Tak wyglądało rozbite auto z kolumny wiozącej Szydło. Tyle kosztują nas naprawy rządowych samochodów

Konrad Bagiński
29 czerwca 2023, 10:04 • 1 minuta czytania
Przez ostatnie 5 lat rządowe samochody rozbijały się średnio 40 razy rocznie. Łącznie brały udział w aż 200 kolizjach. Limuzyny SOP nie mają auto casco (zresztą przy tych statystykach nikt by ich nie ubezpieczył). Na ich naprawy poszły miliony złotych.
Tak wyglądało auto z rządowej kolumny z udziałem wicepremier Beaty Szydło w Imielinie na Śląsku w 2018 roku. Dominik Gajda/REPORTER
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

W ostatnich pięciu latach rządowe samochody Służby Ochrony Państwa (SOP) zaliczyły ponad 200 kolizji. Maciej Wąsik z MSWiA poinformował, ile kosztowały związane z nimi naprawy oraz jakie były koszty eksploatacji. Mowa o milionach złotych.


Wąsik w odpowiedzi na interpelację posłanki Hanny Gill-Piątek podał następujące dane o liczbie kolizji limuzyn SOP:

Ile kosztowały te wypadki i kolizje?

"Służba Ochrony Państwa miała być lepszym zamiennik okrytego złą sławą Biura Ochrony Rządu" a "słynie z kolizji samochodów kierowanych przez funkcjonariuszy SOP, w których brały udział samochody wiozące premierkę Beatę Szydło, ministra Antoniego Macierewicza czy na przykład ministra Zbigniewa Ziobro" – pisała posłanka w interpelacji.

Okazuje się, że owe kolizje były bardzo kosztowne. Wąsik odpowiedział posłance, że "koszty poniesione przez SOP na eksploatację pojazdów (m. in. zakup nowych opon, które są wymieniane w wyniku zużycia oraz innych części eksploatacyjnych), w tym na naprawy i remonty pojazdów służbowych, kształtowały się następująco w poszczególnych latach:

Łącznie daje to sumę 16,7 mln złotych. Trudno wyliczyć koszt statystycznej stłuczki, bo w tej kwocie są też bieżące naprawy i remonty oraz wymiana opon. MSWiA informuje też, że "liczba samochodów, którymi dysponowała formacja w latach 2018-2022, stanowi informację niejawną".

Maciej Wąsik zapewnił też, że "w przypadku uszkodzenia pojazdu są niezwłocznie podejmowane czynności mające na celu likwidację szkody oraz, jeśli szkoda nie jest zakwalifikowana jako całkowita, pojazdy w możliwie najkrótszym czasie są przywracane do dalszej eksploatacji".

Kolejne kolizje rządowych limuzyn rodzą pytania

Z jakiego powodu służby przewożą polityków Prawa i Sprawiedliwości całą szerokością drogi i z ekstremalną prędkością? – to pytanie wróciło po wypadku kolumny rządowej na Podlasiu. W tym kontekście przypomniano nagranie z podróży Andrzeja Dudy do Łowicza. W rozmowie z naTemat.pl procedury bezpieczeństwa tłumaczy szkoleniowiec funkcjonariuszy rządowych i były antyterrorysta Grzegorz Mikołajczyk.

– Jeżeli jedzie kolumna całą szerokością drogi i zajmuje dwa pasy, to cała trasa powinna być zablokowana. To dzieje się w przypadku przejazdów np. papieskich, prezydenckich, delegacji głów państw obcych. Wtedy to są konwoje o wysokim priorytecie – powiedział w rozmowie z serwisem.

W przypadku wypadku kolumny na Podlasiu nie mieliśmy do czynienia z przejazdem o wysokim priorytecie. – To był klasyczny, zwykły przejazd premiera, który był ochraniany przez SOP. Kolumna samochodowa wtedy nie powinna wjeżdżać na przeciwległy pas bez uzasadnionego podejrzenia zagrożenia – wyjaśnił.

Przy każdych doniesieniach o wypadkach kolumn rządowych opinia publiczna dyskutuje o zagrożeniu dla cywilów. naTemat.pl zapytało, czy przekraczanie prędkości nie stwarza zagrożenia dla urzędników, o których bezpieczeństwo przecież ma dbać SOP.

– Oczywiście, że stwarza. Kiedy dowodziłem konwojem, zastanawiałem się, dlaczego bez żadnych podejrzeń zagrożenia, jedziemy 120 km/h na trasie, gdzie ograniczenie to 60 km/h. Albo 150 km/h na trasie z ograniczeniem do 90 km/h. W takich sytuacjach nikt nie musi nas atakować, bo my się sami pozabijamy – stwierdził.