"Ano! Jezdit Polacy, jezdit!" Polacy znaleźli sposób na szybkie i tanie testy na koronawirusa

Grzegorz Koper
Polacy mieszkający przy granicy są w nieco lepszej pozycji od innych rodaków. Mają możliwość szybkiego wyjazdu do Czech i na Słowację. Tam testy na koronawirusa są tańsze i sprawniej przeprowadzane.
Wielu Polaków woli testować się u południowych sąsiadów. Fot. Łukasz Cynalewski / Agencja Gazeta
Money.pl zwraca uwagę, że wielu Polaków wybiera przetestowanie się na koronawirusa za naszą południową granicą. Główną przyczyną wyboru czeskich i słowackich usług jest atrakcyjna cena. Testy genetyczne u południowych sąsiadów są po prostu tańsze. Serwis podaje, że słowackie kosztują między 250 a 320 zł.

Z kolei cena polskich, ze wszystkim, potrafi niekiedy przebić nawet 800 zł. Nic dziwnego, że mieszkańcy przygranicznych województw decydują się na ten ruch. W dodatku nie trzeba na nie długo czekać. Dostępne są nawet w ciągu dwóch dni. Dziennikarz Money.pl zapytał czy wielu Polaków wybiera testy w czeskiej firmie.


– Ano! Jezdit Polacy!, jezdit! – usłyszał od pracownicy jednej z nich.

Testy w Polsce

W INNPoland szacowaliśmy, że przeciętny Kowalski musi wydać na testy ok. 500 zł. Oczywiście w zależności od rodzaju testu jaki wykona. Testy serologiczne mogą kosztować już nawet ok. 50 zł. Z kolei test molekularny można zrobić za darmo ze skierowaniem od lekarza. Jednak, aby je otrzymać trzeba spełnić odpowiednie warunki.

Co ciekawe politycy mieli łatwiejszy dostęp do testów. We wrześniu informowaliśmy, że wydano na nie 29 038 zł. Wykorzystało tę możliwość 52 posłów i senatorów, więc cena jednego badania oscylowała w granicach 427 zł.

Czytaj także: Politycy mają je za darmo. Na testy COVID-19 dla parlamentu wydaliśmy niemałe pieniądze

NaTemat rozmawiało też o testach z dr Michałem Sutkowskim, rzecznikiem Kolegium Lekarzy Rodzinnych. Rozmówca zwracał uwagę, jak przebiega procedura administracyjna w sprawie koronawirusa. Pod koniec września mówił, że wielu pacjentów nie wykazuje czterech, wymaganych w przepisach, objawów jednocześnie i dlatego nie mogą otrzymać skierowania przez teleporadę.

– Reszta pacjentów skąpoobjawowych, musi pojawić się w przychodni, więc jest to bezsensu. W żaden sposób nie ratuje to reszty pacjentów przed zakażeniem i nie ratuje przychodni przed zamknięciem, przed kwarantanną, izolacją personelu – wyjaśnił.

Czytaj także: "To mija się z logiką". Lekarz rodzinny pokazuje absurdy wokół koronawirusa i skierowań na testy