Urządził zbiórkę na apartamenty w sercu Warszawy. Teraz otrzymuje pogróżki
Maciej Chojecki, warszawski przedsiębiorca zajmujący się najmem krótkoterminowym, w obliczu kolejnego lockdownu poprosił poprzez serwis Zrzutka.pl o wsparcie finansowe. Na jego głowę od razu posypały się gromy – które w ciągu zaledwie dnia zdążyły zamienić się w groźby. A ja nie mogę się oprzeć wrażeniu, że "wina" przedsiębiorcy jest naprawdę niewspółmierna do reakcji.
Zbiórka na warszawskie apartamenty
Na pierwszy rzut oka: zbiórka jakich wiele, każdy z nas może w gorszym momencie poszukiwać szczęścia w crowdfundingu. Ale tym razem jej twórca miał pecha – zbiórka stała się bowiem viralem."Cwaniak", "internetowy żebrak", "patologia", "rak toczący nasze miasta" – to tylko niektóre (i to łagodniejsze) z określeń, które pojawiły się w kontekście zbiórki na Apartamenty w sercu Warszawy. A ja od wczoraj nie mogę wyjść z szoku: po raz kolejny okazuje się, że rozkręcenie nagonki na jednego człowieka jest naprawdę zatrważająco proste. I to nagonki, w której z chęcią uczestniczą również osoby publiczne.
Czytaj także: Koniec z castingami na lokatorów. Ogłoszenia wiszą tygodniami, właściciele mieszkań są w kropce
Co ją spowodowało? Ano, Chojecki przyznał, że w najlepszym momencie miał 17 apartamentów, a od początku pandemii stracił 10 z nich. Krytykujący od razu uznali, że mieszkania te musiały zostać przez niego sprzedane – co niechybnie oznacza, że podstępny milioner chce utrzymać swoją firmę kosztem maluczkich.
Rzecz jasna, wystarczyłoby poprosić twórcę zbiórki o dookreślenie, co dokładnie oznaczała "strata" – i szybko by się okazało, że Chojecki nigdy właścicielem żadnego z tych mieszkań nie był. Po prostu niefortunnie ujął fakt, że lokale wynajmuje długoterminowo od ich właścicieli i podnajmuje dalej.
screen ze strony zrzutka.pl
Internetowa nagonka
Ryzykowny model biznesowy? A jakże! Czy proszenie internautów o pokrycie kosztów swojego biznesowego ryzyka to bezczelność? Absolutnie nie. Chojecki nie udał się do teoretycznych Znajomych z Wysokiego Szczebla, żeby dorzucili mu na konto kilka milionów z publicznej kasy.Stworzył internetową zbiórkę, do czego ma dokładnie takie samo prawo, jak każdy. Nikogo do wpłacania nie zmusza, tylko prosi. A z internetowej reakcji można by wywnioskować, że zabrał ostatnie datki z sąsiedniej zrzutki na niepełnosprawne dzieci.
Nie jestem miłośniczką branży, w której działa warszawski przedsiębiorca. Zdarzyło mi się napisać kilka miesięcy temu felieton, który przepełniała frustracja spowodowana tym, jak wygląda rynek nieruchomości w Warszawie – za co możemy podziękować m.in. najmowi krótkoterminowemu.
Ale serio, pojedynczy zarządca kilkunastu nieruchomości to nie jest właściwy adresat wszystkich negatywnych uczyć z tym związanych.
Dzisiaj przedsiębiorca napisał, że otrzymał telefon od kogoś, kto obiecał mu "wp***dol" – oto i piękny przykład działania nagonki w praktyce. Takiej, od której rynek nieruchomości na pewno zmieni się w ciągu kilku dni. Choć zakładam, że akurat to większość krytykujących ma gdzieś.