Zarobki Polaków są skrajnie nierówne. Na średnią pensję pracują tylko 4 regiony

Aleksandra Jaworska
Comiesięczna publikacja Głównego Urzędu Statystycznego nt. średniej płacy potrafi zakrzywić rzeczywistość. Jest niedoskonała z wielu względów – a jednym z nich jest fakt, że naprawdę wysokie zarobki są tylko w kilku województwach.
Zarobki w województwach są bardzo nierówne (fot. Arkadiusz Ziolek/East News)

Średnia krajowa nieosiągalna dla większości Polaków

5850 zł brutto to średnia nieosiągalna dla zdecydowanej większości z nas. Zdecydowanie mniejsze pieniądze zarabia przeciętny mieszkaniec aż 12 województw. Z analizy serwisu Business Insider wynika, że średnia na poziomie 5 tys. zł brutto to coś niemożliwego dla trzech z nich. Poniżej granicy są województwa warmińsko-mazurskie, podkarpackie i świętokrzyskie.
Tylko cztery regiony są z kolei ponad normę. Mazowsze z Warszawą miesza wyniki jeszcze bardziej. W stolicy średnie wynagrodzenie w firmach prywatnych, zatrudniających przynajmniej 10 osób przekracza 6,7 tys. zł brutto. Jak pisze Business Insider powyżej 6 tys. zł brutto zarabia również statystyczny mieszkaniec województwa dolnośląskiego oraz pomorskiego. Z kolei w Małopolsce do tej granicy brakuje nieco ponad 20 zł.


Różnice są jeszcze większe, jeśli przyjrzymy się poszczególnym branżom. Na Podkarpaciu najmniej opłaca się pracować w administracji oraz w sektorze gastronomicznym i hotelarstwie. Spore zarobki dotyczą z kolei działalności profesjonalnej i naukowej. Tu średnia waha się od 4,8 tys. zł w świętokrzyskim do nawet 9,6 tys. zł na Mazowszu.

Polaka po podwyżce nie stać na paliwo i ziemniaki

Premier Morawiecki tłumaczył niedawno, że kiedy wynagrodzenia rosną dwa razy szybciej niż inflacja, oznacza to, że za zarabianą kwotę możemy kupić dwa razy więcej. Realia pokazują, że owe "dwa razy więcej" w przypadku najwyższej od 20 lat inflacji jest określeniem co najmniej mało precyzyjnym.

"Inflacja nie ma wpływu na zasobność portfeli Polaków. Wszystkie wynagrodzenia i świadczenia emerytalne rosną znacząco szybciej niż inflacja" – uspokajał też w lipcu podczas wideokonferencji prezes NBP Adam Glapiński.

W rzeczywistości inflacja to jednak wskaźnik obejmujący wiele towarów i usług, których zakup obciąża nasze portfele każdego dnia. Polaków stać na coraz mniej. Rok do roku zwiększyła się jeszcze poważnie nasza siła nabywcza, jeśli chodzi o: proszek do prania, jaja, masło, ziemniaki, szampon, bilety do kina i bilety na autobus komunikacji miejskiej.
Czytaj także: Carbonara w cenie złota. Szykują się podwyżki cen makaronu, mąki i chleba

Więcej ciekawych informacji znajdziesz na stronie głównej INNPoland.pl