To nie przypadek, że w ostatnim roku wyemitowano dwie nowe produkcje związane z innowacją, technologią i światem ICT. Hollywood ostatecznie potwierdziło, że tworzenie komputerów i rozwiązań IT stało się "cool and sexy as hell".
"Sillicon Valley" to trochę satyra na fascynację fenomenem Doliny Krzemowej, a trochę wciągająca historia grupy młodych innowatorów, którzy - a jakże - w garażu, tworzą start-up "Pied Piper". Zabawna i megaseksitowska.
Panie występują tu wyłącznie w roli "technologicznych paprotek". W pierwszych pięciu epizodach, jak analizują czujnie amerykańskie feministki, spotykamy takie postaci kobiece jak: czarnoskóra striptizerka Mochachino, atrakcyjna aktorka wynajęta do zabawiania panów na technologicznej imprezie i dziewczyna jednego z inżynierów, której życie seksualne jest obiektem fascynacji naszych geek-bohaterów. Bardziej kompetentna technologicznie jest Monica - asystentka ekscentrycznego miliardera stylizowanego na Steve'a Jobsa, który inwestuje w "Pied Piper" - ale pozostaje jedynie wsparciem genialnego mężczyzny i postacią drugoplanową.
W "Sillicon Valley" kobiety odgrywają jeszcze mocniej marginalną rolę niż w prawdziwej Dolinie Krzemowej, gdzie ich obecność szacuje się na około 12 procent (w progresywnych "Google" jest ich, jak ujawniono niedawno aż (!) 17 proc.)
Twórcy serialu obiecują kolejny sezon w kwietniu 2015, a w nim więcej merytorycznych Pań.
"Halt and catch fire" - to z kolei coś, co określiłabym jako poruszający, nieco mroczny, "dramat obyczajowy o innowacji". Akcja toczy się w 1983 roku - w początkach ery komputerowej. W fikcyjnej, dobrze rozwijającej się, choć nieszczególnie nowatorskiej firmie Cardiff Electric, pojawia się tajemniczy wizjoner - Joe, który chce stworzyć zupełnie nową maszynę: komputer mobilny. Jak określa to dosadnie: "I want to build a machine that nobody else has the balls to build".
Joe spotyka na swojej drodze utalentowanego, choć sfrustrowanego wcześniejszymi niepowodzeniami inżyniera hardware'u - Gordona - i genialną, młodą programistkę - Cameron. Razem w gwałtownym i często bolesnym procesie twórczym, kreują "Giganta".
"Gigant" - protoplasta laptopa - okazuje się krokiem naprzód, ale też wielką, straconą szansą na prawdziwą rewolucję. Kompromisem i osobistą porażką bohaterów. Dialektyka procesu innowacji pokazana jest w "Halt and...." w bardzo zniuansowany, wielowymiarowy sposób.
Ale wróćmy do postaci kobiecych.
Cameron jest kolorowym punkiem, niezależnym duchem, talentem IT z najwyższej półki. Stylem uni-sex wyprzedza epokę. I przeraża swoje otoczenie. To o niej Joe mówi ""Everything about you intimidates people"". To właśnie ta outsiderka, łamiąca stereotypy nt. roli kobiety w społeczeństwie, tworzy prawdziwie nową jakość w postrzeganiu komputerów. I jest przyszłością branży.
W "Halt and...." jest też druga mocna postać kobieca. Donę, żonę Gordona, poznajemy jako dość zwykłą, choć aktywną zawodowo kobietę - dbającą o ognisko domowe i wychowującą dzieci. Powstrzymuje męża przed ryzykownymi decyzjami. Wkrótce jednak okazuje się, że Dona jest wspaniałym specem od hardware'u i to jej dziełem jest najważniejsza innowacja techniczna wprowadzona do "Giganta". Trochę naciągane? No może... Ale i tak fajnie jest oglądać Donę brawurowo odzyskującą dane z twardego dysku, podczas gdy panowie dawno już wymiękli;)
Mimo umiarkowanego sukcesu frekwencyjnego, twórcy ""Halt and catch fire"" zapowiadają emisję drugiego sezonu na lato 2015. Wszystko wskazuje na to, że fabuła skupi się tym razem na powstawaniu alternatywnej, wczesnej wersji Internetu. Będzie ciekawie. Cameron ma teraz swoją własną, nowatorsko sformułowaną firmę, a'la Apple - "Mutiny". Z niepozbieranej, wyizolowanej buntowniczki przeradza się w przywódczynię i wizjonerkę. Do "Mutiny" w finałowym odcinku dołącza Dona.
Czy kobiecy projekt zatrzęsie systemem i zmieni reguły gry?.
Już nie mogę się doczekać:)