Armia pokojowych pomocników
Irena Lipowicz
29 czerwca 2015, 10:32·1 minuta czytania
Publikacja artykułu: 29 czerwca 2015, 10:32Innowacje biorą się często ze spotkania z Innym. Z inną tradycją, zwyczajem, architekturą, kuchnią czy prawem. Nagle widzimy, że to Inne jest nowe, interesujące, próbujemy niektóre rzeczy zaadoptować lub odrzucić. Otwartość opłaca się historycznie i ekonomicznie. Nie zubaża tożsamości, ale ją wzbogaca.
Polska, kraj pierogów ruskich i ryby po greku, kołdunów litewskich i karpia po żydowsku, zdumiewająco łatwo stała się także krajem kebabów. Ma pociąg do nowości. Ba, zawsze go miała w najlepszych okresach swojej państwowości. Nawet różnorodność polskich nazwisk wskazuje na bogactwo historycznych tropów, na zdolność przyciągania i udzielania schronienia, dzielenia się chlebem.
Nie powinniśmy tracić ani zubażać tej narodowej cechy. Od kilku lat słusznie zwraca się uwagę na „kulturę przyjęcia” danego narodu wobec uchodźców, wobec osób w potrzebie i rodzin z dziećmi szukających pomocy społecznej, czasami nowej ojczyzny. Z drugiej strony, można zaobserwować zjawisko tzw. nowego egoizmu, u osób, które czują się pewnie i bezpiecznie, bo usuwają z pamięci to, co przeżyła ich prababcia lub dziadek na Syberii.
Ostatnio zetknęłam się z pięknym przykładem wsparcia udzielonego młodemu chłopakowi z Ukrainy, oszukanemu wcześniej przez polskiego pracodawcę. Zapytałam osobę wspierającą, dlaczego pomaga? Odpowiedź była krótka: moje dorosłe dziecko jest teraz w Londynie, być może ktoś mu tam pomaga, ja robię to samo tutaj, to normalne.
Gdyby tylko ci, którzy sami pracowali lub których dzieci pracują teraz za granicą włączyli się w Polsce w akcję pomocy migrantom, przyjęli ich dobrze we wspólnotach samorządowych, osiedlach, czasem parafiach, mielibyśmy prawdziwą armię pomocników. Najbardziej pokojową i użyteczną armię świata.