Lewica wściekła, przedsiębiorcy rozanieleni. Ale składka zdrowotna zawsze będzie niesprawiedliwa

Konrad Bagiński
23 marca 2024, 11:16 • 1 minuta czytania
Rząd zapowiedział zmiany w składce zdrowotnej i mamy wielką narodową dyskusję. Bo nagle okazało się, że przedsiębiorca zarabiający 50 tysięcy miesięcznie będzie płacił mniejszą składkę od etatowca. Sieć zapełniła się wyliczeniami, z których wynika, jakież to niesprawiedliwe i złe. Ale czy na pewno?
Przedsiębiorcy się cieszą, lewica oburzona. Nowa składka zdrowotna jest niesprawiedliwa? Foto: krakenimages / Unsplash
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Nowe składki podobają się chyba tylko przedsiębiorcom. Nic dziwnego, bo mają przecież płacić mniej. Nie wszyscy oczywiście, ale zmiana na niekorzyść dotknie tylko tych zarabiających ponadprzeciętnie wysokie pieniądze.


Pewien zgrzyt mogą mieć ci przedsiębiorcy, którzy zatrudniają ludzi. No bo okazuje się, że za swoich pracowników na etacie będą płacić więcej, niż płacą sami.

Etatowcy w zasadzie te zmiany mają w nosie, bo ich obchodzi pensja netto. Nowe składki nie podobają się szeroko rozumianej lewicy, no bo to przecież niesprawiedliwość społeczna i teraz ci krwiożerczy kapitaliści i wyzyskiwacze będą płacić jakieś grosze, a lud pracujący miast i wsi będzie płacić za nich.

I to wszystko jest prawdą! Bo system składek zdrowotnych jest i będzie niesprawiedliwy. Wiecie, jak byłoby najlepiej? Gdyby każdy płacił taką samą sumę, niezależnie od dochodu. Przecież tak działają prywatne ubezpieczenia zdrowotne. Jeśli macie w firmie wdrożony taki system, to wiecie, że prezes płaci taką samą składkę (za taki sam pakiet) jak szeregowy pracownik.

Jeśli macie w firmie karty sportowe, to wiecie, że dyrektor sprzedaży płaci tak sam miesięczny abonament, jak ochroniarz. Czy to jest sprawiedliwe? No chyba tak, wszyscy mają prawo do korzystania z opieki zdrowotnej czy siłowni w identycznym wymiarze.

Każdy płaci tyle samo. Czy tak się da?

W takim systemie najpierw szacuje się koszty działania systemu, potem dzieli tę sumę przez liczbę uczestników. Czy coś takiego sprawdziłoby się w przypadku całego państwa i systemu ochrony zdrowia? Koszty systemu są znane, gdyby te nagle wzrosły, państwo może dołożyć pieniędzy z budżetu a w przyszłym roku zwiększyć składkę. W obecnym systemie państwo i tak przecież dokłada się do budżetu NFZ.

Minus takiego rozwiązania jest taki, że udział składki w budżecie osoby mało zarabiającej byłby wysoki. W budżecie osoby zarabiającej dobrze byłyby to z kolei koszty wręcz znikome. Ile musiałaby wynosić taka składka?

Cóż, zgodnie z przyjętym budżetem na 2024 r. na ochronę zdrowia zostaną przeznaczone 192 mld zł. Na koniec zeszłego roku liczba Polek i Polaków wyniosła 37,6 miliona. Wychodzi więc, że rocznie każdy z nas musiałby płacić 5106 złotych, czyli 425 zł miesięcznie.

Problem w tym, że w 37,6 mln Polaków wchodzi spora grupa tych, którzy nie zarabiają, bo zarabiać nie mogą. Mowa choćby o dzieciach, młodzieży, osobach uczących się, emerytach. Zakładając, że w Polsce pracuje w przybliżeniu ok. 17 mln ludzi, składka musiałaby wynosić ok. 11 300 zł rocznie, czyli ok. 940 złotych miesięcznie.

Sporo? Zależy, jak na to patrzeć. Obecnie pracownik z pensją 8000 zł brutto (niecałe 5800 zł na rękę) płaci ok. 620 złotych ubezpieczenia zdrowotnego miesięcznie. Załóżmy, że to "uczciwa średnia". Ale nasze przykładowe 940 złotych dla osoby z pensją minimalną to koszt olbrzymi. Dla człowieka zarabiającego – powiedzmy 15 tysięcy – to kwota niemal pomijalna.

Czy to sprawiedliwe?

Niekoniecznie, dlatego też stawki ubezpieczenia są zróżnicowane i zależą od zarobków. Zarabiasz więcej, płacisz więcej. Efekt jest taki, że zawsze ktoś płaci więcej, a ktoś mniej.

Skąd się wzięło to zamieszanie z przedsiębiorcami? Cóż, wiele osób uważa, że to niesprawiedliwe, że przedsiębiorca będzie teraz płacić niższą składkę niż tyle samo zarabiająca osoba na etacie. Sprawa "grzeje" społecznie i politycznie. Ale czy słusznie?

Trudno mi w to wnikać. Na pierwszy rzut oka słusznie, bo faktem jest, że przedsiębiorca zarabiający więcej od etatowca będzie płacił o wiele niższą składkę. Problem w tym, że w całej wielkiej grupie polskich przedsiębiorców jest mnóstwo różnych grup i nie wszystkie zarabiają dziesiątki tysięcy złotych miesięcznie.

Przepisy i stawki są takie same dla zdolnego programisty na B2B (którego pracodawca uciekł przed etatem) i pani prowadzącej warzywniak. Te dwie osoby zarabiają bardzo różnie, pierwszy może nie zauważyć różnicy, ta druga odetchnie z ulgą, bo będzie miała na buty dla dziecka.

I nie trafia do mnie często powtarzany argument, że jak ktoś zarabia mało, to nie nadaje się do prowadzenia firmy. Warzywniaki, budki z hot dogami, graficy też mają firmy i mają prawo je prowadzić.

Nie każdy przedsiębiorca jeździ Mercedesem

Zauważmy też, że przedsiębiorcy płacą sporo różnych innych podatków. Jeśli ktoś wystawi fakturę na 8000 złotych, to zapłaci od niej VAT, od tego musi odliczyć składki ZUS, podatki i inne daniny. Na rękę zostanie mu niecałe 3700 złotych na skali i 4175 zł na podatku liniowym. Przy obliczeniach korzystałem z kalkulatora firmy InFakt, założyłem też brak kosztów prowadzenia firmy, co w zasadzie nie jest realne. Koszty co prawda obniżają podatek i zwiększają realny dochód. Zmniejszają jednak przychód, bo te pieniądze nie biorą się z kosmosu, ale z kieszeni przedsiębiorcy.

Realne jest to, że wielu przedsiębiorcom niższa składka zdrowotna pomoże, wielu się ucieszy, że zapłaci mniej, dla części nie ma to znaczenia, bo nawet tego nie zauważą w portfelu. Rozumiem jednak rozgoryczenie faktem, że składka dla przedsiębiorców ma być niższa niż dla pracowników.

Mam jednak nadzieję, że ktoś w ministerstwie finansów jakoś to policzył i że może (ale pewności nie ma...) mniejsza składka odbije się na wzroście produktywności firm i przyniesie na przykład wyższe wpływy z VAT. Tylko czy na pewno?

Człowiek to nie samochód

Teoretycznie można byłoby też ustalić stawkę ubezpieczenia zdrowotnego tak, jak robią to firmy ubezpieczeniowe w przypadku OC za samochód. To jednak nierealne.

W przypadku kierowców i ich aut jest bowiem tak, że szacuje się wysokość składki na podstawie ryzyka. Jesteś młody, jeździsz drogim, szybkim autem, więc płacisz więcej.

Wprowadzenie tych zasad do ubezpieczenia zdrowotnego skutkowałoby tym, że zdrowi młodzi ludzie płaciliby 50 zł miesięcznie, zaś ludzie narażeni na choroby lub mający już jakieś choroby przewlekłe, musiałby wysupłać kilka tysięcy miesięcznie. To kompletnie niezgodne z zasadami społecznej solidarności, więc nie przejdzie.