Retoryka fair play
Aleksandra Ślifirska
15 kwietnia 2016, 10:06·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 15 kwietnia 2016, 10:06Czy lider biznesu powinien znać swoją publiczność? Jak ją rozpoznawać i jak ustalać cele komunikacji z poszczególnymi grupami odbiorców? I wreszcie - dlaczego dla lidera tak ważny jest kontakt z różnymi środowiskami i budowanie z nimi relacji? Dzisiaj zapraszam Państwa do fragmentu rozmowy z Henryką Bochniarz. Wywiad ukazał się w mojej książce "Rekiny biznesu w mediach". Tytuł rozdziału nosi tytuł "Retoryka fair play".
Porozmawiajmy zatem o publiczności Henryki Bochniarz dzisiaj. Jaka ona jest? Bo jest różnorodna prawda?
Tak, bo bardzo świadomie staram się, żeby życie nie było jednowymiarowe. Pewne grupy, do których mówię – także poprzez media czy internet – przenikają się, a inne nie. Kiedy byłam na 30-leciu Teatru Witkacego w Zakopanem , którego jestem mecenasem, poproszono mnie o zabranie głosu. Po przemówieniu oglądający widowisko podchodzili do mnie i widziałam w ich oczach zaskoczenie, że jestem związana z teatrem. Tę zakopiańską świątynię Witkacego odwiedza ciekawa publiczność, ludzie niesztampowi, z niezwykłą wyobraźnią, a ja w takim gronie czuje się jak ryba w wodzie. Chłonę atmosferę. Słucham i widzę inny świat. Utarło się mówić, że świat biznesu i świat kultury to dwa bieguny, którym trudno się porozumieć. Absolutnie się z tym nie zgadzam. Gdyby ci utrwalający stereotypy posłyszeli Andrzeja St. Dziuka, dyrektora artystycznego i naczelnego teatru, jak tłumaczy wpływ otwarcia nowej kotłowni na obniżenie kosztów funkcjonowania teatru, dalece by się zdziwili.
Nawet w grupie samych przedsiębiorców, z którymi się Pani komunikuje jest duże rozwarstwienie.
Tak, bo przedsiębiorcy nie stanowią jednorodnej grupy, a zatem i moja publiczność nie jest jednorodna. Widzę to, kiedy odwiedzam regionalne oddziały naszej organizacji, gdzie członkami konfederacji są najczęściej małe i średnie firmy. One mają zupełnie inne problemy, aniżeli liderzy wielkiego biznesu. Rozmowa z nimi wymaga innych argumentów, innych obrazów, a nawet innych metafor. Podobnież jest z publicznością, z jaką mam do czynienia przy okazji Kongresu Kobiet. A jeszcze inną grupę stanowią bywalcy Forum Nowych Idei w Sopocie. Tu z kolei przyjeżdżają światowej klasy intelektualiści, wyzwanie komunikacyjne jest ogromne. Aby wejść z nimi w dialog, trzeba się do niego solidnie przygotować. Ba! Przygotować się trzeba do samego ich słuchania. Nie powiedziałam jeszcze o publiczności, która z punktu widzenia mojej zawodowej roli może zadziwić, ale jest dla mnie bardzo ważna. Mam na myśli moje wnuki. Przeżywają swoje problemy i też muszę znaleźć sposób budowania z nimi więzi właśnie poprzez właściwą komunikację. To bogactwo osób i różnorodność grup daje mi ogromną frajdę. Nie wstaję rano z myślą, że znowu będę robiła to samo.
Z tej krótkiej analizy grup tworzących Pani publiczność wynika, że lider to osoba, której praca polega w dużej mierze właśnie na mówieniu do ludzi.
Komunikacja jest dla lidera narzędziem do inspirowania. Dlatego powinien ją traktować poważnie. Jeśli nie potrafimy pociągnąć za sobą ludzi, to nie jesteśmy liderami, a pociągamy czynami i tym, że potrafimy o nich opowiadać, a opowiadając zapalamy innych. Trudno to robić pantomimą. Umiejętność przekonywania ludzi do swoich racji czy planów tak, że realizują je potem sami z siebie, jest prawdziwym przywództwem. Osoby, z którymi lubię pracować to te z pomysłami i krytycznym okiem, które nie mówią w co drugim zdaniu „ma Pani rację”. Nie potrzebuję takiego potwierdzenia. Ja wiem, kiedy mam rację. Wiem także kiedy jej nie mam. Zawsze starałam się budować instytucjonalny porządek, bo nie sztuką jest mieć pomysł i go zrealizować, ale ważne jest by budować silne struktury, które będą w stanie stworzyć coś więcej, wprawić w ruch ideę. Dla mnie to jest przejawem kreatywności. Gdybym dzisiaj wyjechała do Australii na dwa lata, to Konfederacja Lewiatan będzie chodzić jak w zegarku, a Kongres Kobiet z pewnością się odbędzie. Teatr będzie wystawiał piękne sztuki i zachwycał publiczność, a Fundacja Prymus będzie nadal wspierała dzieci. Tak właśnie rozumiem przywództwo - jako piękną ideę, do której przekonuję ludzi w takim stopniu, że kiedy się z nią oswoją - przyjmą jako swoje dzieło. Niekoniecznie w 100 procentach tak, jak ja bym to zrobiła, ale nie o to chodzi. Chodzi o to, by ludzie mieli wolę kontynuacji. Kiedy byłam drużynową w harcerstwie, czy przewodniczącą klasy, nigdy nie fascynowała mnie władza polegająca na wydawaniu rozkazów i rozliczania z zadań. Dla mnie ludzie, którzy w ten sposób realizują swoje zamierzenia, są nie do zaakceptowania. Pracowników można trzymać krótko, można też zmuszać ich do wykonywania tego, co dokładnie im się każe, ale wtedy nigdy nie będziemy mieć tej wartości dodanej. Bo oni owszem wykonają zadanie, ale nie będą z nim emocjonalnie związani. I jak nie będą widzieli przestrzeni, w której mogą coś od siebie zaproponować, to nie stworzą dzieła, nie uskrzydlą idei.
Co jest zatem kluczem takiej komunikacji?
Sądzę, że wewnętrzna energia. Muszę mieć ją najpierw w sobie, by mogli poczuć ją inni. I ona się uwidacznia także w sposobie narracji, zwłaszcza w głosie. W głosie jest też szczerość intencji. Gdybym mówiła monotonnym głosem, pauzowała, przedłużała samogłoski, to wszyscy po 5 minutach by zasnęli. Człowiek potrzebuje inspiracji, a nawet cały czas jej szuka. Szuka jej tak często, jak odpowiedzi na ważne pytania. Jedną z funkcji komunikacji jest inspirowanie.