Zasiłek dla bezrobotnych wzrośnie o... 40 złotych. "Rząd przelewa miliardy na konta biznesu"

Mateusz Czerniak
Pandemia, a skutkiem niej wprowadzony dwukrotnie i obejmujący wiele branż lockdown pozbawił pracy wielu Polaków i utrudnił poszukiwanie nowego zajęcia. Rozwiązaniem tymczasowym w takich sytuacjach jest zasiłek dla bezrobotnych, ale "przeżycie na nim", biorąc pod uwagę jego wysokość, graniczy z cudem. Zmienić chce to Lewica.
Zasiłek dla bezrobotnych wzrośnie tylko o 40 zł. Łukasz Cynalewski / Agencja Gazeta
W obecnej formie zasiłek dla bezrobotnych wynosi 1200 zł brutto przez pierwsze trzy miesiące, a następnie obniżany jest do kwoty 942 zł 30 gr. Sam zasiłek można pobierać jedynie przez sześć miesięcy.

Biorąc pod uwagę, że w trakcie pandemii prace straciło ponad 40 tys. osób, można by się spodziewać ruchu ze strony – socjalnie nastawionego ponoć – rządu i wyraźnego podniesienia zasiłku. Tymczasem wzrośnie on w tym roku o zaledwie… 40 zł.
– Rząd przelewa miliardy na konta biznesu, a skąpi na pomoc dla pracowników – stwierdził w rozmowie z "Faktem" Adrian Zandberg, poseł Lewicy i członek partii Razem. Lewica postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce i przygotowała projekt ustawy zmieniający ten stan rzeczy.

Minimum 1400 zł dla bezrobotnego

Jak pisze "Fakt", propozycja koalicji Lewicy ma zakładać wprowadzenie mechanizmu, który gwarantowałby pracownikowi tracącemu zatrudnienie 50 proc. dotychczasowej pensji przy zarobkach nie wyższych niż średnia krajowa, która wynosi ok. 5,2 tys. zł brutto. Mechanizm zakładałby też zasiłek minimalny o wysokości 1400 zł.


Dziennik zauważa, że tego typu rozwiązanie stosowane jest np. w sąsiednich Czechach.
– Politycy poświęcali ostatnio dużo uwagi przedsiębiorcom. Nic dziwnego, sytuacja jest nadzwyczajna. Chciałbym, żebyśmy tyle samo uwagi poświęcili pracownikom. Przypominam, że jest ich dużo więcej. Pomyślmy w końcu o pracownikach zlikwidowanych restauracji czy hoteli. Kucharce czy pokojówce trudno w pandemii znaleźć nową pracę. Nie mają za co utrzymać rodzin i wpadają w długi – wyjaśnił "Faktowi" Zandberg.