Rok bez podwyżek dla nauczycieli. Pracownicy szkół znów mogą zostać na lodzie

Natalia Gorzelnik
Wydaje ci się, że twój 2020 był straszny, bo każdą wolną chwilę musiałeś poświęcać na odrabianie lekcji ze swoimi pociechami? Nauczyciele mieli gorzej. Ubiegły rok prawie w większości wypełniony pracą zdalną, to dla nich godziny konsultacji, spotkań z rodzicami i przygotowań do lekcji online oraz poważne inwestycje w sprzęt, idące w tysiące złotych. I, co więcej, bez szans na podwyżki.
Nauczyciele nie czują się docenieni, ZNP walczy o podwyżki. Fot. Grzegorz Celejewski / Agencja Gazeta

Sami płacą za sprzęt

– Na przygotowania do zajęć online i pracę z uczniami poświęcaliśmy w ubiegłym roku ogromne ilości czasu – mówi nam pani Barbara, nauczycielka klas I-III. – Każdego dnia po kilka dodatkowych godzin, żeby przygotować ciekawe zajęcia.

Pani Barbara jest nauczycielką z ponad 30 letnim stażem pracy. W swojej klasie zgromadziła przez ten czas mnóstwo plansz czy pomocy dydaktycznych, które pomagają w przeprowadzeniu atrakcyjnych lekcji. W 2020 wszystko trzeba było przygotowywać od nowa, przemyśleć każde zagadnienie, dostosować formę przekazu do spotkania na Teams’ie.


Do tego dochodziły kolejne godziny rozmów i konsultacji: z samymi maluchami, a później ich rodzicami.

– Kiedy jesteś w klasie i dzieci robią zadania, łatwo jest podejść i sprawdzić, czy wszystko jest jasne. Od razu widać, który z uczniów potrzebuje więcej uwagi. Podczas pracy zdalnej łączyłam się z każdym uczniem z osobna. Czasami kilka razy dziennie – wyjaśnia.

– Do tego rozmowy z rodzicami, którzy musieli później sami pilnować, czy maluchy wykonują zadania. Większość z nich po prostu uczestniczyła w lekcjach. To jakby mieć szefa, który nieustannie patrzy, jak wykonujesz swoją pracę. To też zwiększa stres – dodaje pani Barbara.

– Na samo ułożenie kartkówki schodziło mi około godziny – wyznaje Kamila, nauczycielka angielskiego w liceum. – Trzeba było to naprawdę dobrze przemyśleć, żeby uczniowie nie mogli ściągać odpowiedzi z internetu. A i tak wciąż zdarzają się osoby, które oddają test wypełniony na piątkę po minucie od jego rozpoczęcia.

Pani Kamila, chociaż młoda i przyzwyczajona do pracy z komputerem, również musiała włożyć sporo wysiłku, żeby przestawić się na tryb zdalny.

– Początki były bardzo ciężkie, nikt z nas nie wiedział, jak te zajęcia prowadzić. Teraz mam już sporo swoich ''patentów'' na fajną lekcję on-line. Na przykład kupuję testy w internecie, od blogerów czy studentów. Płacę 10 lub 20 złotych i w ten sposób mam zadania oryginalne, ciekawe i dostosowane do nowego medium.

Co z 500 złotych dla nauczycieli?

To nie jedyna inwestycja, jaką w związku z pracą zdalną ponosi pani Kamila.

– Jeszcze wiosną kupiłam mikrofon z kamerą. Za jakieś 100 złotych. Okazało się, że nie działają. Musiałam wymienić, dopłacić, kupić lepsze. Potem słuchawki, kolejna stówa. Dysk przenośny - 400 złotych – wylicza.

Rządowe 500 złotych na sprzęt dla nauczycieli tylko ją zdenerwowało. Co prawda można było w ramach tej kwoty zabiegać o zwrot środków za już poniesione zakupy, ale tylko od 1 września. I okazując dowody zakupu.

– Ja nie zbieram paragonów. I uważam, że całe to dofinansowanie jest po prostu uwłaczające. Postanowiłam, że mam te środki w nosie, nie będę kupować nic na siłę. Zbuntowałam się i powiedziałam, że ja z tego 500+ nie skorzystam. Teraz trochę żałuję, bo w 2 dni po zakończeniu terminu na składanie wniosków, zepsuł mi się CD-ROM – uśmiecha się ponuro.

Pani Barbara za nauczycielskie 500+ kupiła tablet graficzny. Akurat wystarczyło. Wcześniej wydała jednak 5 000 złotych na nowy komputer, który jest w stanie sprostać wymaganiom zdalnej pracy.

– Postanowiłam kupić droższy sprzęt, za to teraz pracuje mi się bardzo komfortowo. Część moich koleżanek musiała też zmienić dostawcę internetu albo zwiększyć abonament, żeby mieć mocniejsze łącza – mówi pani Barbara.

Na to wszystko zwraca uwagę Związek Nauczycielstwa Polskiego. Z przeprowadzonej przez ZNP ankiety wynika, że nauczyciele w zdecydowanej większości, prowadząc nauczanie zdalne, pracują na własnym sprzęcie (86.7 proc.). Ponad połowa z nich jeszcze wiosną z własnych środków zakupiła sprzęt do prowadzenia zajęć w formie zdalnej.

– W większości sami kupiliśmy sobie sprzęt. Sami finansujemy tę edukację. Przecież do tego dochodzą koszty ponoszone za prąd, wodę, internet i tak dalej – mówi Sławomir Broniarz, szef ZNP.

– Organy prowadzące zaoszczędziły i to wcale niemałe pieniądze na edukacji, ale jednocześnie przerzuciły jej koszty bezpośrednio na budżety domowe nauczycieli. Co trzeci nauczyciel wydał na edukację zdalną ponad 2 tysiące złotych – grzmi Broniarz.

Koszty ponoszone przez nauczycieli to tylko wierzchołek góry lodowej. ZNP cały czas walczy o zwiększenie wynagrodzeń. Jak informuje przewodniczący związku, w budżecie państwa na 2021 r. rząd nie zabezpieczył żadnych pieniędzy na podwyżki. Przyjęty przez Sejm projekt trafił obecnie do Senatu. Związkowcy liczą zatem, że jest światełko w tunelu.

Co z podwyżkami dla nauczycieli?

Średnie wynagrodzenie nauczyciela jest wyliczane na podstawie kwoty bazowej, której wysokość jest określana co roku w ustawie budżetowej. 1 września 2020 roku kwota ta wzrosła do 3 537, 80 zł.

Wzrostu kwoty bazowej nie przewidziano natomiast w budżecie na, rozpoczynający się właśnie, 2021 rok. Nowa ustawa zakłada utrzymanie tej kwoty na obecnym poziomie, co oznacza, że minimalne wynagrodzenie nauczycieli (brutto) będzie wynosić: 2 949 zł dla nauczycieli stażystów, 3 034 zł dla nauczycieli kontraktowych, 3 445 dla nauczycieli mianowanych i 4 046 dla nauczycieli dyplomowanych.

– Mamy nadzieję, że jeszcze nie wszystko stracone. Podjęliśmy rozmowy z senatorami i zakładamy że Senat będzie miał możliwość wniesienia poprawki do ustawy budżetowej po to, żeby zwiększyć wysokość kwoty bazowej. Uważamy, że powinna wzrosnąć o 10 proc. – przekonuje prezes ZNP Sławomir Broniarz.

Co natomiast pewne już, to to, że nie będzie większych środków na doskonalenie zawodowe nauczycieli. Środki na ten cel - i na nagrody - reguluje ustawa okołobudżetowa, która została już podpisana przez prezydenta.

W myśl dokumentu, podstawą do naliczeń wysokości nagród dla nauczycieli za ich osiągnięcia dydaktyczno-wychowawcze ma być kwota bazowa z 1 stycznia 2018 roku. Średnie wynagrodzenia nauczyciela wzrosło od tamtej pory o około 15 proc. więc środków na nagrody będzie znacznie mniej.


Fatalna sytuacja finansowa nauczycieli

– Cały czas apelujemy o to, żeby poważnie potraktować dramatycznie słabą sytuację materialną nauczycieli – mówi prezes ZNP Sławomir Broniarz. Jak przekonuje, wzrost wynagrodzeń dla nauczycieli w 2021 to nie jest kwestia wyłącznie ekonomiczna.

– Należy zadać sobie pytanie, ilu najlepszych, najbardziej aktywnych nauczycieli odejdzie z pracy, bo będą rozczarowanymi wysokością płac. Kto nowy w ogóle zdecyduje się przyjść do zawodu – zastanawia się związkowiec.

Jak podkreśla, 6 proc. podwyżki, które nauczyciele otrzymali w 2020 roku, nie wypełnia postulatów, z którym środowisko nauczycielskie szło do strajku.

– Wystarczy porównać przeciętne wynagrodzenie w kraju i przeciętne wynagrodzenie nauczycieli. Mamy coraz większą grupę nauczycieli, których zarobki są na poziomie płacy minimalnej, bądź też będą musieli mieć te zarobki pod płacę minimalną podciągnięte. Przy tak odpowiedzialnej i wymagającej pracy, jaką jest zawód nauczyciela, takie wypłaty to kpina – grzmi przewodniczący ZNP.

Ustawa budżetowa będzie głosowana przez Senat 11 stycznia.