Berliński park siedliskiem dilerów narkotyków. Zarządca wyznaczył im "różowe strefy"
Berlin nietuzinkowo podszedł do problemu dilerów w jednym z miejskich parków. Wyznaczono tzw. różowe strefy, w których dilerzy będą mogli legalnie wyczekiwać klientów, zamiast ich nagabywać. To nie legalizacja narkotyków, jak zapewniają, a próba wyrwania ich z ulicy - wielu to imigranci szukający azylu, bez pozwolenia na pracę. Ten krok spotkał się z ostrą krytyką.
Zasłynął jako miejsce, gdzie można zdobyć imprezowe utensylia. Nie trzeba ich nawet szukać, dilerzy sami się narzucają. Ta sytuacja nie przypadła do gustu mieszkańcom, którzy boją się o bezpieczeństwo własne i swoich bliskich. Ich zdaniem park powinien być miejscem, gdzie mogą wyjść na spacer z psem lub pozwolić bawić się dzieciom.
Różowe strefy
Jak pisze"The Guardian", wielokrotne interwencje policyjne nic nie wskórały, dlatego zarządca spróbował innego sposobu. Wydzielił specjalne miejsca, w których mogą oczekiwać klientów - tzw. różowe strefy. Cengiz Demirci – zarządca parku – uznał, że pozbycie się dilerów, to walka z wiatrakami. Aby "ograniczyć" ich rozproszenie po terenie parku, postanowił dać im swobodę działania w strefach oznaczonych różowym sprayem.
Różowe strefy mają dać odwiedzającym park pewność, że omijając je, nie będą mieli do czynienia z niebezpiecznymi osobnikami. Dzięki temu nie będą już przez nich zastraszani, a oprychy nie będą już oblegać wejść do parku. – Ta metoda ma czysto praktyczne uzasadnienie – powiedział Demirci lokalnej stacji radiowej RBB – To nie jest tak, że legalizujemy sprzedaż narkotyków. Dodał, że dilerzy w większości to osoby poszukujące azylu, które nie mogą podjąć żadnej innej pracy bez pozwolenia. A na te czekają bardzo długo. Wezwał władze do uporządkowania procedury pozwoleń na pracę, dzięki czemu 90 proc. dilerów - jego zdaniem - sami rzucą handel i zajmą się legalną pracą.
Nie tylko mieszkańcy
Lokalnej policji nie podoba się to rozwiązanie, jej przedstawiciele wskazują, że potrzebna jest stała obecność policji i sprawne sądownictwo, choć te jak dotąd nie przyniosły pożytku. Rozwiązanie nie podoba się także berlińskim politykom. Są oburzeni zaistniałą sytuacją, skupioną wokół miejsca, które od lat sprawia ogromne problemy, a ten krok uważają za zachętę do nielegalnej działalności.