Firmy rezygnują z jajek z chowu klatkowego. Sprawdzamy, czy to kolejna ekościema

Katarzyna Florencka
Kolejne duże firmy chwalą się rezygnacją z jaj z chowu klatkowego – a ich poziom samozadowolenia jest tak wysoki, że niektórym z nas automatycznie załącza się lampka ostrzegawcza. W internecie nietrudno jest natrafić na teksty "demaskujące" wolny wybieg jako niewiele lepszy od chowu klatkowego. Jak jest naprawdę? Pytamy o to ekspertkę.
Czym się różnią jaja z wolnego wybiegu od chowu klatkowego i ekologicznego? Fot. William Moreland / Unsplash
Tak się jakoś złożyło, że w zeszłym tygodniu do mojej redakcyjnej skrzynki aż dwa razy zawitały PR-owe maile informujące o rezygnacji z jaj z chowu klatkowego. Swoje deklaracje sprzed lat zrealizowały w ten sposób firmy Lubella i Nestlé – w swoich produktach nie stosują one już popularnych "trójek", zastępując je "chowem bezklatkowym" (przy czym polska firma mówi wprost o wolnym wybiegu).


Swój ślad zostawiły jednak lata walki z greenwashingiem – czyli "ekologiczną ściemą", działaniami nie mającymi wiele wspólnego z ekologią, ale wykorzystywanymi do promocji danej marki.

Sprawiły one, że pierwszą reakcją na informacje o odejściu od chowu klatkowego jest próba znalezienia podstępu: jak to jest z tym wolnym wybiegiem? Czy rzeczywiście poprawia on sytuację zwierząt? Jak tym razem ta i owa firma próbuje zagrać na naszych uczuciach?

Jakie jaja wybrać?

Przypomnijmy, że na półkach polskich sklepów możemy znaleźć cztery typy jajek: W dwóch pierwszych przypadkach kury przez całe swoje życie nie mają możliwości ujrzeć światła dziennego, w dwóch ostatnich dostęp do świeżego powietrza mają zapewniony.

Bardzo możliwe jednak, że nie potrzebowaliście tej informacji: dla większości konsumentów w Polsce oznaczenia na jajach już dawno przestały być czarną magią, a świadomość ekologiczna narodu rośnie.

W 2018 r. 35 proc. ankietowanych zadeklarowało w badaniu CBOS-u, że typ chowu jest dla nich kluczowym kryterium na zakupach – w 2006 r. twierdziło tak jedynie 13 proc. respondentów. Z kolei w lutym 2020 r. aż 82 proc. osób uczestniczących w badaniu Biostat przyznało, że chów klatkowy nie zapewnia kurom nioskom odpowiednich warunków do życia.

Nie jest jednak trudno znaleźć w internecie ludzie twierdzących, że wolny wybieg jest niewiele lepszy od chowu klatkowego, a ewentualne zmiany to tylko działania PR-owe. Jak jest naprawdę?
Typowa polska ferma drobiu.fot. Łukasz Giza / AG
Pytam o to Marię Madej ze Stowarzyszenia Otwarte Klatki, które od 2016 r. prowadzi kampanię Jak One To Znoszą, mającą na celu poprawę losu kur niosek w Polsce.

– Każdy system hodowli inny niż klatkowy jest lepszy dla dobrostanu kur niosek. Jeżeli chodzi o jajka dostępne komercyjnie, wolny wybieg jest zdecydowanie lepszym wyborem niż chów klatkowy – mówi krótko.

Przypomina, że według polskiego prawa w chowie wolnowybiegowym kury powinny
mieć w ciągu dnia stały dostęp do wybiegu w znaczącej części pokrytego roślinnością, na jedną kurę przypada też więcej miejsca: jest to 9 kur na metr kwadratowy powierzchni użytkowej kurnika (w przypadku jaj z chowu ekologicznego limit wynosi 6 kur na metr kwadratowy).

– Bardzo ważną rzeczą, która różni chów wolnowybiegowy od klatkowego jest to, że kury mają tam możliwość realizowania naturalnych potrzeb behawioralnych, takich jak chociażby grzebanie w ziemi, aktywne poszukiwanie pożywienia, kąpiele piaskowe czy kąpiele słoneczne – tłumaczy.

Firmy rezygnują z jaj z chowu klatkowego

Moja rozmówczyni zwraca szczególną uwagę na to, że wdrażanie w życie ekologicznych deklaracji firm, które używają dużych ilości jaj ma tak naprawdę największy wpływ na zmiany na rynku jajecznym.

– Nasze decyzje konsumenckie oczywiście są ważne, ale to decyzje dużych firm mają możliwość znacznego wpływu na zmiany w strukturze produkcji jaj. I takie zmiany w strukturze faktycznie obserwujemy. Co prawda ich tempo nie jest jeszcze zbyt szybkie, ale będzie z pewnością przyspieszać w związku z wdrażaniem zobowiązań do wycofania jaj z chowu klatkowego przez kolejne firmy – mówi.
Czytaj także: Produkcja mięsa nie musi zabijać planety. Ci Polacy udowadniają to każdego dnia
Zaznacza przy tym, że cały czas mowa o hodowli na dużą skalę: – Jeśli wyobrażamy sobie kilka wiejskich kurek, które ktoś akurat trzyma w ogródku – to myślimy o tzw. chowie przyzagrodowym. Wszystkie inne – w tym chów ekologiczny czy wolnowybiegowy – to już bardziej komercyjne systemy hodowli – tłumaczy.

I właśnie o zmiany w hodowli na dużą skalę chodzi tutaj przede wszystkim: w Polsce produkujemy bowiem ponad 20 mld jaj rocznie, zajmując pod tym względem 6. miejsce w Unii Europejskiej. Mówimy więc o ogromnym przemyśle, który – powoli bo powoli – ale zmienia swoje podejście.

Według Stowarzyszenia Otwarte Klatki w latach 2014–2020 liczba kur hodowanych w systemie ekologicznym wzrosła aż o 361 proc. – a liczba kur trzymanych na wolnym wybiegu podwoiła się (z ok. 0,9 do 1,9 mln zwierząt). Chów przemysłowy nie jest rzeczą optymalną dla żadnego zwierzęcia, temu trudno zaprzeczyć – jednak trudno zaprzeczyć temu, że sytuacja znajdujących się w nim kur stopniowo ulega poprawie.

Więcej ciekawych informacji znajdziesz na stronie głównej INNPoland.pl