Ze spacerniaka do pracy. Bezrobocie sprawia, że firmy szukają pracowników w więzieniach

Konrad Bagiński
18 listopada 2023, 13:15 • 1 minuta czytania
W Polsce bardzo niski poziom bezrobocia łączy się z brakiem rąk do pracy. Po sprowadzeniu setek tysięcy pracowników z zagranicy polskie firmy odkryły, że niedrogą siłę roboczą mają tuż pod nosem: w więzieniach. I nie wahają się korzystać z pracy osadzonych. Ale i to źródełko wysycha. Dlaczego?
W Polsce pracują niemal wszyscy więźniowie, którym wolno pracować TADEUSZ KONIARZ/REPORTER
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

"Brak rąk do pracy sprawia, że firmy, zwłaszcza z branży budowlanej i produkcyjnej, coraz chętniej zerkają w stronę aresztów śledczych i zakładów karnych, by uzupełnić kadrowe luki" – pisze "Forbes".


Okazuje się, że w Polsce niemal każdy więzień, któremu wolno pracować i do pracy jest zdolny, może zarabiać. Magazyn wylicza, że w 2015 roku pracowało nieco ponad 56 proc. więźniów zdolnych do pracy. W tym roku ten wskaźnik przekroczył... 96 proc.

Z danych Służby Więziennej wynika, że pracuje prawie 22 tysiące więźniów. Wskaźnik bezrobocia wśród skazanych i ukaranych zmniejszył się z 27,46 proc. w 2015 r. do niecałych 2,4 proc. To dane na koniec września.

Są plusy zatrudniania więźnia

Jak pisze "Forbes", więźniowie mogą pracować albo w fabrykach na terenie zakładów karnych, albo poza nimi. Firma może więc – w porozumieniu z zakładem karnym – postawić halę produkcyjną na terenie więzienia, może też zaprosić więźniów do siebie. Co zyskuje?

Przede wszystkim lojalnego pracownika. On raczej nie odejdzie do konkurencji. A jakość pracy więźnia nie jest gorsza niż pracownika "wolnego". Jak mówią "Forbesowi" przedstawiciele spółki WARS, więźniowie sprzątają wagony, zmywają, są zatrudniani w pracach gastronomicznych. I nie robią tego ani na jotę gorzej niż inni pracownicy.

Firmy zatrudniające więźniów szkolą ich, wystawiają certyfikaty i starają się zatrzymać również po wyjściu na wolność. Czasem się to udaje, częściej nie. Więźniowie po wyjściu na wolność przestają być lojalnymi pracownikami, ale na dzisiejszym rynku pracy trudno im się dziwić. Skoro gdzie indziej mogą zarobić więcej albo miejsce pracy będzie bliżej domu, zmieniają firmę.

Trudno się też dziwić pracodawcom, że chętniej biorą do siebie ludzi... z dłuższymi wyrokami. To gwarancja dłuższego zatrudnienia.

Jak pisze "Forbes", firmy, które decydują się na uczestnictwo w programie "Praca dla więźniów" zyskują refundację wynagrodzenia na poziomie 35 proc. To obniża koszty pracy. Państwo płaci również niepełne składki ubezpieczeniowe.

Ile może zarobić więzień?

Przy założeniu, że firma zatrudni więźnia na minimalną krajową, należy mu się ok. 2,8 tys. zł na rękę. Ale 51 proc. wynagrodzenia zostaje mu potrącone na cele tzw. Funduszu Aktywizacji Zawodowej Skazanych oraz Rozwoju Przywięziennych Zakładów Pracy. W takim przypadku realnie zostanie mu ok. 1,4 tys. zł na rękę. Ale wykwalifikowani pracownicy mogą liczyć na większe pensje.

"Forbes" pisze, że kłopoty z więźniami w pracy zdarzają się sporadycznie. I dotyczą raczej tego, że ktoś próbuje kontaktować się ze światem zewnętrznym. A to niestety surowo zabronione i więzień przyłapany na czymś takim traci przywilej pracy. Zdarza się to jednak bardzo rzadko.

Polacy nie muszą obawiać się zwolnień

Jak pisaliśmy w INNPoland.pl, choć oferty pracy na rynku jest coraz mniej, to zatrudnieni mogą spać spokojnie. Okazuje się, że nawet w trudnych czasach wysokich kosztów prowadzenia działalności firmy dbają o pozapłacowe benefity dla pracowników.

Pracownicy, widząc ograniczenia w rekrutacji, mogą być zaniepokojeni, ale analitycy wskazują, że nie mają ku temu podstaw. "Ten marazm może też wpływać na wymagania stawiane kandydatom do pracy, a także na oferowane im benefity" – pisze "Rzeczpospolita", która cytuje wyniki badania.

Magdalena Marcinkowska, partner w Grant Thornton, zwraca uwagę, że gdyby firmy faktycznie były w trudnej sytuacji finansowej, to ograniczałyby ofertę benefitów i wymagałyby od kandydatów i pracowników coraz więcej. A tak się nie dzieje.

Z badania wynika, że wśród najczęściej proponowanych korzyści są benefity pozapłacowe. W ramach tych praktyk aż 83 proc. firm oferuje swoim podwładnym szkolenia. Wśród popularnych benefitów są także pakiety medyczne (68 proc.) oraz pakiety sportowe (60 proc.).

Zdecydowanie rzadziej firmy kuszą wysokimi zarobkami. Taka zachęta pojawiła się w ponad połowie ogłoszeń, które zbadano w październiku. Z kolei we wrześniu wysokie wynagrodzenie obiecywano w sześciu na dziesięć ofertach pracy.

Jak już informowaliśmy w INNPoland.pl, coraz więcej firm oferuje swoim podwładnym niezbyt oczywiste korzyści. W jednej z warszawskich firm pracownicy mają do dyspozycji firmę sprzątającą. Każdy zatrudniony może zamówić usługę "utrzymania porządku w mieszkaniu lub domu".