Styczeń 2017 upływa pod znakiem debaty o coachingu i McKołczingu, czyli serwowanej na szybko papce pseudorozwojowej. Z jednej strony jest "kręcenie beki" z dziwnych porad wygrzebanych z odmętów internetu [1], z drugiej pojawia się określenie "Voldemort coachingu" [2], [3] a z trzeciej, odpowiedź "polskiej coacherki" na "zarzuty" [4]. Tej ostatniej publikacji poświęcam poniższy wpis będący krytyczną analizą rozmowy Adama Sieńko z Moniką Zubrzycką-Nowak.
______________
W pierwotnej wersji wpisu potraktowałem wypowiedź pani Moniki jako stanowisko Izby Coachingu. To postrzeganie zostało sprostowane przez rzecznika Izby. Wiadomość, którą otrzymałem umieściłem na końcu wpisu za zgodą cytowanej osoby.*
______________
Zacznę od kilku fragmentów wywiadu, które zwróciły moją uwagę jako pozytywne:
Ci, którym wydaje się, że wiedzą najwięcej na ten temat, przeważnie z coachingiem nigdy nie mieli do czynienia, albo trafili w ręce pseudocoacha. I wtedy mają rację, twierdząc, to co twierdzą.
Podkreślmy to – „gębę” coachingowi przyprawia działalność osób mających z tą metodą tyle wspólnego, co koniki morskie z jazdą konną.
[…] celem coachingu jest zbudowanie stabilnej, wewnętrznej motywacji, odkrycie tego, co sprawia nam radość. To niekoniecznie musi być zgodne z wartościami osoby, której płacimy. Ostatnie zdanie zbędne, bo budzi więcej pytań niż wyjaśnia, ale w tym fragmencie rozmowy pada chyba najważniejsza informacja o Coachingu przez wielkie "C" – bazowanie na tym, co kluczowe dla beneficjenta coachingu - jego motywacji i zasobach.
Dzisiaj w niedzielę zamiast pomyśleć nad swoim życiem trafiamy do centrum handlowego. Coaching daje szansę, by klient znalazł przestrzeń na refleksję, samoanalizę, by opanował sztukę zarządzania swoim oprogramowaniem.
Bez samoświadomości i refleksji nie ma rozwoju. Coaching zachęca i do jednego, i do drugiego.
Niestety, więcej fragmentów budzi mój sprzeciw, bądź wymaga doprecyzowania. Oto one:
Coaching przez długi czas pozostawał poza wszelkimi regulacjami. Sformułowanie sugeruje, że to się zmieniło (że są regulacje), a to nieprawda. Co więcej - mam szczerą nadzieję, że nikt za regulowanie coachingu się nie weźmie. Wartość mają za to katalogi dobrych praktyk, kodeksy etyczne oraz samoregulacje i samorządy gospodarcze – tę ostatnią rolę ma spełniać Izba.
Powinniśmy przywrócić coachingowi jego pierwotną funkcję, jaką jest inspirowanie człowieka do samodzielności. Co ciekawe, w literaturze znajdziemy wskazanie, że to kryzys ekonomiczny przełomu lat 80-tych i 90-tych był przesłanką do rozwoju coachingu - stanowił odpowiedź na utratę poczucia stabilności, sposobem na samodoskonalenie [5]. Z drugiej strony coaching wywodzi się ze sportu i miał za zadanie podnieść wyniki zawodnika dzięki wskazówkom trenera. Gdyby szukać jeszcze głębiej, coaching wiąże się z transportem – np.: „coach” jako wagon kolejowy lub autokar w j. angielskim, czy polskie słowo „kuczera” oznaczające stangreta.
Coach został przez ministerstwo wpisany na listę zawodów. Powstała etyka zawodowa, jest sąd koleżeński. Staramy się pilnować jakości.
- Primo - argument o wpisaniu coacha do klasyfikacji zawodów bywa przytaczany jako koronny argument za profesjonalizacją. Ale tak naprawdę niczego to nie zmienia, nie nobilituje, nie dowodzi dbałości o jakość. Klasyfikacja zawodów jest „usystematyzowanym zbiorem zawodów i specjalności występujących na rynku pracy. Stanowi "spis z natury" zawodów zidentyfikowanych na rynku pracy”[6]. Dodajmy, że na liście zawodów obok coacha (pełna nazwa zawodu „Trener osobisty (coach, mentor, tutor)” – nr w klasyfikacji 235920) jest też baca (613001), bioenergoterapeuta (323002) a nawet wróżbita (516102).
- Secundo - etyka zawodowa istniała przed powstaniem Izby (IC wzorowało się na kilku kodeksach etycznych pisząc swój). Żeby oddać sprawiedliwość, przyznam, że Izba ma - w mojej opinii - najlepiej sformułowany kodeks etyczny spośród organizacji coachingowych obecnych w Polsce (tutaj do pobrania jako .pdf ze strony Izby [7]).
Przez laików coaching często jest zestawiany z psychoterapią – twardą nauką...
...taka ona twarda jak ten coaching. Jak rozumiem, chodziło o psychologię, a nie psychoterapię. Niby drobiazg… Żałuję też, że pani Monika nie rozwija swojej myśli, tym bardziej, że ten fragment budzi wątpliwości w komentarzach, które czytałem na temat tej rozmowy.
Coaching w założeniu nie jest dla chorych
Tak, coaching nie jest terapią. Ale (domyślne) nazwanie osób udających się do terapeuty "chorymi" nie jest fortunne.
Chodzi o to, by coach sprawił, że klient zacznie myśleć samodzielnie. Daleko idąca deklaracja, która sprawia wrażenie, że do coacha przychodziła osoba bezmyślna (tak, moja interpretacja też jest daleko idąca).
Żartem można powiedzieć, że terapia jest dla kobiet. Bo od wieków były uznawane za histeryczne i wymagające naprawy. Coaching jest tymczasem dla mężczyzn, bo oni też potrzebują wejrzeć w głąb siebie, ale nie chcą, żeby kojarzono to z ich ułomnościami. Tylko czekać, kiedy ten „żart” usłyszymy w Familiadzie…
Z drugiej strony danie pracownikowi szansy rozwoju oznacza, że urośnie, wzmocni się. Pozna swoje wartości i potrzeby. To może być groźne dla przedsiębiorstwa, bo może wtedy stwierdzić, że nie chce już dalej dla niego pracować. Ale to problem głównie dla mało dojrzałych firm. Jacek Santorski trafnie pisał o mentalności folwarcznej w zarządzaniu w Polsce [8]. Jeśli takiemu podejściu ma „zagrażać” coaching, to niech to robi jak najskuteczniej!
[…] coaching, m.in. ze względu na cenę dotyczy głównie ludzi na wysokich stanowiskach. Nie mogę zrozumieć jak coś takiego mogła powiedzieć przedstawicielka samorządu gospodarczego. To stwierdzenie jest nieprawdziwe i szkodliwe. Coaching może dotyczyć każdego – po pierwsze z uwagi na to, że jest skuteczny w rozwijaniu samoświadomości i wspieraniu realizacji dowolnych celów (osobistych, zawodowych, rodzinnych), po drugie z uwagi na to, że wielu coachom zdarza się proponować swoje usługi pro bono lub w zamian za wolontariat na rzecz ustalonej organizacji.
Jak szybko będzie mi pani mogła autoryzować ten wywiad?
I widzi pan – znowu nie ma czasu na refleksję (śmiech). Mam nadzieję, że gdyby pani Monika dała sobie czas na refleksję, wywiad dawałby więcej, jakże potrzebnej, zrozumiałej i klarownej wiedzy o coachingu.
P.S. W reakcjach na wywiad pojawia się zdziwienie słowem "coacherka" - wbrew pozorom, z punktu widzenia językowego, jest to prawidłowe określenie. Coach/ coacher można stosować zamiennie (nawet, jeśli dziwnie brzmi).
____________________ Errata:
* Po publikacji wpisu otrzymałem poniższą informację. Publikuję ją za zgodą autora: Panie Adamie, dziękuję za podzielenie się swoimi uwagami i zabranie głosu w toczącej się dyskusji. Chciałbym jednak zwrócić uwagę, że analizowany przez Pana wywiad nie jest stanowiskiem Izby Coachingu, nie pełni roli "odpowiedzi Izby na zarzuty" jak Pan sugeruje ani prezentacji stanowiska Izby w odniesieniu do innych publikacji na łamach INNPoland.
Nie mniej bardzo dziękuję za propagowanie dobrych praktyk i dbanie o standardy w naszej profesji." Łukasz Marciniak - rzecznik Izby Coachingu.