Przez nowe przepisy będzie więcej wymuszeń "na pieszego". Eksperci wskazują proste rozwiązanie

Krzysztof Sobiepan
Od czerwca obowiązują nowe przepisy drogowe, gdzie jednym z głównych punktów jest zwiększenie pierwszeństwa pieszych. Niektórzy wskazują, że może to oznaczać szybki wzrost tzw. wyłudzeń nieubezpieczenia "na pieszego". Eksperci wskazują, czy ludzie rzeczywiście zaczną rzucać się pod maski i jak się przed tym zabezpieczyć.
Wymuszenie "na pieszego" nadal ma swoich amatorów. 123rf.com
Od początku miesiąca trwa mała-wielka rewolucja w prawie ruchu drogowego. Głównymi zmianami, które weszły w życie od 1 czerwca, są te dotyczące pieszych.

W tym momencie pierwszeństwo przysługuje pieszym już w momencie wchodzenia na przejście. Wcześniej uzyskiwali je dopiero wtedy, kiedy już się na nim znajdowali.


Wśród niektórych bardziej uprzywilejowana pozycja pieszego wzbudziła pewien niepokój. A co, jeśli przez zmiany zacznie dochodzić do wymuszeń? Czy stara jak świat metoda wymuszenia wypadku i wyłudzenia pieniędzy z ubezpieczenia zyska nowych amatorów?

Zmiany przepisów a wymuszenie "na pieszego"

– Przede wszystkim nie mogą nam zejść z pola widzenia tragiczne liczby związane z wypadkami na przejściach, które z założenia powinny przecież dla pieszych stanowić azyle bezpieczeństwa. Pod tym względem jest cały czas źle i dla Polski to wstyd, że jesteśmy od lat w europejskim ogonie – zaznacza Adrian Furgalski Prezes Zarządu Zespołu Doradców Gospodarczych TOR.

Ekspert przypomina, że w 2020 r. w 2678 wypadkach śmierć poniosło 197 osób, a 2581 odniosło rany. Wypadki na przejściach stanowią zaś ponad połowę wypadków z udziałem pieszych. W 2011 roku było to "tylko" 31 proc.

– Czy powinniśmy nie zmieniać przepisów z obawy o dodatkową liczbę idiotów, którzy rzucając się pod jadące samochody mają nadzieję na łatwiejszy niż dotychczas zarobek? Jakich przepisów nie powinniśmy wprowadzać, skoro wiemy, że tak naprawdę realny problem stanowią wyłudzający sprowokowanymi stłuczkami odszkodowania kierowcy – pyta rozmówca INNPoland.pl.
Czytaj także: Koniec uprzywilejowania kierowców. Od 1 czerwca rewolucja w ruchu drogowym
Jak wspomina Furgalski, według Polskiej Izby Ubezpieczeń w Polsce rocznie dochodzi do ponad 10 tys. przestępstw w zakresie ubezpieczeń komunikacyjnych, a oszuści wyłudzają odszkodowania na sumę blisko 300 mln zł.

– Używając do wyłudzenia samochodu ryzykujemy lakierem czy wgnieceniem karoserii, ale przy wyłudzeniu "na pieszego" istnieje większe ryzyko, że niekoniecznie skończy się tylko na złamanym paznokciu a szkody na naszym ciele mogą być dotkliwsze – przekonuje ekspert.
Przypomina, że na terenach miast ciągle rozwijana jest siec monitoringu. W samej Warszawie jest to już ponad 19 tys. kamer. Kierowcy biorą też sprawy w swoje ręce.

– Coraz częściej wyposażamy własne samochody w kamerki rejestrujące sytuację na drodze. To sprawia, że udowodnienie sprowokowanego wypadku staje się coraz bardziej prawdopodobne. Oczywiście takie sprawy nadal nie należą do prostych – ostrzega.

Dane PIU o udaremnieniu wyłudzeń pokazują jednak, że sprawa wcale nie musi być beznadziejna. Prezes TOR przypomina też, że wymuszenie odszkodowania z ubezpieczenia zagrożone jest karą pozbawienia wolności od 3 miesięcy do 5 lat.

– Nakaz skupienia się podczas przechodzenia przez jezdnię nad tym manewrem, a nie tkwienie jak zombie w smartfonie, jest rozwiązaniem właściwym. Trzeba przyznać, że pomimo wrzucanych do sieci nagrań incydentów na pasach, nie stanowią one dominującego zachowania. I kierowca samochodu i pieszy muszą przez te kilkadziesiąt sekund skupić się na bezpiecznym przejściu po pasach – podsumowuje Furgalski.

Wymuszenie odszkodowania - warto kupić wideorejestrator

Podobne zdanie ma na ten temat Łukasz Tetkowski z firmy Mio.

– Istnieje jednak ryzyko, że zmiany (przepisów drogowych – przyp. red.) mogą przyczynić się do powstania nowego sposobu wyłudzeń odszkodowań "na pieszego". Wystarczy tylko przejrzeć internet, by zauważyć, że w krajach, które wprowadziły analogiczne przepisy do tych funkcjonujących od czerwca w Polsce nasiliło się zjawisko wyłudzeń odszkodowań przez pieszych – przekonuje Tetkowski.
Nie trzeba długo szukać, by znaleźć przykłady takich sytuacji z Polski i innych krajów. Przy pierwszej nadarzającej się sytuacji potrafią oni fabrykować oni zdarzenia. Na przykład poprzez gwałtowne rzucenie się na maskę i "przyaktorzenie", nawet jeśli pojazd… czeka na zielone światło.

– Tak naprawdę jedyną obroną jest posiadanie widoerejestartora, który zarejestruje wiarygodne i rzetelne nagranie – podkreśla Tetkowski.
Czytaj także: Fotoradarów w Polsce jak na lekarstwo. Wyprzedza nas nawet Białoruś
Wymienia, że jedną z najważniejszych cech jest rzeczywisty kąt widzenia kamerki, który pozwoli na zarejestrowanie zdarzenia w pełni. Przyda się też nagrywanie w dobrej rozdzielczości – czasem nawet niewielkie szczegóły mogą mieć znaczenie w sądzie. Warto więc zainwestować także w kamerkę z trybem nocnym. W końcu nigdy nie wiadomo, kiedy zdarzy nam się wypadek po zmroku lub w tunelu.

Tetkowski radzi też, by zainteresować się wideorejestratorem z tzw. trybem parkingowym. Monitoring jest w tym przypadku kontynuowany stale – nawet, gdy nie ma nas w pojeździe. Jeśli system kamer zarejestruje, że ktoś w nas "gruchnął" przy wykręcaniu lub zarysował karoserię – automatycznie zapisywany jest fragment wideo przed i po zdarzeniu. Pozwala to na precyzyjne wskazanie sprawcy.

Nowe przepisy wprowadzają też zakaz jazdy "na zderzaku". Zdaniem eksperta warto zatem wybrać taki sprzęt, który rejestruje zarówno to, co dzieje się z przodu, jak i z tyłu samochodu. Mogą być to nieco droższe systemy wideorejestracji, ale przy okazji jesteśmy bezpieczni w większej liczbie sytuacji na drodze. Jeśli nagrywamy, co się dzieje za nami, być może takiego kierowce także spotka kara.
Czytaj także: Droższe OC za punkty karne. Kierowcy, oto nowy pomysł rządu

Więcej ciekawych informacji znajdziesz na stronie głównej INNPoland.pl