Nowy wygląd wuja Facebooka miał was wkurzyć. Żeby przykryć, po co naprawdę jest wprowadzany

Krzysztof Majdan
Facebook jest jak ten wąsaty wujek, od lat taki sam, obciachowy, trochę wstyd z nim wyjść, lubi się upić i gadać głupoty, okazjonalnie zaczepiać kuzynki, ale czasem nawet nas rozśmieszy. Jest po prostu elementem otoczenia. A teraz wujek niechlujnie zgolił wąsy i udaje światłego, nowoczesnego dżentelmena. Dziwiąc się, że wszyscy są tym wkurzeni.
Wąsaty wujek Facebook ma nowy look. Gdy sobie narzekamy, umyka nam, jaki jest jego prawdziwy powód Fot. Anthony Quintano / Flickr.com / CC BY 2.0
Zmiana szaty graficznej Facebooka mocno wkurzyła ludzi. To wszystko ma pod spodem więcej sensu, ale na tę chwilę powiedzmy jedno - dobrze nie jest.

Po co Facebook to robi?

Firma już od paru lat zaczyna się miotać, zwłaszcza na sesjach z inwestorami. Dlaczego? Bo przy swojej skali kończy jej się miejsce wyświetlania reklam i monetyzacji użytkowników. To dlatego raz na czas przycina zasięgi a to biznesowi, a to mediom, by zmusić ich do wydawania więcej na posty sponsorowane.

Ale niech będzie, nasz biznes, nasz problem. Co was to obchodzi?

Bo też jesteście cytrynami. Każde z was, zależnie od regionu pochodzenia, przyczynia się do zarobków Facebooka. I zauważcie, jak nagle w nowej szacie, na samej górze, gdzie w pierwszej chwili pada wzrok, wylądowały funkcje-pierdoły, naturalnie kosztem tych faktycznie przydatnych. Lożę VIP zajmują teraz funkcje, których mało się używa, np. Facebook Watch, nabijający odsłony na bzdurnych filmikach, Marketplace, wreszcie - strony do zarządzania.


Wyżej są relacje, jakieś pokoje grupowe. Facebooka mniej już obchodzi, jak się dziś czujesz i czy chcesz opublikować post. Więcej wody na młyn. Z inwestorami nie ma żartów, wzrosty mają być i koniec. Wiemy dlaczego. Teraz sprawdźmy, jak.

Do końca sierpnia wszystko może jeszcze zostać po staremu. Potem przesiadamy się, czy tego chcemy, czy nie. I połowa z Was zaraz krzyknie, że Facebook jest nikomu nie potrzebny, że można przestać używać, że bojkot, że szkoda zachodu. Może paru z was ma luksus, by sobie na to pozwolić, ale cała reszta to krzyk na wiatr.

Ale po kolei.

Psie lata

To pierwsza zmiana desktopowego Facebooka od dekady. A to więcej niż długo, bo upływ czasu w świecie technologii można liczyć psimi latami, nie ludzkimi. Jeśli tak spojrzeć na sprawę parasolowo, to wszystkie zmiany idą w ręką w rękę z większością trendów UX. Ta zmiana była potrzebna.

Problem w tym, że te zmiany były projektowane przez pracowników amerykańskiej korporacji dla pracowników amerykańskiej korporacji.

Co dobrego zmienił Facebook?

Co jest na plus? Tryb ciemny Facebooka, to kwestia subiektywna, ale dobra funkcja. Co dalej? Czcionki, kolorystyka, zaokrąglone krawędzie, rozszerzone główne opcje, nowocześniejszy wygląd.

Problem w tym, że nie jest przejrzyściej. I na pewno nie wygodniej.

Facebook ma jedną, niekłamaną, nadrzędną funkcję – jedyny powód, dla którego wielu ludzi w ogóle ma konta – Messengera. Tymczasem zamiast zostawić ikonkę tam, gdzie była, czyli w zasięgu wzroku, trafiła niżej. Swoją drogą, okno Messengera też wygląda gorzej, ale to proste do obejścia – wystarczy otworzyć go w nowej karcie, w końcu nie wygraliśmy oczu na loterii, żeby czytać te małe dymki.

Lista kontaktów po prawej też jest jakaś nie taka, za szeroka. Tu pomocne może być wyłączenie statusu aktywności, który poszerzał tę kolumnę. Ale uwaga – żeby zadziałało, trzeba to wyłączyć we wszystkich miejscach, gdzie używamy FB, czyli zarówno w ustawieniach konta, jak i w ustawieniach Messengera oraz ustawieniach mobilnego Messengera. To przydatne, bo co to kogo obchodzi, czy jesteśmy aktywni czy nie.

Interes Facebooka ważniejszy niż wygoda

Messenger jest ważny dla użytkowników. A że są tylko cytrynami do wyciskania, liczy się to, co ważne dla Facebooka. W tym przypadku mowa o wybielaniu swoich długoletnich zaniechań w promowaniu fake news, dlatego na samą górę przeniesiono centrum informacji o covid. Pod nim umieszczono strony, którymi zarządzamy, jakby nie można było zostawić ich w spokoju tam, gdzie ich miejsce – w prawym górny rogu. Następnie znajomi. No po co? Kto z nas przewija te setki znajomych?
Fot. Unsplash
Drugą istotną funkcją są powiadomienia, będące od dekady w starym dobrym prawym górnym rogu. Teraz, gdy cała szata jest rozciągnięta, są poza zasięgiem wzroku, za daleko. To niewygodne. Nie rozumiem, po co podniesiono do góry te idiotyczne relacje i pokoje grupowe. Facebook ładuje jak najwyżej te wszystkie niepotrzebne usługi, które wprowadził, by działo się coś nowego, a których użytkownicy nieprzesadnie używają. Potrzebne jest zatem dopalenie.

Facebook, czerpiąc z poradników UX, jakby zatrzymał się w połowie myślenia. Szata jest zbyt rozstrzelona, wygląda jak kopia mobilnej, ale niewłaściwie przeskalowana, pustką zieją zbyt duże obszary. Większy lifting Facebook przyłożył - znów - do funkcji mniej przydatnych, ale dla niego istotnych – np. marketplace.

Rutyna jest ważna

Ludzie nie lubią zmian. Wiążą się z wychodzeniem ze strefy komfortu, innymi rutynami, które są ważne, bo trzymają nas jako tako w pionie. Reakcja jest naturalna i jak najbardziej uzasadniona. Ale nie sama zmiana wkurza najbardziej.

Wróćmy na chwilę do metafory wąsa. Facebook jaki jest, taki jest. Zachwycaliśmy się nim kiedyś. Ten nowy wujek, którego przedstawili nam rodzice, na początku był ciekawy, opowiadał fajne historie ze świata, starał się. Z czasem przeszedł w stereotypowego wujka. Przez dekadę doświadczyliśmy całej długiej litanii grzechów i grzeszków Facebooka.

Z każdym obciachem, jaki wujek fundował, lubiliśmy go mniej. Coś narastało. Jednocześnie nie zauważyliśmy, jak bardzo uzależniliśmy się od wygody. Dziś okazuje się, że bez wujka nie ma imprezy rodzinnej. I w mojej opinii bardziej niż sama zmiana wkurza nas fakt, że możemy sobie machać szabelką, ostatecznie my położymy uszy po sobie.

Wujek zmienił sposób, w jaki się nosi i jak wygląda - na bardziej nowoczesny. Ale wszystko, co złe, pod tą maską zostało. I tak, Facebook przekroczył granicę, w której możemy powiedzieć, żeby spadał, że go nie potrzebujemy. Lecz znów - niewielu szczęśliwców może sobie pozwolić na brak Facebooka, nawet jeśli go nie używa.

Weźmy mnie, social media amisza. Mam konto na Instagramie, choć go nie lubię i prywatnie nie używam, na Twitterze jest tyle nienawiści, że wrzody się robią od czytania, nie lubię przeglądać głupot na Facebooku i tych relacji, a - słowo daję - z miesiąca na miesiąc feed Facebooka staje się coraz durniejszy. Lecz jak ręki potrzebuję Messengera, potrzebuję Facebooka do zarządzania stroną, do interakcji z czytelnikami, wreszcie – dla grup informacyjnych lub eksperckich.

Bojkot? Wolne żarty

Trochę śmieszy mnie bojkot i zapowiedzi odejścia od firmy. Ten pociąg odjechał. Może kilku co bardziej upartych tak zrobi, i to na pokaz. Bo scrollowanie z nudów to już nawyk - powiedzmy - cywilizacyjny. Nie będziesz scrollował Facebooka, znajdziesz do przewijania coś innego, najpewniej Instagram, który jest jeszcze gorszy, bo tam jakby ludzie się uwzięli, by co trzecie słowo wstawiać ikonkę i dawać odstępy po oraz przed znakiem interpunkcyjnym. Trudno zliczyć, ile już było „następców Facebooka”, tymczasem cesarz wciąż siedzi na tronie, kosi pieniądz, nie wiem czy ma jaguara, ale na pewno ma się dobrze.

Ostatecznie lepszy jest diabeł, którego znamy. I przyzwyczaimy się do tej wersji, nawet jeśli jest niewygodna w użyciu z początku, to pełni dla nas pożyteczne funkcje. Możemy zrezygnować w życiu z wielu rzeczy. Wygoda, raz zaznana, jest najtrudniejsza do porzucenia.