Teraz wszystkie media żyją jednym wydarzeniem: rezultatem referendum w Wielkiej Brytanii, w którym 51,9% głosujących opowiedziało się za wyjściem tego kraju z Unii Europejskiej. Przetaczają się fale dyskusji i ponurych wizji przyszłości. Zanim przejdę jednak do swojego omówienia tego być może historycznego wydarzenia chciałbym zwrócić uwagę na jeden fakt „przedreferendalny”.
Otóż dzień lub dwa przed referendum, gdy wszyscy dywagowali nad najbardziej prawdopodobnym rozstrzygnięciem, w radiu wypowiadał się m.in. Wiesław Rozłucki, były prezes naszej giełdy. Na wątpliwości redaktora prowadzącego stwierdził autorytatywnie, że o ile sondażom nie można ufać, to fakt jak ludzie wydają realne pieniądze jest najlepszą analizą postaw i prognozą na przyszłość. A Brytyjczycy obstawiali pozostanie swojego kraju w UE. „Rynek nadal naśladuje wzór zapamiętany z referendum w sprawie niepodległości Szkocji, kiedy historyczne przekonanie co do ostatecznego „nie” osłabło lekko dziesięć dni przed referendum aby ostatecznie odbić w tygodniu przed głosowaniem – powiedziała Naomi Totten z Betfair, gdzie prawdopodobieństwo pozostania Wielkiej Brytanii w Unii, implikowane z zakładów klientów, sięga 75 proc.”
Jak już wiemy, ogromnie się mylili:
„Brytyjscy bukmacherzy szacują w piątek rano, że prawdopodobieństwo Brexitu wynosi obecnie 94 proc. To skutek napływających z kolejnych okręgów wyników wskazujących na przewagę w referendum zwolenników wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej.
Tymczasem jeszcze w czwartek wieczorem bukmacherzy obstawiali na 90 proc., że w referendum wygrają przeciwnicy Brexitu.” (PAP)
Cytaty te są realnym dowodem występowania dwóch zjawisk:
1. całkowitej fałszywości hipotezy efektywnych rynków, której fanem jest p. W. Rozłucki (w skrócie – rynek najlepiej wycenia wszelkie istniejące informacje przez co cena instrumentu finansowego, w tym wypadku zakładu bukmacherskiego, w najlepszy możliwy sposób odzwierciedla rzeczywistość i przyszłość).
2. tzw. „rynki finansowe” opierają się głównie na danych historycznych. W naszym kraju w takich analizach specjalizuje się Wojciech Białek.
Przechodząc płynnie do samego referendum koniecznie trzeba zacząć od tego czym to referendum jest a czym nie jest. Doskonale podsumował to w swoim wpisie na facebooku M. Barczentewicz, polski prawnik, wykładający prawo konstytucyjne na Oxfordzie:
„1. Wielka Brytania nie wyszła z Unii Europejskiej i nie jest pewne czy wyjdzie. To referendum nie ma żadnej mocy prawnej, ani w prawie UK, ani w prawie UE. Innymi słowy, nie jest prawdą, że doszło do 'Brexit'.
2. Jest prawnie możliwe ale bardzo mało prawdopodobne, że nowy rząd w Londynie z pomocą parlamentu doprowadzą do niezwłocznego jednostronnego wypowiedzenia traktatów UE.
3. Prawdopodobny scenariusz jest taki, że przez najbliższe kilka lat niewiele się zmieni w prawnej relacji UK/UE a traktatowa procedura wyjścia z UE (słynny Artykuł 50 TUE) zostanie dopiero wszczęta, gdy brytyjski rząd będzie miał jasny plan (jest do tego jeszcze daleko).”
Oznacza to, że obecnie mamy do czynienia z histerią nakręcaną przez media a większość „analiz” co po brexicie nie warta jest funta kłaków. Wiadomo z pewnością jedno: w wyniku wewnętrznych rozgrywek w Partii Konserwatywnej obecna polityczna rola Wielkiej Brytanii w UE uległa ogromnemu osłabieniu. Czy to w ogóle przekłada się na gospodarkę w dłuższej niż tydzień perspektywie? To się dopiero okaże. Dlatego chciałbym się tutaj skupić się na przyczynach takiego wyniku referendum, jako materiału do przemyśleń dla decydentów w UE i na świecie.
I. Demografia
Analiza struktury głosujących wg wieku stawia ważne pytania dla polityków i firm w UE, Japonii i Chinach. Jak bardzo preferencje osób starszych różnią się od młodszych i kto w największym stopniu ponosi konsekwencje ich wyborów? Co oznacza polityczna dominacja „emerytów” dla polityki gospodarczej?
II. Rola państwa w gospodarce
Adrian Zandberg z partii Razem uważa, że „Tam, gdzie życiowa stabilizacja skończyła się wraz z przemysłem, przestrogi, że Brexit zagrozi stabilności, przyjmowano z ironicznym uśmiechem. Referendum stało się okazją do symbolicznego przytarcia nosa "tym na górze".
Do podobnych wniosków dochodzi autor bloga mainlymacro. Zacytuję fragment w swoim wolnym tłumaczeniu:
„Tak wiele osób z partii rządzącej oraz laburzystów będzie twierdzić, że wynik referendum oznacza, że aby wygrać politycy będą musieli ograniczyć imigrację. Jednak to, czego ludzie naprawdę chcą to lepszy system opieki zdrowotnej (NHS) a błędnie uważają, że ograniczenie imigracji im to zapewni.”
Ze znaczenia systemu NHS dla przeciętnego Brytyjczyka zdawał sobie doskonale sprawę lider nacjonalistycznej, antyeuropejskiej partii UKIP Nigel Farage. Głosił on, że w przypadku wyjścia kraju z UE 350 mln funtów ze składki unijnej zostanie właśnie przekazane na ochronę zdrowia. Kilka godzin po ogłoszeniu wyników przyznał się, że kłamał.
Oznacza to, że głosy przeciw UE są przede wszystkim głosem przeciwko rozmontowywaniu osłon socjalnych w imię wzrostu gospodarczego i podnoszenia konkurencyjności.
Czyli spora część głosujących (głosy oddało przeszło 71% uprawnionych) nie kierowała się wiedzą a emocjami. Te zaś od dłuższego czasu skutecznie podgrzewały wszystkie czołowe brytyjskie tabloidy głównie strasząc imigrantami.
Na ten zalew brukowej propagandy nie była w stanie odpowiedzieć szacowna publiczna BBC gdyż tak się nieszczęśliwie złożyło, że do końca roku rząd ma przyjąć nowy 10 letni plan finansowania tej instytucji. Nie chcąc urazić polityków obu stron konfliktu w rządzącej partii konserwatywnej, dziennikarze tej stacji starali się zachować „bezstronność” zapraszając zawsze równą liczbę ekspertów obu stron. W efekcie promowani byli mało liczący się w świecie nauki eksperci strony antyunijnej a ogólny przekaz uległ zamazaniu.
Należy zatem poszukać odpowiedzi na pytanie jak silne są obecnie tabloidy i ich właściciele oraz czy media publiczne stanowią dla nich przeciwwagę nawet w tak przyzwyczajonych do demokracji społeczeństwach jak brytyjskie.
IV. Umowa transatlantycka TTIP
Dalszy przebieg negocjacji UE-USA będzie, moim zdaniem, dobrym próbnikiem tego jak zmieniła się polityka UE po referendum. Większość przesłanek skłania do wniosku, że Brexit spowoduje wydłużenie negocjacji TTIP i utratę znaczenia jednego z najbardziej entuzjastycznych zwolenników tej umowy. Zwiększy też rolę Polski w tych negocjacjach. Więcej na ten temat znajdziecie tutaj.
Na wszystkie te powyższe pytania będą sobie musieli odpowiedzieć przede wszystkim politycy partii rządzących w krajach UE, a także politycy unijni i elity finansowe. Wynik referendum jest kolejnym znakiem, oprócz milionowych protestów we Francji, że Unia musi się zmienić. Musi zakończyć konkurencję do dna w ograniczaniu „kosztów”, czyli praw pracowniczych i socjalnych. Powinien być paradoksalnie sygnałem do dalszej integracji, bo tylko jako trzeci pod względem liczby ludności i drugi pod względem PKB na świecie organizm polityczno-ekonomiczny Unia jest w stanie wprowadzić niezbędne reformy nie oglądając się na resztę świata.