Tego ciosu PiS się nie spodziewał. Górnicy apelują o stawianie wiatraków
- Niedługo w Sejmie odbędzie się głosowanie nad ustawą wiatrakową.
- Sejmowe komisje są za odrzuceniem poprawki Senatu, by wiatraki można było stawiać nie 700, ale 500 metrów od zabudowań.
- Przeciwko wydłużaniu odległości i blokowaniu rozwoju energetyki wiatrowej są nawet górnicze związki zawodowe.
- Górnicy mają nadzieję na przebranżowienie i stabilną pracę przy wiatrakach.
Górniczy związkowcy z dwóch związków zawodowych (Międzyzakładowy Związek Zawodowy Górników "Makoszowy" i Związek Zawodowy "Przeróbka") i grupa ekspertów wystosowały do premiera oraz polskich parlamentarzystów apel. Postulują odblokowanie rozwoju lądowej energetyki wiatrowej.
Ta jest obecnie przez partię rządzącą po raz kolejny spychana na margines. Nowelizacja ustawy odległościowej była szeroko konsultowana i zaakceptowana zarówno przez stronę społeczną, jak i rządową. Liberalizacja zasady 10H do 500 metrów pozwalała na ponad 25-krotne zwiększenie dostępności terenów pod inwestycje wiatrowe (z obecnych 0,28 proc. do 7,08 proc. powierzchni Polski).
Ale w Sejmie 500 metrów zmieniono na 700. Senat przywrócił 500 metrów, ustawa wróciła do Sejmu. We wtorek rozpoczęły się obrady Sejmu. Komisje energii, a także samorządu negatywnie zaopiniowały poprawki senackie dopuszczające wiatraki w odległości 500, a nie 700 metrów, jak chciał Sejm.
– Bez 500 metrów ustawa wiatrakowa jest bublem – przez 10 lat nie powstanie żadna nowa farma wiatrowa. Zmiana minimalnej odległości elektrowni wiatrowych na 700 m niesie za sobą tragiczne dla energetyki wiatrowej konsekwencje. Uniemożliwi ona wykorzystanie potencjału, jaki drzemie w polskim wietrze. Zamiast kilkunastu, powstanie co najwyżej kilka GW mocy w wietrze. To de facto dalsze blokowanie energetyki wiatrowej na lądzie – mówi Janusz Gajowiecki, prezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej.
Górnicy chcą wiatraków
Okazuje się, że za rozwojem energetyki wiatrowej są też górnicy. Autorzy listu do premiera i parlamentarzystów piszą, że transformacja energetyczna jest drogą, z której nie ma już odwrotu. Przedstawiciele sektora górniczego apelują o wzięcie pod uwagę potrzeb społeczności regionów węglowych.
Podkreślają, że chcą, aby pracownicy kopalń nie ponieśli szkód oraz otrzymali godną, dobrze płatną pracę w stabilnym sektorze. A takim może być energetyka wiatrowa. Liczą też na to, że nowe miejsca pracy zapewnią im godne warunki wraz z możliwością obrony przez samoorganizację w związkach zawodowych.
Oczekują też realnych zysków dla mieszkańców. Z tym nie powinno być problemów. Polskie samorządy szacują, że podatki od budowanych oraz zaplanowanych do budowy w najbliższych latach wiatraków przyniosą gminom wpływy na poziomie około 150 000–200 000 zł od jednej turbiny wiatrowej. Tę kwotę należy pomnożyć przez liczbę wiatraków oraz czas ich eksploatacji, który wynosi nawet 30 lat. Mówimy więc o milionach złotych każdego roku zasilających budżety gmin.
Samorządowcy przypominają, że nie można przy tym pominąć, właścicieli nieruchomości. Oni mogą liczyć na zysk w wysokości średnio ok. 60 tys. zł od 1 ha rocznie. Na dodatek wiatraki na polach tylko nieznacznie utrudniają uprawę roli.
Czy byli górnicy mogą znaleźć zatrudnienie w branży wiatrakowej?
Związkowcy są przekonani, że tak. Po pierwsze, z analiz fundacji Instrat wynika, że jeśli wiatraki będzie można stawiać 500 metrów od zabudowań, lądowa energetyka wiatrowa w nadchodzących 10 latach mogłaby zaoferować nawet 100 tys. miejsc pracy.
"Dlatego uważamy, że kluczowe jest dziś odblokowanie jak największego potencjału lądowej energetyki wiatrowej – bo im więcej powstanie nowych inwestycji, tym więcej miejsc pracy zostanie utworzonych" – piszą autorzy listu.
Czytaj także: https://innpoland.pl/190100,pis-pietrzy-trudnosci-przed-wiatrakami-juz-nie-500-ale-700-m-od-budynkow