W te wakacje nie zjesz dorsza nad Bałtykiem? Albo to, albo pożegnamy się z nimi na zawsze

Arkadiusz Przybysz
W przyszłym roku zabraknie dorsza? Przynajmniej tak ostrzegają ekolodzy. Apelują oni, by zaprzestać w tym roku połowów tej ryby. To może oznaczać, że już w te wakacje będziemy musieli na wakacjach spróbować innych ryb.
Ekolodzy apelują o zatrzymanie połowów dorsza, inaczej w przyszłych latach nie zjemy go w nadmorskiej smażalni Dominik Sadowski / Agencja Gazeta
"Gazeta Wyborcza" cytuje raport Międzynarodowej Rady Badań Morza, instytucji doradczej dla Komisji Europejskiej. Według jego informacji, populacja dorsza bałtyckiego, stada wschodniego osiągnęła krytycznie niski poziom.

W praktyce oznacza zatem, że jeśli w tym roku rybacy dokonają odłowu, pozostałych ryb będzie zbyt mało, by mogły one w przyszłym roku odbudować stado. Z tego powodu organizacje zajmujące się ochroną środowiska napisały list do ministrów ds. rybołówstwa wszystkich państw członkowskich regionu Morza Bałtyckiego. Apelują w nim o natychmiastowe zablokowanie tegorocznego połowu.


Zdaniem ekologów nie można czekać na normalny proces ustanawiania limitów połowowych, ponieważ już niedługo zaczyna się okres tarła ryb, podczas którego muszą one być pozostawione w spokoju.

Polskie ministerstwo chwalone za działania
Specjaliści chwalą za to działania polskiego ministerstwa, takie jak na przykład okres ochronny czy zakaz trałowania dennego w odległości 6 mil morskich od brzegu.

Czy zakaz przełoży się na brak ryb w nadbałtyckich smażalniach? Niekoniecznie. Część ryb w Polsce pochodzi bowiem z Oceanu Atlantyckiego, więc prawdopodobnie nie czeka nas całkowity brak tych ryb, co najwyżej ich mniejsza ilość.

Dorsza potrafią też udawać inne ryby, choćby owiana złą sławą panga. Część osób nie za bardzo pamięta, że miruna, mintaj czy halibut nie są gatunkami bałtyckimi. Ta pierwsza przyjeżdża do nas z Ameryki Południowej, najczęściej z wybrzeży Argentyny, mintaj z północnego Pacyfiku, a halibut – z Atlantyku.

Rybacy nie radzą sobie dobrze
Zakaz może jednak stać się problemem dla rybaków, którzy od dawna nie radzą sobie najlepiej. W swoim czasie o zmniejszającą się liczbę ryb, oskarżali oni... foki.

W Bałtyku jest coraz mniej życia. Nasze morze umiera, bo zabijamy je sami. Bałtyk podlega nieustannej i bardzo szybkiej eutrofizacji. Jest w nim coraz mniej ryb, a na dodatek są mniejsze, słabsze i bardziej podatne na choroby. Zasolenie morza spada, staje się ono powoli śródlądowym jeziorem.

Na dodatek rośnie temperatura wody, więc sinic i glonów jest coraz więcej. Jeszcze kilkanaście lat temu Bałtyk zamarzał zimą – choćby na kilkaset metrów w głąb morza, ale zamarzał. Dziś nie ma na to szans.