To antyszczepionkowcy świata technologii. Prawdy i mity o promieniowaniu 5G
Coraz więcej Polek i Polaków obawia się wpływu sieci komórkowych na nasze życie i zdrowie, a protesty społeczne stają się coraz głośniejsze, zwłaszcza przeciw sieciom nowej generacji w technologii 5G. To taki telekomunikacyjny odpowiednik nasilenia ruchów antyszczepionkowych. Rząd, idąc na rękę branży, planuje zwiększyć normy dopuszczalnego promieniowania. Czas wyciągać z szaf aluminiowe czapeczki z antenkami?
Wszystko w prezencie dla mieszkańców od sieci, a wartość projektu miała osiągnąć 10 milionów złotych. W czerwcu zeszłego roku podpisano umowę, a w październiku odbyły się w całej Polsce wybory samorządowe. Podpisującego umowę burmistrza pokonał jego dotychczasowy zastępca. I zaczął głośno mówić o niechęci mieszkańców co do wszechobecnej technologii, z obawy o wszechobecną w ich mniemaniu inwigilację oraz … zdrowie.
To drugie dotyczyło technologii 5G, tyle że w umowie nie było o tym mowy. Nowy burmistrz wysłał do telekomu list, zawierający obawy mieszkańców co do przyszłości. W odpowiedzi T-mobile postanowiło zawiesić projekt.
Normy w górę, zdrowie w dół?
Protesty społeczne w całej Polsce zaczęły nabierać rozmachu, a media społecznościowe rozgrzały się do czerwoności od dysput fanów i przeciwników technologii 5G. Te dyskusje przenoszą się do „realu”, choćby na zorganizowanej niedawno w Krakowie dotyczącej 5G, oponentów nie przekonywały słowa ekspertów o tym, że silniejsze promieniowanie niż przyszłe maszty piątej generacji emituje dziś … Słońce. Próbowano zagłuszyć i przerwać wystąpienia szyderczymi uwagami.
Oponenci 5G wskazywali, że promieniowanie elektromagnetyczne wywołuje cały katalog chorób, m.in. drżenie powiek i zaburzenia słuchu, podpierając się wynikami badań - jak donosi portal telepolis.pl - „które miały pokazać, jak promieniowanie wpływa na zmianę pracy ludzkiego mózgu i wywołuje zaburzenia snu. Wszystkie badania były przeprowadzone w latach 90-tych lub na bardzo małej grupie kilkunastu lub maksymalnie kilkudziesięciu osób.”
Równocześnie do mediów zaczęła się przebijać informacja, że resorty cyfryzacji i środowiska postanowiły zmienić dopuszczalne normy promieniowania. Czyli jednak jest coś na rzeczy? Owszem, ale nie tak, jak to przedstawiają oponenci 5G.
Sęk w tym, że nowa technologia - 5G - wymusza wręcz nowe rozwiązania prawne, bo te obecne są z lat 80. Wymuszają archaiczne projektowanie infrastruktury, ponieważ tak ostre normy w UE mają jeszcze Bułgaria i Włochy, a większość państw UE ma normy poziomu natężenia pola elektromagnetycznego (PEM) nawet 100 razy wyższe niż Polska.
W efekcie wszystko się rozbija o gęstość rozstawienia nadajników: dzisiaj można je umieszczać bardzo rzadko, co wymusza moc silniejszą niż w innych krajach. A im moc będzie silniejsza, tym promieniowanie mocniejsze. Operatorzy oraz Urząd Komunikacji Elektronicznej lobbują za jak najszybszą zmianą prawa, argumentując że to odległość telefonu użytkownika od nadajnika ma kluczowe znaczenia dla zdrowia.
- Protesty przeciw najnowszej technologii 5 generacji mają dwa źródła. Po pierwsze, 5G wchodzi na bardzo wysokie częstotliwości, od 80 GHz. To fale silnie tłumione, dużo więcej energii gdzieś się musi rozproszyć, stąd obawy że będzie „trafiać” w nasze organizmy, np. głowy - mówi w rozmowie z INNPoland.pl dr inż. Jacek Wszołek z Katedry Telekomunikacji krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej.
- Po drugie, charakterystyka sieci 5G wymusza rozstawienie o wiele więcej stacji, stojących bliżej siebie, co może w społeczeństwie wywołać niepokój. Na miejscu telekomów po prostu komunikowałbym to mieszkańcom, jak na razie żadne badania nie wykazują szkodliwości żadnej z sieci - dodaje ekspert AGH.
Ile to kosztuje
Za obniżeniem norm stoi też jeszcze jedna kwestia: koszty. Telekomy skarżyły się już przy budowie infrastruktury LTE, że przez normy nie mogą rozwinąć skrzydeł, a sieć buduje się wolniej i drożej. Zaczęto nawet straszyć internetowym blackoutem, czyli wyłączeniem sieci komórkowej ze względu na przeciążenie.
Wśród straszących znalazł się nawet Marek Zagórski, minister cyfryzacji, który przyznał, że w przyszłym roku grozi nam wyłączenie sieci komórkowej. I znowu jako powód padają hasła o ograniczeniach prawnych (normy PEM) oraz społecznych (protesty z powodu obaw zdrowotnych).
Ile trzeba będzie wydać na budowę sieci 5G, dokładnie jeszcze nie wiadomo, ponieważ nie zdecydowano się jeszcze na strategiczny model budowy sieci: albo każdy korzysta z jednej sieci, stworzonej wspólnie przez operatorów na jednej częstotliwości, ale każdy buduje swoją, na własnym pasmie. Do tej drugiej opcji skłaniają się najwięksi operatorzy, którzy już testują takie rozwiązania, oraz resort cyfryzacji. To jednak będzie wymagało budowy ogromu nadajników bądź zmiany prawa, doskonale skomunikowanej społecznie.
Inny punkt widzenia ma Exatel, spółka skarbu państwa, zajmująca się sieciami światłowodowymi, a w przypadku 5G mająca ambicje stać operatorem hurtowym, czyli świadczącym usługi dla innych telekomów. Stoi na stanowisku, że jeśli byśmy budowali sieć 5 generacji od zera, ale wszyscy razem, to koszta powinny się zmieścić między 4 a 6 mld zł. Jeśli skorzystamy z tego co jest, to powinniśmy się zamknąć 2 -3 miliardach. Zakładając oczywiście, że wszyscy zmienią nastawienia i podejmą współpracę.
Huawei a sprawa polska
Jednak wszystkie scenariusze nie zakładały, że nastąpi napięcie na linii operatorzy - dostawcy sprzętu, ze względów politycznych. Po decyzjach władz Australii i USA skierowanych przeciw producentom chińskim, zarzucającym im naruszanie norm bezpieczeństwa i nie do końca jasne działania z danymi klientów. W kwietniu z współpracy z Huaweiem na odcinku 5G wycofała się Wielka Brytania.
Na globalnym szczycie Huaweia organizowanym dla analityków w Shenzhen prezes spółki Guo Ping wyraził nadzieję, że Polska nie ugnie się pod presją sojuszników i będzie kontynuować współpracę z dostawcą. Prezes Ping argumentował, że to przede wszystkim decyzja ekonomiczna, nie polityczna, ponieważ rezygnacja przez Polaków ze współpracy z Huaweiem przy budowie sieci 5 generacji oznaczałby po pierwsze: wzrost kosztów o 10 mld euro, a po drugie: co najmniej 2-letnie opóźnienie z porównaniu z innymi krajami, a po trzecie to wszystko mogłoby skutkować wzrostem cen dla konsumentów ostatecznych. Po raz kolejny podkreślił, że decyzje wykluczające Huaweia z pewnych krajów mają podłoże polityczne, i że nie ma żadnych dowodów na uchybienia w bezpieczeństwie, na co powołują się np. Amerykanie.