Ujawniono straty mediów po proteście. Skala robi wrażenie

Mateusz Czerniak
Kantar podsumował cennikowe wpływy reklamowe mediów w dni protestu w ramach akcji "Media bez wyboru", która odbyła się w środę 10 lutego. Z obliczeń panelu badawczego wynika, że wpływy prywatnych nadawców telewizyjnych w porównaniu do środy tydzień wcześniej spadły aż o 2/3, a radiowych o połowę.
Protest słono kosztował grupy telewizyjne i radiowe. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Jak pisze portal Press, w środę od 4 rano równo przez 24 godziny protestowały kanały TVN Discovery Polska, Grupy Polsat. Do protestu włączyły się także programy Puls 2, przy czym wyłącznie od godziny 20 do 24. Jeśli chodzi o radia, to w RMF FM, Eurozecie, grupie radiowej Agory, Muzo.fm oraz radiu Kolor zmieniono ramówkę, nie emitując reklam.

Według Kantaru telewizje uzyskały w tym dniu łącznie 16,4 mln zł przychodu (cennikowo, bez uwzględnienia rabatów). Tydzień wcześniej było to 48,7 mln zł.
Jeśli chodzi o stacje radiowe, to dane Kantaru nie obejmują jeszcze wszystkich rozgłośni, ale biorąc pod uwagę stacje, których dane są już dostępne, wiadomo, że ich przychód w środę wyniósł 10,6 mln zł. Tydzień wcześniej było to 21,8 mln.

Podatek mediowy – czym jest

Podatek mediowy jest przedstawiany przez rząd jako odpowiednik podatku cyfrowego, czyli podatku obejmującego wielkich gigantów technologicznych, takich jak Google, Amazon, Facebook czy Apple (stąd jego potoczna nazwa – GAFA).


Jednak jak tłumaczył w rozmowie z INNPoland ekspert od ds. gospodarki cyfrowej Jan Zygmuntowski, rozwiązanie proponowane przez rząd ma niewiele wspólnego z podatkiem cyfrowym, który funkcjonuje w wielu europejskich krajach.
– Podatek cyfrowy w oryginalnym założeniu [...] to podatek od trzech rodzajów działalności: od reklamy profilowanej, czyli takiej, która jest oparta o dane, jakie stosuje Facebook czy Google; od e-handlu, czyli od market place’ów takich jak chociażby Amazon; i od e-usług, czyli np. Google Play, App Store czy Uber – powiedział.

Uderzy w media opozycyjne

Jednak podatek proponowany przez rząd, "nie składa się z tego, z czego składa się podatek cyfrowy, ponieważ z tych trzech rynków bierze tylko rynek reklamowy" i "dodatkowo dokłada do tego zwykłą reklamę od mediów tzw. tradycyjnych".

– To jest element, którego nie ma w zwykłym podatku cyfrowym i jest on w taki sposób wykalibrowany, że wygląda na to, że będzie on trafiał raczej w takie media, które są największe i tak się akurat składa, że również opozycyjne – powiedział Zygmuntowski.