Szefowa ZUS o czternastkach na stałe. To nie są dobre wieści dla emerytów
Prezes ZUS prof. Gertruda Uścińska w rozmowie z "Rzeczpospolitą" oceniła, że przy wysokiej inflacji znajduje lepsze uzasadnienie dla wypłacania emerytom 14. emerytur. Równocześnie skomentowała pomysł ewentualnego wprowadzenia 15. emerytury.
W przyszłym roku będą wybory, rząd już od kilku miesięcy wysyła emerytom sygnały sugerujące, że 14. emerytury mają się stać stałym elementem systemu emerytalnego. Również prezydent stosował taką narrację.
W tym roku łączny koszt 14. emerytury wyniósł ok. 11,5 mld zł. ZUS dołożył do tej sumy 9 mld zł.
- Oczywiście pozostaje pytanie, jaki charakter powinno mieć to świadczenie. Obecnie należy je zakwalifikować jako dochód gwarantowany wypłacany w formie dodatku do świadczenia. Przy wysokiej inflacji znajduję dla czternastki głębsze uzasadnienie. Ma wspierać budżety osób uprawnionych w trudnym czasie i tak musimy do tego podejść – powiedziała w rozmowie z "Rzeczpospolitą" szefowa ZUS prof. Gertruda Uścińska.
Warto zauważyć, że nie są to dobre wieści dla emerytów. Co prawda rząd pochylił się nad problemem spadającej wartości emerytur, ale nie chce wprowadzić jakiegoś stałego rozwiązania. Bo 14. emerytura to łatanie dziury na szybko i w sposób najbardziej opłacalny dla rządu, najmniej zaś dla emerytów. Warto też pamiętać o tym, że wszystko i tak jest wypłacane z pożyczonych pieniędzy.
Można było lepiej
Kilka tygodni temu zapytaliśmy Oskara Sobolewskiego, założyciela Debaty Emerytalnej, eksperta emerytalnego i rynku pracy HRK S.A., jaki sens ma wypłacanie dodatkowych emerytur na kredyt.
– Ma to sens polityczno-propagandowy. Dlatego też pieniądze dla emerytów nie są przekazywane na przykład w formie drugiej waloryzacji, która kosztowo byłaby podobna do ostatniej czternastki – wyjaśnia w rozmowie z INNPoland.pl.
Z jego słów wynika, że wypłata dodatkowych świadczeń jest trikiem pokazującym emerytom, że rząd o nich dba. Ale czy nie dałoby się po prostu podnieść wysokości emerytur? Okazuje się, że byłoby to lepsze dla emerytów, ale niekoniecznie dla budżetu.
– Gdybyśmy te kilkanaście miliardów z ostatniej czternastki przeznaczyli na waloryzację emerytur, byłoby to korzystne dla budżetu. Wydatek rozłożyłoby się na pół roku. Emeryci zyskaliby odpowiednio wyższe świadczenia. To oznacza, że emerytura wzrosłaby, powiedzmy o 200 złotych miesięcznie, może mniej, może więcej – zależy od tego, jakie kto ma świadczenie – mówi Oskar Sobolewski.
Ale jest też druga strona medalu – bo kolejne świadczenia byłyby już waloryzowane od wyższej podstawy. Co to oznacza? Co roku wartość emerytur jest waloryzowana o pewien poziom. Są one więc podnoszone o określony procent. Druga roczna waloryzacja podniosłaby wartość emerytur i kolejna – przyszłoroczna – podniosłaby już podniesione świadczenia. A tego rząd woli unikać.
– Obecna sytuacja to poszukiwanie źródła, z którego można zapłacić, bez wykorzystywania swojego budżetu. Resort finansów jest zadowolony, bo nie musi dopłacać do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. FUS i tak jest w niezłej sytuacji, bo ratują go obcokrajowcy, którzy płacą składki. Poza tym mamy wyższe płace, co przekłada się na wyższe składki i poprawienie sytuacji finansowej ZUS-u – wyjaśnia Sobolewski.
Ile kosztują 13. i 14. emerytury?
Prezes Uścińska była też pytana o ewentualne wprowadzenie 15. emerytury. Wypowiedziała się w tej kwestii bez nadmiernego entuzjazmu. Dodała, że same emerytury i renty to wydatek z FUS na poziomie 265 mld zł.
Siedmioprocentowa waloryzacja kosztowała 18 mld zł, za rok będzie dwa razy wyższa. Na trzynastki i czternastki poszło 25,5 mld zł, a zmiany podatkowe korzystne dla seniorów kosztowały budżet 13,3 mld zł.
Czytaj także: https://innpoland.pl/185977,pieniadze-na-13-i-14-emerytury-pochodza-z-rosnacego-dlugu