Miały być tanie kredyty, wyszły droższe mieszkania. Co znów poszło nie tak?
Ekonomiści przewidują, że ceny mieszkań będą w najbliższych miesiącach rosnąć. Chodzi zarówno o mieszkania z rynku pierwotnego, jak i wtórnego. To symptomy ożywienia na rynku mieszkaniowym. Ruch rośnie m.in. dzięki dopłatom do kredytów, jak i wieszczone zakończenie cyklu podwyżek stóp procentowych i przejście co cyklu obniżek.
Problem w tym, że ożywieniu wśród kupujących nie towarzyszy ruch u deweloperów. Mówiąc językiem ekonomii: mamy rosnący popyt, ale nie rośnie podaż. Efekt jest taki, że mieszkania po prostu muszą drożeć.
Jak pisze Business Insider, podaż mieszkań nie rośnie, jeszcze w czerwcu liczba rozpoczętych budów mieszkań i pozwoleń na budowę spadały w tempie 35-40 proc. "Dane sugerują, że w lipcu rynek został wydrenowany z mieszkań" – czytamy w portalu.
Warto przypomnieć, że postpandemiczny okres przyniósł nam wzrost cen nieruchomości w Polsce. Potem jednak nadeszła inflacja, podwyżki stóp procentowych i obniżenie zdolności kredytowej ludności. Teraz wszystko znów się zmienia.
Komisja Nadzoru Finansowego wypuściła nową rekomendację dotyczącą wyliczania zdolności kredytowej. Ta poszła więc w górę. Do tego doszedł Bezpieczny Kredyt 2 proc. Spodziewamy się też spadku inflacji i obniżki stóp procentowych. To wszystko poruszyło rynkiem mieszkaniowym, który zareagował podwyżkami cen mieszkań.
Warto zauważyć, że spadku kosztów kredytowych dopiero się spodziewamy. A "BK 2 proc." już działa i mimo stosunkowo niewielkiej skali, spowodował ożywienie na rynku. Rekomendacja KNF była zaś ściśle powiązana ze startem programu – weszła w życie tuż przed 3 lipca, gdy ruszył Bezpieczny Kredyt 2 proc.
– Zauważmy, że wszystkie wymienione czynniki wspierają stronę popytową, a nie podażową. W takich okolicznościach spodziewam się, że po krótkiej stabilizacji cen powrócimy do wzrostów cen mieszkań w kolejnych kwartałach – przypomina cytowany przez BI ekonomista mBanku Arkadiusz Balcerowski.
"Bezpieczny Kredyt" nie taki bezpieczny?
Jak pisaliśmy już w INNPoland.pl, 3 lipca wystartował rządowy program Bezpieczny Kredyt 2 proc. Ma ułatwić zakup pierwszego mieszkania osobom do 45. roku życia. Jest sporo warunków do spełnienia. W programie pojawiają się też luki, a niektóre zapisy są wręcz absurdalne.
Kontrowersje budzi choćby kwestia dziedziczenia i darowizny udziałów w nieruchomości. W przypadku jednej grupy rodzi się dyskryminująca praktyka. Inne absurdy pojawiają się w związku z niejasnymi zasadami utraty dopłat, jeszcze inne związane są z budową domu.
Luki i absurdy w przepisach. Tak wygląda Bezpieczny Kredyt w praktyce
Jeden z mniej kontrowersyjnych zapisów, ale budzących wątpliwości, dotyczy tego, że potencjalni beneficjenci nigdy wcześniej nie mogli posiadać żadnej nieruchomości na własność. Nawet jeśli mieszkanie czy dom sprzedali już dawno, a ich sytuacja finansowa znacznie się pogorszyła. Sam fakt, że posiadali nieruchomość ich dyskwalifikuje.
Przedstawiciel jednego z banków w rozmowie z Business Insiderem stwierdza, że problemem jest właśnie to zero-jedynkowe podejście. Jest ono dobre, gdyby ktoś chciał sprzedać nieruchomość i zaciągnąć Bezpieczny Kredyt na kolejną, taka osoba wzbogaciłaby się kosztem państwa bezzasadnie.
– Ustalenie jasnych warunków i wyraźnej granicy powoduje, że zawsze pojawi się grupa niezadowolonych osób, której niewiele brakuje do uczestnictwa, ale jednak brakuje – podkreśla rozmówca portalu.
Dalej robi się jednak bardziej pod górkę. Sporym echem odbija się reguła dotycząca dziedziczenia (spadku) i darowizny udziałów w nieruchomości. Jak podaje "BI", w tym drugim przypadku niemożliwe jest wzięcie preferencyjnego kredytu, ale w tym pierwszym już tak.
Dla jednych oznacza to więc dyskryminację, przykładem takim jest jeden z czytelników portalu – ma jedną czwartą udziałów w nieruchomości, które uzyskał w formie darowizny. Gdyby to było dziedziczenie, mógłby się ubiegać o preferencyjny kredyt, ale że darowizna, to już nie może.