Zemsta Iranu zaboli wszystkich. Światową gospodarkę może czekać katastrofa

Katarzyna Florencka
Gwałtowny skok cen ropy naftowej po ataku Stanów Zjednoczonych na Iran nie jest niczym niezwykłym. Jednak to, jak mocno będziemy musieli chwycić za portfele, zależy w tym momencie od reakcji Iranu. Dłuższa destabilizacja sytuacji w regionie może być katastrofalna dla światowej gospodarki.
Prezydent Iranu Hassan Rouhani zapowiada zemstę za atak USA. Jedną z możliwości jest blokada ważnej dla światowej gospodarki cieśniny Ormuz. Fot. Mohamad Sadegh Heydari, Wikimedia Commons
Po ataku USA na Iran, w którym zginął m.in. generał Kasem Sulejmani, przywódca elitarnej organizacji Al Kuds, ceny baryłki ropy na światowych rynkach podskoczyły o kilka procent. Obserwowane w tym konkretnym momencie wzrosty nie są jednak niczym nadzwyczajnym.

– Są zrozumiałą reakcją rynku, natomiast jej skali nie należy wprost przekładać na perspektywy zwyżkowe na rynku polskim. Rynek ropy zmienia się bardzo dynamicznie i reaguje bardzo szybko – zaznacza w rozmowie z INNPoland.pl dr Jakub Bogucki, analityk rynku paliw portalu e-petrol.pl

Wszystko zależy od Iranu
Jak podkreśla dr Bogucki, istnieje szansa, że atak wpłynie zarówno na ceny ropy, a skutki całego zamieszania odczują w końcu również portfele kierowców tankujących na polskich stacjach – jednak jest to dłuższa perspektywa. W tym momencie nic nie jest pewne.


– Jeśli chodzi o sam rynek naftowy, tutaj jest to szybka i zwykła reakcja na większość "impulsów" na rynku globalnym – stwierdza ekspert. – Co się tyczy detalicznych cen w Polsce, również może dojść do ich podwyżki, ale z pewnością nie tak szybko i nie tak gwałtownie, a skala zmian zależeć będzie od tego, co właściwie zrobi Iran, co jeszcze nie jest do końca wiadome – dodaje.

Niestabilna sytuacja
W tym momencie sytuacja, delikatnie rzecz ujmując, nie przedstawia się najlepiej. Prezydent Iranu Hassan Rouhani zapowiada "miażdżącą zemstę" na Stanach Zjednoczonych. Retoryka, której po takim ataku można było oczekiwać, to jedno. Z drugiej strony, premier Iraku Adil Abd al-Mahdi nie ma wątpliwości, że te działania "uruchomią niszczycielską wojnę w Iraku, regionie i na świecie".

Niedługo po ataku ambasada Stanów Zjednoczonych w Bagdadzie wezwała natomiast obywateli USA do natychmiastowego opuszczenia Iraku.

Groźba blokady
Cała sytuacja przywodzi rzecz jasna na myśl wydarzenia z września ubiegłego roku, kiedy to zaatakowane zostały instalacje naftowe w Bukajk (Abqaiq) i Churajs (Khurais) w Arabii Saudyjskiej, za jednym zamachem redukując potencjał produkcyjny Saudów o połowę.

Do ataku przyznała się wówczas grupa bojowników z Jemenu, jednak nikt szczególnie nie dał im w tej kwestii wiary – o zorganizowanie ataku oskarżono właśnie Iran. Choć ceny ropy skakały wówczas wyżej, sytuację uspokoiła reakcja Arabii Saudyjskiej, która uruchomiła rezerwy surowca. Teraz tak dobrze może się nie skończyć.

– Wydaje mi się, że rzecz jest tutaj poważniejsza - a na dodatek Iran nie ma chyba tyle możliwości manewru, które skądinąd Arabia Saudyjska miała. Jedyną "realną" możliwością zaszkodzenia przeciwnikom ze strony Teheranu jest działanie blokujące (cieśninę – red.) Ormuz – ocenia dr Bogucki.

Ormuz to jedno z kluczowych miejsc dla światowego rynku ropy – a równocześnie jedno z najbardziej wrażliwych. To właśnie przez ten kanał wypływa do reszty świata ropa wydobywana w Zatoce Perskiej. Jak zauważa CNN, kanały żeglugowe zdolne obsługiwać supertankowce mają zaledwie dwie mile (ok. 3,2 km) szerokości, co zmusza statki do przepływania przez wody terytorialne Iranu i Omanu. Dłuższe niepokoje w tym miejscu mogłyby mieć katastrofalne skutki dla światowej gospodarki.