Nie mogę już słuchać beki z ludzi w wieku 50+ w pracy [FELIETON]
Widziałem ostatnio w internecie, na jednej z popularnych grup, dyskusję o zatrudnianiu ludzi "starszych". Przy czym słowo "starsi" nie odnosiło się już do ludzi 60+ (nie wiem, czy 5 lat do emerytury oznacza starość), ale o wiele młodszych. Zaczęło się od tego, że pani w wieku lat 48 skarżyła się, że trudno jej znaleźć pracę, bo na ogół znajdzie się młodszy. Młodszy, czyli tańszy, a może nawet i lepszy.
Kiedy czytałem niektóre odpowiedzi na jej posta, szlag mnie trafił. Ktoś usiłował udowadniać, że ludzie po 50-tce gorzej znają się na technologii, trudniej adaptują do zmian. A ktoś inny narzekał, że nie może patrzeć, jak starsi "powoli piszą na klawiaturze".
Tak, jestem grubo po czterdziestce i mam sporo siwych włosów na głowie. W sumie chyba więcej siwych niż innych. Nieważne. Piszę na klawiaturze komputera od 30 lat. I mam wrażenie, że idzie mi to całkiem sprawnie. Ale ważniejsze jest to, co piszę, a nie to jak wolno bądź szybko piszę.
Smartfona używam od lat chyba 15. Halo, ktoś mi próbuje powiedzieć, że ludzie w wieku, powiedzmy ok. 50 lat, nie znają się na technologii? Śmiech na sali. Dawno nie słyszałem nic głupszego. Przecież ci ludzie tę technologię wymyślali, adaptowali, oswajali.
Nieważne, o czym nowoczesnym pomyślisz: to nie jest dzieło 20-latków. Cyfrowa muzyka? To wynalazek sprzed 30 lat. Bankowość elektroniczna w Polsce? Jakieś ćwierć wieku. Komunikatory internetowe? Boże, przypominam sobie czasy ICQ i Gadu-Gadu. To wszystko już było, teraz jest tylko ładniejsze, szybsze i lepiej zabezpieczone. Z pierwszego GPS-a korzystałem grubo ponad 20 lat temu. Jakie te technologie mogą mieć przede mną tajemnice?
Oczywiście zdaję sobie sprawę, że jestem w pewien sposób uprzywilejowany. Piszę między innymi o technologii, nowości mnie nie zaskakują. Ale w podobnej sytuacji są setki tysięcy, jeśli nie miliony pracowników.
Starszy znaczy gorszy?
Być może faktycznie nieco trudniej jest ludziom po pięćdziesiątce, tak zwanym silversom, uczyć się nowych rzeczy. Być może, nie wiem. Ale nadrabiają zdobytą przez lata wiedzą i doświadczeniem. Work smart, not hard.
We wspomnianej dyskusji przeczytałem, że silversi często wolą się spotykać, zamiast pisać maile. Niektórzy pewnie tak. Któryś menedżer narzekał, że jego starsi handlowcy nie piszą tylu maili, co młodsi. Och, mój Boże, cóż za zarzut. Ze swojego doświadczenia wiem, że z handlowcami jest jak z saperami. Albo potrzebujesz ich dużo, albo dobrych.
Tu liczy się talent. Osobiście wolę człowieka, który pójdzie w miasto i przyniesie pieniądze od takiego, który napisze tysiąc maili i nie zarobi dla firmy ani grosza. Zaryzykuję więc twierdzenie, że człowiek, który napisał te słowa, jest po prostu niekompetentny.
I żeby było jasne, nie zamierzam atakować dzisiejszych 20 czy 30-latków. Niby po co? Sam nim byłem! Sam pracuję w firmie, w której większość ludzi jest ode mnie młodsza. Tak, czasami przezywają mnie boomerem (choć faktycznie jestem X-em), ja ich wyzywam od zetek i płatków śniegu. Dobrze się przy tym bawimy, szanujemy nawzajem i lubimy ze sobą pracować.
Młodzi, dynamiczni, tani?
Głupotą jest ocenianie ludzi po ich kolorze skóry, płci, wieku. Spora część polskich firm jest pod tym względem wiele lat za cywilizowanym światem. Ciągle w wielu z nich mamy do czynienia z mitem o "młodym, dynamicznym zespole". Szybko wychodzi, że zespół jest ciągle młody, bo ma przemiał jak ruska armia. Ciągle potrzebni są nowi, konsekwentnie przeżuwani i wypluwani.
Jeszcze jedno zastrzeżenie: mówię o pracy, jaką sam wykonuję. Wiem, że gdybym wykonywał prace fizyczne, faktycznie odstawałbym od młodszych kolegów. Tak naprawdę mówimy więc o pewnym wycinku rynku pracy.
Gdybym był górnikiem, to byłbym mniej wydajny od młodszych kolegów. Jeślibym był policjantem, to spora grupa przestępców miałaby nade mną przewagę szybkości i mogliby mi uciec. Ale osoby starsze mogą pracować głową, mogą szkolić, zajmować stanowiska administracyjne zamiast operacyjnych. Szkoda byłoby marnować ich umiejętności.
Polska to nie jest kraj dla siwych ludzi
Moim zdaniem brak poszanowania dla tzw. silversów wziął się po części z tzw. młodych emerytów. A bardziej precyzyjnie: ze sposobu, w jaki traktowały ich i traktują firmy. Policja czy wojsko nie robią nic, by zatrzymać ludzi, którym przysługuje już emerytura. Szkoda, to marnotrawstwo "zasobów ludzkich". Górnicy idą na słone emeryturki, chociaż sensowniej byłoby ich przesunąć właśnie do szkoleń, kontroli, administracji.
Wiecie, co mnie uderza za każdym razem, gdy jadę za granicę? Wszędzie są starsi kelnerzy i kelnerki. U nas to jest zawód dla młodych. W krajach o innej kulturze gości w restauracji czy hotelu obsługują ludzie po 50. czy 60. roku życia. W wielu liniach lotniczych można spotkać stewardessy i stewardów o całkiem siwych włosach i twarzach pooranych zmarszczkami. W polskich samolotach lata prawie tylko młodzież.
Zawsze z zachwytem patrzę na starszych kelnerów czy stewardessy. Podziwiam luz, z jakim pracują. Widać, że lubią to, co robią, potrafią świetnie doradzić, zająć się gościem czy podróżnym, uśmiechnąć, zagadać. Są niesamowici, brakuje mi tego w Polsce.
Wracając jednak do pani, która narzekała, że nikt nie chce jej zatrudnić. Na szczęście większość komentujących okazała się ludźmi z RIGCZ-em (Rozum I Godność CZłowieka). Pani otrzymała nawet kilka propozycji pracy. Oby ją szybko znalazła i utarła nosa osobom dziwiącym się, że 50-latek jeszcze żyje.