Magia 500 plus. Jest odpowiedź, dlaczego Polacy szaleją na punkcie tej konkretnej kwoty
Wydaje się, że rząd każdy kolejny dodatek czy premię chciałby nazwać kolejnym "500 plus". Dążenie do sumy pięciuset złotych jest bardzo widoczne, niezależnie, czy kwota trafia do rodziców, turystów, policjantów czy nauczycieli. Czy pół tysiąca specjalnie działa na naszą wyobraźnię? Okazuje się, że użycie tej konkretnej kwoty ma uzasadnienie...
Uniwersalność rozdawanej przez rząd kwoty jest zaskakująca. O wyjaśnienie fiksacji PiS na tej kwocie i tym, jak działa ona na "przeciętnego Kowalskiego" poprosiliśmy naukowców.
Czemu w tak wielu programach i dopłatach rządowych pojawia się sławetne 500 zł?
Profesor Tomasz Zaleśkiewicz, psycholog ekonomiczny z Uniwersytetu SWPS we Wrocławiu: W tej chwili wydaje się, że rząd raz za razem odwołuje się do pierwszego 500 plus, dotyczącego dzieci. Wszelkie "pięćsetki", ale i liczba pięć jak w Piątce Kaczyńskiego, stały się bardzo wyraźnym odwołaniem do sztandarowego programu PiS. Spotkał się on z bardzo dobrym odbiorem, więc władze odwołują się do pozytywnych emocji z tym związanych.
Pierwsze 500 plus było też jednym z ważnych czynników decydującym o oddaniu głosu na PiS w wyborach. To jest bardzo dobrze zapamiętana tzw. informacja kotwicząca. Choć nie mam szczegółowych danych, dlaczego rząd zdecydował się akurat na 500 zł, zakładam, że było to oparte na dokładnych analizach wewnętrznych. Podano liczbę najlepszą i jednocześnie osiągalną dla budżetu.
Zastanówmy się więc, co jest w kwocie 500 złotych. Dlaczego nie 400 albo 600 zł?
Należy się spodziewać, że w grę wchodzi efekt zaokrąglonych kwot. 500 zł po prostu wygląda ładnie. Prezentuje się lepiej niż mało wyraziste 400 zł i efektowniej niż wyglądające na obliczone w skomplikowany sposób np. 496,80 zł. Jest równo w połowie drogi do tysiąca, a wiadomo, że 1000 plus budżet państwa by nie udźwignął.
Ekonomiści i statystycy zajmują się też dokładnymi badaniami na ten temat. Dotyczą one m.in. tego, jak konsumenci postrzegają różne kwoty. Przykładowo: ile możemy bezrefleksyjnie wydać na zakupach, a jakie pieniądze już nas "mentalnie zabolą". Jaka kwota jest jeszcze poznawczo mała, a jaka staje się duża. Być może w wynikach pojawia się właśnie kwota 500 zł.
To, by obywatele postrzegali kwotę jako znaczną, jest ważne. 500 zł to dość spora suma. Zdarza się jednak, że ludzie przekazują ją sobie w podarkach na specjalne okazję, np. na weselu, na komunię czy na święta. Dzięki temu obywatele umysłowo szufladkują pieniądze z 500 plus jako "dar od państwa", choć powinni wiedzieć, że w istocie sami "dają" sobie te pieniądze po prostu płacąc podatki.Profesor miał rację. O wiedzę naukową w tym temacie zapytaliśmy się dr Katarzyny Sekścińskiej z Katedry Psychologii Biznesu Wydziału Psychologii UW. Z jej badań wynika, że 90 proc. Polaków uznaje kwotę 500 zł za "znaczącą", podczas gdy niższe nie są jeszcze aż tak ważne. Pół tysiąca jest więc wyraźną mentalną granicą. Kolejny próg, gdy uznajemy sumę za istotnie wyższą to już... 3 tys. zł.
Czyli PiS chce uchodzić za "dobrego wujka" czy "ojca chrzestnego"?
Powiedziałbym inaczej. PiS chce wytworzyć zależność: "My tobie dajemy 500 zł, a czym ty możesz się nam odwdzięczyć?". Odpowiedź jest w domyśle – chodzi o głos w następnych wyborach. Działa tu psychologiczna reguła wzajemności. Jeśli ktoś nam coś daje, naturalnie chcemy mu się odwzajemnić. Czujemy, że mamy wobec niego jakieś zobowiązanie.
500 plus ma przekonać wyborcę do "jedynej słusznej" decyzji.•Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Jaka "magia" drzemie w sumie 500 zł na miesiąc? Przecież identyczną kwotę reklamować można jako "ponad 16 zł każdego dnia" albo "6000 zł rocznie".
Kwota dzienna wykorzystywana jest zupełnie w drugą stronę – przy ukrywaniu rzeczywistych kosztów. Wiele reklam głosi, że usługa kosztuje np. tylko 5 zł dziennie. Po przemnożeniu jest to już 150 zł miesięcznie i 1800 zł rocznie, ale ta "codzienna piątka" często nie jest zauważana.
Władza chce natomiast uzyskać maksymalizację efektu zaskoczenia dużą kwotą. Ale 6000 zł na rok to już za szeroki okres. Jeśli komunikat brzmi "dostaniesz 6 tys. rocznie", to traktujemy to jak coś, co dostaniemy w dalekiej przyszłości, "dopiero za rok".
Horyzont czasowy w którym operuje lwia część społeczeństwa, to miesiąc. Większość osób pobiera pensje za miesiąc pracy i ma do opłacenia comiesięczne rachunki. Suma jest na tyle częsta, że stale sobie o niej przypominamy i na tyle wysoka, że wygląda na dużą. To złoty środek.
Władze próbują też jednak z innymi sumami. Program Dobry Start to 300 zł, ale też nie jest on tak bardzo chwalony jak 500 plus. Kwestia kwoty?
Oczywiście. 300 zł działa już psychologicznie słabiej. Wracamy tu znowu do wspomnianej kotwicy poznawczej. Rząd zaczął od mocnego zakotwiczenia wartości 500 zł, a tu zapewnia już jedynie 300 zł. Mentalnie można to więc traktować jako "dają mniej", "obniżają", "to tylko połowa" i "tylko raz w roku". Mimo że to 300 zł, które tak samo spada ludziom z nieba, to nie jest już tak słodkie jak pół tysiąca.
500 zł będzie zmorą dla PiS, bo wyborcy wszystko będą do tej kwoty porównywać.
A sumy powyżej niż 500 zł zabiłyby budżet...
Dokładnie. Już teraz ekonomiści alarmują. że być może obecnie nie stać nas na 500 plus. To jest jednak program, który trudno zmodyfikować na niekorzyść obywateli. Nawet w dobie kryzysu. To tak jakby pracodawca dał podwładnym określone wynagrodzenie, przyzwyczaił do niego i nagle ogłosił, że będzie je sukcesywnie zmniejszał. To wywoła bardzo negatywne reakcje. Politycy mają więc absolutnie związane ręce.
Czyli PiS zaczął z "wysokiego C", a teraz nie ma jak obniżyć, a tym bardziej jak podwyższyć świadczenia?
Tak, a pojawiają się już głosy, że powoli należałoby podnosić 500 plus. Kwotę netto powoli, lecz nieubłaganie zjada bowiem inflacja. Na rękę obywatele otrzymują więc tak właściwie poniżej 500 złotych, mimo nazwy programu. Zaś 600 plus na razie możemy chyba spokojnie włożyć między bajki.
Czytaj także: Wartość 500 plus spada przez inflację. Minister nie wyklucza 600 plus