Chcesz wiedzieć, ile dokładnie zużywasz prądu? Oto prosty sposób na obniżenie rachunków
- Wielu Polaków wciąż rozlicza się z dostawcami prądu na podstawie prognoz zużycia energii elektrycznej
- W dobie wysokich rachunków za prąd warto jednak oszczędzać energię elektryczną
- Większą kontrolę nad tym, ile płacimy za prąd, możemy zyskać po zmianie sposobu rozliczania jego zużycia
Kontrolowanie zużycia prądu
Niższe rachunki za oszczędzanie energii elektrycznej — taką zachętę do zmiany naszych przyzwyczajeń przygotowuje właśnie rząd. Świadome zmniejszanie zużycia prądu ma być wynagradzane nieco większą ilością pieniędzy, która zostanie w naszych kieszeniach. Pytania o to, jak ograniczyć zużycie prądu, pojawiały się zresztą już wcześniej — nic w tym dziwnego, bo w dobie kilkunastoprocentowej inflacji z dwóch stron oglądamy każdą złotówkę.
To właśnie nieustannie rosnące ceny zmotywowały jednego z naszych czytelników do zastanowienia się nad tym, w jaki sposób rozlicza się ze zużycia prądu ze swoim dostawcą energii.
- Od lat za prąd płaciłem standardowo, na podstawie dwumiesięcznych prognoz zużycia. Zazwyczaj nie zwracałem na to uwagi, bo stawki były generalnie standardowe. Od około dwóch lat zauważyłem jednak, że choć zużywam tyle samo, to te prognozy są dużo wyższe. W mieszkaniu skoczyło z 180 zł na dwa miesiące do 300. Więc różnica spora — opowiada Marcin, od lat mieszkający w Warszawie.
Moment otrzeźwienia przyszedł po przeprowadzce do nowego, większego mieszkania — tam już prognozy urosły do naprawdę pokaźnej kwoty ok. 450 zł. Do frustracji naszego czytelnika swoje dołożył również system rozliczania nadpłat i niedopłat, zaciemniający obraz tego, jak udawało mu się gospodarować zużyciem prądu.
- Gdzieś mignęła mi propozycja, by przejść na rozliczanie na podstawie faktycznego zużycia. Zawsze patrzyłem na to krzywo, bo po co mam się zajmować czymś dodatkowo, ale aktualne realia i ceny sprawiły, że spojrzałem na to życzliwiej. I okazało się to doskonałym pomysłem — mówi Marcin.
Raz w miesiącu na chwilę zaglądam do skrzynki, spisuję stan licznika, wklepuję go na swoim koncie u operatora i... to wszystko. Nie zapomina, bo przypominają regularnie. Efekt? Rachunek za miesiąc prądu to 155 zł. Gdybym patrzył na prognozy, to byłoby ok. 70 zł więcej. To gigantyczna oszczędność i wygoda. Wiem, że z nadpłat/niedopłat potem to wszystko by się jakoś na koniec roku bilansowało, ale chodzi tutaj też o ten aspekt psychologiczny niższych rachunków i płacenia za faktyczne zużycie. Spodobało mi się to do tego stopnia, że podobnie zrobiłem z wodą.
Jak płacić za tyle prądu, ile rzeczywiście zużyliśmy?
Faktury prognozowane przez długi czas były w Polsce standardem — ot, wygodne rozwiązanie dla osób mieszkających przez lata w jednym miejscu, najlepiej jeszcze właścicieli danej nieruchomości, w czasie, w którym kontrolowanie zużycia prądu nie jest sprawą najwyższej wagi.
Ich popularność była równocześnie zmorą m.in. studentów, często zmieniających wynajmowane mieszkania i zmuszanych do płacenia za hulanki poprzednich lokatorów. Albo za determinację właścicieli, którzy na zmianę kilkunasto- czy -dziecięcioletniej lodówki decydowali się dopiero dwa miesiące wcześniej, kiedy ta już do reszty odmawiała posłuszeństwa. Ale na rachunkach za prąd jeszcze długo cieniem kładła się energożerność starocia.
Od kilku lat coraz mocniej promuje się jednak odchodzenie od modelu, w którym rachunki za energię elektryczną płacimy na podstawie prognoz, a potem dopiero otrzymujemy informację, czy musimy jeszcze dopłacić, czy też tym razem nam się poszczęściło i po zwolnieniu mechanizmu z maszyny losującej "wypadła" niedopłata.
W lipcu 2021 roku w życie weszła ustawa zobowiązująca dostawców energii do wymiany obecnie działających liczników na tzw. liczniki inteligentne, pozwalające na zdalne monitorowanie zużycia prądu. Dla większości Polaków to jednak dopiero pieśń przyszłości. Cała operacja rozplanowana jest na wiele lat. Instalacja inteligentnych liczników obejmie:
- 15 proc. odbiorców do końca 2023 roku;
- 35 proc. odbiorców do końca 2025 roku;
- 65 proc. odbiorców do końca 2027 roku;
- 80 proc. odbiorców do końca 2028 roku.
Jeśli nie znajdujemy się w gronie szczęśliwców, a mimo to chcemy mieć większą kontrolę nad comiesięcznymi opłatami, nie pozostaje nam nic innego — tylko wziąć przykład z pana Marcina i zmienić sposób rozliczeń z dostawcą energii.
Rezygnacja z prognoz i przejście na płacenie za prąd "z dołu" nie jest sprawą skomplikowaną — dostawcy prądu chętnie do tego rozwiązania swoich klientów przekonują. Aby zmienić sposób rozliczeń, najlepiej skontaktować się z Biurem Obsługi Klienta swojego dostawcy (w Polsce jest to pięć firm: Tauron, E.ON, Energa, PGE oraz Enea) i zgłosić chęć dokonania tej operacji. Zazwyczaj będziemy musieli wypełnić wzór wniosku, który dla każdego sprzedawcy może się nieco różnić.
Pozostaje jeszcze inne pytanie: jak zmiana sposobu rozliczeń zużycia energii elektrycznej wpłynie na nasze rachunki? Warto przy tym pamiętać, z czego składa się rachunek za prąd:
- sprzedaży energii, wyliczanej w oparciu o wskazania licznika, które mnoży się przez stawkę za kilowatogodzinę energii;
- opłat dystrybucyjnych, w których "zaszyto" składnik stały (utrzymania urządzeń energetycznych), składnik zmienny (m.in. koszt dystrybucji energii, opłatę OZE) i opłatę abonamentową.
Ostatnia z opłat dystrybucyjnych, czyli opłata abonamentowa określa koszty, które firma sprzedająca nam energię ponosi w związku z odczytywaniem liczników oraz kontrolą tych odczytów. Innymi słowy: choć przez większość czasu sami będziemy przekazywać dystrybutorowi odczyty naszego licznika, musi mieć on możliwość sprawdzenia, czy nie mijamy się z prawdą — a to oznacza koszty związane z zatrudnianiem kontrolerów.
Im częściej chcemy więc, żeby odbywał się odczyt naszego licznika, tym wyższa będzie właśnie opłata abonamentowa — to z jej wzrostem trzeba się liczyć po zmianie sposobu rozliczeń z dostawcą energii.