Gospodarcza klęska "przyjaciela" Kaczyńskiego. Orbán wpędza Węgry w ruinę
- Na Węgrzech brakuje paliw, a ich ceny pędzą w górę
- To wynik zniesienia cen regulowanych na paliwa w tym kraju
- Węgrzy w listopadzie odnotowali 22,5 proc. inflacji rok do roku
- Zniesienie limitów cen paliw jeszcze podbije ten wskaźnik
- Premier Viktor Orbán twierdzi, że wszytko jest winą Unii Europejskiej
- Eksperci zbijają te argumenty – Orbán chciał ręcznie sterować gospodarką; efekt jest opłakany
Przed stacjami benzynowymi na Węgrzech ustawiają się długie kolejki. Paliw brakuje, a ich ceny poszły ostro w górę. Premier Viktor Orbán wini za wszystko Unię Europejską i sankcje na Rosję. Ale winien jest on sam – dowodzą eksperci pytani przez portal money.pl.
Co się stało na Węgrzech?
W nocy z wtorku na środę węgierski rząd niespodziewanie zdecydował o całkowitym zniesieniu regulacji cen paliw. Przypomnijmy – w listopadzie zeszłego roku Węgry wprowadziły limit na ceny paliwa. Cena benzyny i oleju napędowego została zamrożona na poziomie 480 forintów za litr. W przeliczeniu na złotówki cena ta mieści się w widełkach 5,60 - 5,80 za litr, w zależności od kursów walut. A w zasadzie się mieściła, bo rząd zdjął ten limit.
Efekt jest taki, że ceny paliw zaczęły rajd w górę, ludzie rzucili się do ich kupowania, więc paliw zaczęło brakować. Gabinet Orbána od razu oświadczył, że to wina UE, która wprowadziła sankcje. I rząd nie może już dopłacać do paliw. Co zrobiła UE? Wprowadziła embargo na sprowadzanie rosyjskiej ropy do Unii Europejskiej drogą morską. Dodała do tego limit ceny tego surowca. Putinowska Rosja może więc sprzedawać ropę, ale wiele na tym nie zarobi.
Orbán twierdzi, że jest niewinny. Fakty świadczą na jego niekorzyść
Eksperci pytani przez money.pl tłumaczą, że retoryka Orbána się nie klei. Bo program dopłat, limity cen paliw czy żywności, dały mu zwycięstwo w wyborach, ale zniszczyły i rozregulowały gospodarkę.
– Ten protekcjonizm gospodarczy był skazany na porażkę. Zwłaszcza narzucanie rynkowi odgórnie ceny na zasadzie "teraz sobie radźcie sami" i do tego bez wprowadzenia żadnego mechanizmu odzwierciedlającego przynajmniej wahania na światowym rynku ropy, nie mogło skończyć się w inny sposób – komentuje dla money.pl dr Jakub Bogucki, analityk rynku paliw z portalu e-petrol.
Eksperci nie są zaskoczeni rozpaczliwą próbą uwolnienia cen, bo od miesięcy spodziewali się, że premier Orbán będzie zmuszony do kontynuowania polityki zaciskania pasa, a jeśli tego nie zrobi, inflacja zupełnie wymknie się spod kontroli.
Kryzys energetyczny, który jest skutkiem m.in. rosyjskiej inwazji na Ukrainę, odgrywa tutaj rolę katalizatora, ale decyzje Węgier z ostatnich lat i miesięcy zdecydowanie nie pomagały – pisze money.pl.
– Rząd Viktora Orbána, aby wygrać wybory, zafundował Węgrom centralne sterowanie. Ustalił górną cenę paliw, to samo zrobił z podstawowymi produktami żywnościowymi. To wszystko po to, by przypodobać się biedniejszej części populacji węgierskiej, swojemu elektoratowi – mówił w programie "Newsroom" WP Wojciech Przybylski, redaktor naczelny Visegrad Insight i prezes Fundacji Res Publica.
Inflacja zerwała się z uprzęży i pędzi pod górę
– Sytuacja gospodarcza zaczęła się psuć wraz z kosztami, które wszystkie kraje ponoszą w wyniku pandemii. Zaczęła rosnąć inflacja, a Orbán kontynuował swoją politykę ochraniania "swoich" obywateli, która przyniosła katastrofalne skutki – dodał Przybylski.
Inflacja na Węgrzech wyniosła w listopadzie 22,5 procent w ujęciu rocznym – podał węgierski urząd statystyczny. Przedstawiciele rządu przyznają, że to jeszcze nie szczyt, a ceny niebawem wzrosną w jeszcze większym stopniu w związku ze zniesieniem limitu cen na paliwo.