Oto 9 powodów, by nie brać tej pracy. Te rzeczy od razu powinny zapalić "czerwoną lampkę"

Krzysztof Sobiepan
Coś zdziwiło cię już przy czytaniu oferty pracy? A może na rozmowie kwalifikacyjnej był ostry "zgrzyt" w jednym z tych tematów? Prezentujemy powody, przez które może lepiej grzecznie podziękować rekruterowi jeszcze przed pierwszym dniem. Co o tych przypadkach sądzi ekspertka w dziedzinie kariery?
Czy po godzince z HR-owcem można zrezygnować z pracy nawet, jeśli nas chcą? 123rf.com
Zna to każdy, kto kiedyś dłużej szukał pracy. Przeglądamy ogłoszenia kolejny dzień i nagle zdarza się właśnie ta. Od razu odstaje od innych. Jeśli oferta na pierwszy rzut oka się odznacza, wcale nie musi to oznaczać dobry omen.

Inny przykład to rozmowa rekrutacyjna. Jeśli poszła "coś za łatwo" albo zdarzyły się na niej inne ekscesy, to może być znak, że nie warto nawet przychodzić na wprowadzenie pierwszego dnia pracy. Jak nie dać się nabrać i co powinno zdecydowanie zwrócić naszą uwagę wyjaśnia INNPoland.pl Małgorzata Sury, ekspertka ds. kariery w firmie Bold.

Jak sprawdzić firmę oferującą pracę?

– Taki research zawsze powinien być jak największy i najdokładniejszy. Sprawdzić warto m.in. czym konkretnie zajmuje się dana firma czy gdzie ma siedzibę. Nie tylko po to, żeby zweryfikować spółkę, jeśli wydaje nam się podejrzana, ale również dlatego, że na rozmowach kwalifikacyjnych mogą pojawić się o to pytania – wskazuje specjalistka Bold.


Jeśli nabierzemy podejrzeń, to możemy nie stawiać się na rozmowę, ale jeśli oferta wydaje się dobra, to wcześniejsze przygotowanie też nie pójdzie na marne. Będziemy bowiem mieli lepszą pozycje niż inni, którzy nie "odrobili pracy domowej".

– "Co wiesz o naszej firmie?" czy "Opowiedz, czym zajmuje się nasza firma" to klasyki. Jeśli nie będziemy umieli odpowiedzieć na podobne pytania, to rekruter bądź pracodawca może uznać kandydata za mało zaangażowanego i zdesperowanego – dodaje Sury.

1. W internecie nie ma żadnych informacji o firmie

A co jeśli chcemy przeprowadzić odpowiednie badanie potencjalnego pracodawcy, ale jest to nie zwykle trudne? Szperamy w Google'u, przeszukujemy zasoby internetu wzdłuż i wszerz i nadal nie mamy pełnego obrazu, a czasem nawet jednej potwierdzonej informacji?

– Jeśli dane o interesującej nas firmie nie są ogólnodostępne w internecie nie znaczy od razu, że padamy ofiarą oszustwa. Polecam sprawdzenie takiej firmy w Krajowym Rejestrze Sądowym (KRS) lub w Centralnej Ewidencji i Informacji o Działalności Gospodarczej (CEIDG) – przekonuje ekspertka.

2. Firma żąda pieniędzy albo dużo dokumentów przy zatrudnianiu

"Gratuluje przystąpienia do rekrutacji, teraz proszę mi dać 500 zł". Chyba większość z nas uśmiałaby się przy takiej prośbie, ale często firma może w zawoalowany sposób tłumaczyć, czemu chce pobierać środki od petenta. Absolutnie nie jest to standardem, zwłaszcza przed zatrudnieniem.

Gdy dostaniemy pracę, możemy się liczyć z pewnymi opłatami, np. na zakup ubrania roboczego czy uniformu firmy. Ale oddawanie pieniędzy za samą obietnice udziału w rekrutacji śmierdzi z daleka.

– "Czerwona lampka" powinna od razu zapalić się nam przede wszystkim, gdy firma żąda pieniędzy za samo wzięcie udziału w rekrutacji, albo prosi o podpisanie jakichś dokumentów. Innym niepokojącym elementem jest prośba o podanie danych, które nie są potrzebne w procesie rekrutacyjnym, np. skanu dowodu osobistego – wymienia ekspertka.
Czytaj także: Rekruter przeczyta bez ziewania. Oto jak napisać czadowe CV i zwiększyć swoje szanse na pracę

3. Pracownicy rezygnują z firmy po paru miesiącach

To tak zwany duży turnover, czy też syndrom drzwi obrotowych. Wydaje się, że zespół jest wiecznie wymieniany, a nikt zatrudniony nie zostaje w firmie na dłużej niż parę miesięcy. Kolejną osobą w tym młynie możesz stać się ty.

No dobrze, ale jak to sprawdzić, jeśli nie pracuje się w danym miejscu? Okazuje się, że jest na to pewien sposób. Wystarczy znaleźć daną firmę w serwisie LinkedIn i kliknąć w opcje pozwalającą zobaczyć jej kadrę. Potem ustawić filtry tak, by strona wyświetlała tylko byłych pracowników.

To pozwala nam w miarę swobodnie posprawdzać ich profile. Jeśli wpis o danej firmie u różnych osób łączy się ze stażem trwającym miesiąc lub dwa – lepiej uważać. Coś musiało skłonić te osoby do odejścia. Kolejnym dobrym pomysłem jest skorzystanie z serwisów umożliwiających ocenę obecnego lub byłego pracodawcy. Tam można się wiele dowiedzieć o renomie firmy i możliwych incydentach.

– Duża wymiana pracowników nie świadczy najlepiej o firmie. Na początek radziłabym dokładnie sprawdzić informacje o przedsiębiorstwie, a następnie napisać na LinkedInie do 2-3 osób, które odeszły z tej firmy. Warto dopytać je o powody zrezygnowania z pracy. Jeśli nic nas nie zaalarmuje, warto wybrać się na rozmowę kwalifikacyjną i zapytać rekrutera np. dlaczego poprzedni pracownik odszedł ze stanowiska, na które aplikujemy – radzi nasza rozmówczyni.

4. Z oferty pracy nie wiem, czym zajmuje się osoba na tym stanowisku

Czytasz ofertę już któryś raz i nadal do końca nie wiesz co tak właściwie robi dajmy na to "młodszy geniusz ds. kreowania doświadczeń"? Jeśli opis stanowiska pracy zdaje ci się dziwny, bądź jest bardzo pogmatwany i nie masz pojęcia, co wiąże się pracą na tym stanowisku – to kolejny zły znak.

– Niekoniecznie od razu powinno wywoływać to w nas wewnętrzny alarm, chociaż może słusznie budzić zniechęcenie czy niepokój kandydatów. Jeśli ogłoszenie jest dla nas niejasne, zawsze przed wysłaniem CV można napisać do rekrutera na LinkedInie czy w mailu i dokładnie dopytać o zakres obowiązków. Również podczas rozmowy warto zadawać pytania o codzienne obowiązki – przekonuje Sury.

– Naszą uwagę powinny zwrócić również nieproporcjonalnie wysokie zarobki do zakresu obowiązków czy brak wymogu doświadczenia na stanowisko kierownicze. Jeśli coś wydaje się zbyt idealne, to możemy się zawieść – dodaje ekspertka.
Czytaj także: "Młodzi muszą wiedzieć, dlaczego coś robią". Szefowa-millenials o zderzeniu pokoleń w pracy

5. Lista obowiązków pracownika jest bardzo długa

Ogłoszenie scrolluje się i scrolluje, a odpowiedzialności wydają się mnożyć? Następna przyczyna do głębszego zastanowienia się nad tą pracą. Jeśli lista obowiązków pracownika zaczyna przypominać książkę telefoniczną, to może oznaczać, że szef za dużo oczekuje.

Oczywiście wiele zależy od konkretnej oferty, ale nawet w przypadku najlepszej na rynku pensji istnieje fizyczna granica, ponad która trudno jest wymagać od pracownika zajmowania się dosłownie wszystkim.

– Nawet jeśli potrzebujemy pracy, nie możemy dać się wykorzystywać. Uważać należy zwłaszcza, jeśli wymagania pracodawcy są bardzo duże, a oferowana pensja z nimi nie współgra lub w ogóle nie ma podanych widełek. Czasem właściciel szuka jednej osoby, gdy zakres prac wyraźnie potrzebuje większego zespołu – ostrzega ekspertka z firmy Bold.

6. Ogłoszenie o pracę "wisi" bardzo długo

Zaraz zaraz, w zeszłym miesiącu była identyczna oferta, firma też się zgadza. Nawet stanowisko to samo. Jeśli widzi się takie "kopiuj-wklej" już któryś raz to pora się zastanowić. Nie oznacza to od razu oszustwa czy pracodawcy z piekła, ale lepiej dmuchać na zimne.

Długi czas wystawiania oferty pracy może świadczyć o firmie zarówno źle, jak i dobrze. Niektóre przedsiębiorstwa mają długie i wymagające rekrutacje oraz dokładnie sprawdzają swoich kandydatów – wskazuje nasza rozmówczyni.

Nie zawsze musi być to jednak po prostu dobra HR-owa robota.

– Oczywiście z drugiej strony może to pokazywać, że oferta jest nieatrakcyjna i dlatego nie ma na nią odzewu. Warto sprawdzić dokładnie informacje o firmie i jeśli nie wzbudzą naszych podejrzeń, zaaplikować i dokładnie dopytać o warunki zatrudnienia – przekonuje ekspertka.

7. Rekruter prawie nie zadał pytań albo zdziwił się, że ktoś przyszedł

"O, pani do mnie? A to ciekawe" – jeśli od drzwi usłyszymy coś w tym stylu, lepiej nawet nie siadać. To prosty znak, że nawet osoba rekrutująca w czarnych barwach widzi szanse na zatrudnienie kogokolwiek. A to znaczyć może, że oferta ma jakieś "wady ukryte".

– To bardzo nieprofesjonalne zachowanie, a złe traktowanie kandydatów może także świadczyć o złym traktowaniu pracowników firmy. Najlepiej podziękować za rozmowę i nie przyjmować takiej oferty pracy – zaznacza Małgorzata Sury.

8. Rekruter zachowywał się nieprofesjonalnie lub niekulturalnie. Był niemiły

Rozmowa rekrutacyjna ma przekonać do pracy także i osobę ubiegającą się o dane stanowisko. Jeśli przy pierwszym spotkaniu jesteśmy bombardowani uszczypliwymi uwagami, które wydają się po prostu nie na miejscu podczas spotkania rekrutacyjnego, może to oznaczać szerszy problem w kulturze firmy. Ale czy zawsze?

– To bardzo zła wizytówka firmy, ale należy również pamiętać, że jeden pracownik HR-u, nie świadczy o całym przedsiębiorstwie lub wziąć pod uwagę, że mógł mieć po prostu zły dzień – tłumaczy nasza rozmówczyni.

– Jeśli jednak zachowanie wykracza poza ogólnie przyjęte normy kultury osobistej i profesjonalizmu, zanim ostatecznie przyjmiemy taką ofertę pracy, warto bardzo poważnie się zastanowić – rozważa ekspertka.
Czytaj także: "Mój szef to koronasceptyk". Co ma robić pracownik, gdy przełożony ignoruje epidemię?

9. Rekruter pytał czy mogę zacząć "od zaraz, z marszu ". Chciał zatrudnić mnie z miejsca

"Praca taka, warunki takie. Wszystko wiesz? To biegusiem za kierownicę, klienci czekają!". Może nie są to nagminne przypadki, ale jeśli ktoś chce z miejsca posłać nas do wykonywania czynności służbowych może to wydać się nam dziwne, jeśli nie podejrzane. Czy to znaczy, iż pracodawca jest tak zdesperowany, że dosłownie przyjmie "każdego z ulicy"? Co z tą pracą musi być jednak nie tak...

– Takie sytuacje bardzo zależą od charakteru pracy i tego, jakie wymagania ma pracodawca. Trudno tu postawić jedną diagnozę dla każdej tego typu sytuacji. Zawsze jednak warto być czujnym jeśli przytrafi nam się coś takiego. Zwłaszcza gdy jesteśmy jeszcze na okresie wypowiedzenia lub nie rozwiązaliśmy stosunku pracy z obecnym pracodawcą proponuje jednak odmówić – radzi przedstawicielka firmy Bold.

Czy rezygnować z pracy po rozmowie rekrutacyjnej? Podsumowanie

Oczywiście możemy dawać Wam najróżniejsze rady, ale każda rekrutacja przebiega nieco inaczej. Czy to w ogóle możliwe, by po samej rozmowie rekrutacyjnej wiedzieć na tyle dużo, by świadomie zrezygnować z pracy, nie posługując się samym przeczuciem? Czy to półgodziny może nam dać wystarczający obraz? A może powinniśmy dawać pracodawcom szanse, przynajmniej na miesiąc?

Rozmowa kwalifikacyjna służy co rzecz jasna zweryfikowaniu naszych kwalifikacji i tzw. cultural fit. Jednocześnie powinna być jednak również źródłem informacji dla kandydata. Dlatego podczas spotkania warto zadać jak najwięcej pytań rekruterowi i dopiero na podstawie odpowiedzi podejmować decyzję o podjęciu współpracy. To nie jest tak, że pracodawca ma monopol na pytania – doradza Małgorzata Sury.

– Jeśli coś jest dla nas zupełnie nie do przyjęcia, możemy odmówić. Jeśli natomiast uznamy, że mimo wszystko oferta nadal jest atrakcyjna, to mimo wszystko warto spróbować. Na pewno, gdy rekruter zadaje zbyt osobiste lub niezgodne z prawem pracy pytania (np. kobietom o plany macierzyńskie), prawdopodobnie świadczy to o tym, że firma traktuje pracowników nieodpowiednio. Wtedy lepiej nie podejmować współpracy – podsumowuje ekspertka.
Czytaj także: Szef z pokolenia X szczerze o pracy z millenialsami. "Często trzeba ich nauczyć komunikacji"

Więcej ciekawych informacji znajdziesz na stronie głównej INNPoland.pl