A my się dziwimy skąd ten smog. Zakaz sprzedaży "kopciuchów" to fikcja i prawny bubel

Konrad Bagiński
Producenci i sprzedawcy kotłów czy pieców bezkarnie oszukują klientów. Pomimo zakazu sprzedaży kopciuchów, handel nimi trwa w najlepsze – mają albo sfałszowane certyfikaty, albo wymyślne nazwy. Rząd obiecuje, że będzie karać sprzedawców, ale przez 1,5 roku nie zrobił nic.
Zakaz sprzedaży "kopciuchów" to fikcja, smog ma się doskonale Foto: 123rf.com
W 2017 roku ówczesny wicepremier Mateusz Morawiecki był z siebie dumny – ogłosił, że wprowadzono nowe przepisy, wykluczające z obrotu przestarzałe technologiczne piece.

Chodzi o tzw. kopciuchy, do których można wrzucić dosłownie wszystko, nie wykluczając śmieci, liści czy najpodlejszych gatunków opału. Tego typu kotły emitują nawet 600 mg pyłów na metr sześcienny spalin.

Zastąpić miały je nowoczesne kotły V generacji, tzw. ekologiczne, emitujące co najwyżej 60 mg zanieczyszczeń na metr sześcienny. Okazuje się, że to fikcja. Wyborcza cytuje dane z opracowywanego przez Polski Alarm Smogowy raportu, z którego jasno wynika, że handel kopciuchami po prostu kwitnie.


Można je kupić w serwisach internetowych, marketach budowlanych, giełdach i targach. To nie wszystko – okazuje się, że zamawiając kocioł nowej generacji możemy dostać stary „piec na wszystko”, bo są producenci, którzy ochoczo fałszują certyfikaty.

Nie ma komu karać
Jak pisze Wyborcza.pl, UOKiK twierdzi, że nie jest odpowiednim organem do przeprowadzania kontroli sprzedaży pieców. Okazuje się więc, że nie ma żadnego urzędu, który byłby uprawniony do sprawdzania tego, co w rzeczywistości sprzedaje się w Polsce. W efekcie prawo wprowadzone półtora roku temu jest praktycznie martwe.

Rząd od listopada nie zrobił nic z projektem nowej ustawy, która nakłada na organy inspekcji handlowej obowiązek kontroli sprzedawców i producentów kotłów oraz surowe kary (do 100 tys. zł) za wprowadzanie na rynek i sprzedaż kopciuchów.