Foki nad polskim morzem to temat gorący i pełen emocji. Faktem jest, że ktoś je zabija i rani. I nie są to pojedyncze przypadki. Rybacy twierdzą, że to nie oni, ale tylko oni mają sposobność i motyw. Ale mordowanie fok to nie tylko przestępstwo, to też czysta głupota. To nie one zagrażają rybom w Bałtyku. Boimy się przyznać, że nasze morze i tak już jest w agonii.
To paradoks, że rybacy za niedobór ryb w Bałtyku oskarżają foki i domagają się ich zabijania. Te zwierzęta na polskim wybrzeżu to ciągle rzadkość, każdorazowe ich pojawienie się jest sensacją. Do leżącej na piasku foki natychmiast ciągną turyści, wolontariusze Błękitnego Patrolu i naukowcy.
Ratują im życie, próbują odchować niedożywione młode, leczą ich rany, zadane przez człowieka. Od dłuższego czasu ekolodzy i organa ścigania usiłują dociec, kto zabija i rani foki na polskim wybrzeżu. Podejrzani są przede wszystkim rybacy – oczywiście nie wszyscy, lecz wąska ich grupa.
Pomaganie zwierzętom: misja, a nie praca
Ale trudno znaleźć rybaka, który na foki by nie pomstował. Narzekają, że morskie ssaki wyżerają im ryby z sieci, że to nie są pluszowe maskotki, ale żarłoczne drapieżniki.
W reportażu TVN jeden z rybaków wręcz zasugerował, że interes w mordowaniu fok mają… ekolodzy. Bo im więcej martwych zwierząt, tym większe środki ludzie przeznaczą na ich ochronę.
Trudno o bardziej niedorzeczny argument, znam osobiście wielu wolontariuszy Błękitnego Patrolu WWF, którzy o każdej porze dnia i nocy, nie zważając na święta, jadą do rannych fok znalezionych na wybrzeżu, by ratować im życie. Do rannych jadą też natychmiast pracownicy helskiego fokarium, by udzielić zwierzętom profesjonalnej pomocy. I nie są to ludzie zarabiający setki tysięcy złotych – to misja, a nie praca.
W kilku punktach rybacy mają rację – foki to drapieżniki i faktycznie jedzą ryby. Ale ile ryb może zjeść kilkaset polskich fok? Rybacy w wywiadach sami przyznają, że jeszcze kilka czy kilkanaście lat temu wyciągali sieci pełne ryb, dziś kilka sztuk lub jedna jest sukcesem. Więc to chyba nie foki wyjadły wszystkie ryby?
Ile fok żyje w Polsce?
Jak przypomina TVN, w Bałtyku żyje obecnie ledwie 30 000 fok, z czego w Polsce jedynie 100 - 200 sztuk. A jeszcze niedawno nie było ich w ogóle, bo masowy odstrzał do lat 50. ubiegłego wieku przetrzebił ich populację do jedynie 4000 sztuk (na całym Bałtyku, nie tylko w Polsce).
Faktem jest też, że w Bałtyku jest coraz mniej życia. Nasze morze umiera, bo zabijamy je sami. Bałtyk podlega nieustannej i bardzo szybkiej eutrofizacji. Ten proces widać najlepiej na przykładzie sinic. To bardzo pierwotne organizmy, rozwijające się w ciepłych i dobrze użyźnionych wodach.
Bałtyk jest płytkim morzem, do którego ciągle wpływają nawozy i ścieki. Jak przypomina serwis Tech.WP.pl rocznie jest to około 200 tys. ton azotu i 5 tys. ton fosforu. 40 proc. tych substancji spływa z terenu Polski. To coś, co sinice uwielbiają. Rozwijają się jak szalone, produkując przy tym spore ilości tlenu.
Wszystko byłoby dobrze, gdyby przy okazji nie odcinały światła organizmom żyjącym w niższych warstwach wody. Przez nie Bałtyk zamiera. Ale to nie wszystko – martwe sinice i glony opadają na dno, gdzie gniją, zużywając przy tym tlen z wody. Morskie dno staje się pustynią.
Na dodatek rośnie temperatura wody, więc sinic i glonów jest coraz więcej. Jeszcze kilkanaście lat temu Bałtyk zamarzał zimą – choćby na kilkaset metrów w głąb morza, ale zamarzał. Dziś nie ma na to szans.
Fakty są takie, że zabijanie fok nie spowoduje tego, że ryb będzie więcej. Ich liczba i tak będzie spadać, dopóki Bałtyk nie odzyska pewnego rodzaju równowagi. O ile w ogóle uda mu się ją odzyskać i nie wymrze kompletnie.