia. A jak zachowa się nasz odpowiednik Norweg?

- Zazwyczaj taka sytuacja skończy się przyklejeniem żółtej karteczki na lodówce z informacją, że brakuje nam mleka i prosimy o jego odkupienie. Norwegowie większość spraw, które mogłyby doprowadzić do jakiegokolwiek konfliktu, załatwiają pisemnie - tłumaczy dr Urbanik.

Niechęć do otwartych konfrontacji to coś, co w zachowaniu Norwegów rzuca się w oczy niemal natychmiast. Osoby, które wywołują konflikty w miejscu pracy nie są dobrze postrzegane. Zbytnia “szczerość” również nie będzie punktowana.

Inaczej zachodzi również proces podejmowania decyzji. Norwegowie niemal każde rozwiązanie wypracowują na drodze dyskusji. - Polacy, ale również i inne nacje, nie są przyzwyczajeni do spotkań, na których długo rozprawia się nad kwestiami, które można by załatwić w 10 minut - zauważa dr Urbanik

Norwegowie wychodzą jednak z założenia, że każdy powinien wyrazić swoją opinię, a konsensus musi zostać osiągnięty wspólnie. I nawet ci, którzy z daną kwestią się nie zgadzają, powinni wiedzieć dlaczego zapadła taka a nie inna decyzja.

Dla kogo Norwegia, dla kogo polska filia?
Liczba Polaków mieszkających w Norwegii jest spora. Według najnowszych danych jesteśmy najliczniejszą tamtejszą mniejszością. W kraju fiordów szukaliśmy do tej pory głównie pracy fizycznej, w perspektywie mając raczej powrót do kraju, niż stopniowe wrastanie w tkankę norweskiego społeczeństwa.

Dr Urbanik, który sam na stałe mieszka na północy, zauważa jednak, że od niedawna w Norwegii zaczęły pojawiać się osoby, które osiedlają się tam w pełni świadomie - nie tylko ze względu na pracę, ale bardziej z uwagi na styl i jakość życia.

- Przyjeżdżają osoby świadome tego, że aby dobrze funkcjonować w tym kraju należy spełnić pewne warunki: poznać język czy brać czynny udział w życiu społecznym. Nie chcą się izolować, są otwarci, angażują się - potwierdza dr Urbanik.

Co dostaną w zamian? Czym tak naprawdę charakteryzuje się osławione “skandynawskie życie?

- Na pewno nie jest to styl życia, który będzie pasował każdemu. Jego główną zaletą jest spokój - w miejscu pracy i ten związany z codziennym funkcjonowaniem. Można również liczyć, że będąc członkiem jakiejkolwiek grupy czy teamu, zostanie się docenionym: zawsze będziemy pewni, że nasz głos zostanie wzięty pod uwagę - twierdzi dr Urbanik, dodając, że w Norwegii raczej nie odnajdą się poszukujący przygód awanturnicy.

- Jeśli ktoś liczy na emocje w życiu codziennym, tu ich nie znajdzie. W Norwegii żyje się bezstresowo i spokojnie - przekonuje.

Dr Urbanik zaznacza również, że przeprowadzkę do Norwegii warto planować mając w zanadrzu nie tylko dyplom filologa: - Znajomość języka norweskiego sprawdzi się na polskim rynku - norweskich firm jest w Polsce sporo. Tutaj jednak warto mieć dodatkowe kompetencje, które pozwolą nam zadomowić się zarówno na rynku pracy, jak i w norweskim społeczeństwie.

Artykuł powstał we współpracy z Centrum Rozwoju Szkół Wyższych TEB Akademia.