Komunikacja publiczna świeci pustkami. To niemały problem dla samorządów

Grzegorz Koper
Praca zdalna, zamknięte szkoły, strach przed koronawirusem i nieczynne lokale rozrywkowe to tylko część powodów, przez które komunikacja miejska cierpi na brak pasażerów. A brak chętnych do jazdy oznacza niesprzedane bilety.
Miasta muszą przerzedzać połączenia. Fot. Franciszek Mazur / Agencja Gazeta
"Gazeta Wyborcza" informuje o spadku zainteresowania komunikacją miejską. Warszawski ZTM odnotował w październiku tego roku o 65 proc. mniej pasażerów niż przed pandemią. Zmusiło to stołeczną komunikację do przerzedzenia swoich połączeń. Problem dotyczy nie tylko stolicy. Na podobny ruch zdecydowała się też Łódź.

Mniej pasażerów to mniej pieniędzy z biletów. "Stołeczna" informuje, że wpływy z biletów do końca 2020 r. mają być niższe o 35 proc. od pierwotnie zakładanych. Pomocą finansową mogłaby być podwyżka cen biletów, jednak nie zgodziła się na nią Rada Miasta.


Z kolei na ten ruch zdecydował się Wrocław. Money.pl przytacza, że w stolicy Dolnego Śląska od 1 stycznia przyszłego roku zaczną obowiązywać nowe ceny biletów.

Pandemia uderzyła w samorządy

Opłaty za przejazd komunikacją miejską to ważna pozycja w budżetach wielu miast. Jeszcze trudniej jest zachować równowagę finansową przy odpływie pasażerów z komunikacji miejskiej, szczególnie gdy pandemia drenuje lokalne budżety.

Dodatkowo ceny biletów są w wielu miastach niezmienne od lat. Porównaliśmy je. Okazało się, że w stolicy przejedziemy taniej niż w Gdańsku, Krakowie czy Poznaniu. To nie dziwi, bo dopłaty do transportu ponosił stołeczny samorząd.

Czytaj także: To koniec taniej komunikacji miejskiej i parkingów. Samorządy przetrzepią nasze kieszenie podwyżkami